Czas wolny w PRL – Wojciech Przylipiak
Tytuł: Czas wolny w PRL
Autor: Wojciech Przylipiak
Wydawnictwo: Muza
Kategoria: publicystyka, esej
Liczba stron: 382
Czas wolny w PRL autorstwa Wojciecha Przylipiaka to cudowna mentalna podróż do czasów, z których miłe wspomnienia w głowie i sercu pozostały niejednej osobie.
Niezmiernie ucieszyłam się, widząc tę książkę. Pomyślałam sobie, że trochę pogrzebię we własnych i cudzych wspomnieniach, przypomnę sobie, jak to było kiedyś, zobaczę rzeczywistość jeszcze przed moim pojawieniem się na świecie w 1983 roku. Można wywnioskować, że skoro od ziemi porządnie nie odrosłam, gdy komunizm upadł, to nie za bardzo mam za czym tęsknić. Ale na wsi, na której mieszkałam w dzieciństwie, pewne naleciałości czasów minionych dłużej pozostały żywe. Z tym większym sentymentem usiadłam do książki Czas wolny w PRL, by ogrzać się trochę w cieple cudownych wspomnień.
Kto ze współczesnych młodych nie spał na lekcjach historii, ten wie, że czasy komuny były, nazwijmy to, dość specyficzne. Niejednokrotnie wgłębiałam się w temat, czytałam przedruki autentycznych listów z epoki, podziwiałam zdjęcia, czytałam opisy i wspomnienia, dla własnej przyjemności. Co prawda jestem dzieckiem schyłkowej komuny, ale doskonale pamiętam, czym była zabawa w grzybki, wyścig pokoju, kapsle, jak się grało nożem w państwa (nie państwa-miasta!). To był dopiero ewenement – brało się nóż i rysowało się koło, które dzielone było na równe części dla każdego gracza. Nożem rzucało się w ziemię przeciwnika po wypowiedzeniu wojny – jak się nóż wbił i utrzymał w miejscu, to się “odcinało” nożem część terytorium i przyłączało do własnego. I tak do skutku, aż ktoś stał się najpotężniejszym władcą w kole.
Wiecie, teraz to ja się trochę z tego śmieję, ale prawda jest taka, że jako dziecko potrafiłam na podwórku godzinami grać z dzieciakami z bloków. Mimo, że nie mieliśmy takiej jak dziś techniki do dyspozycji, wcale się nie nudziliśmy. Wtedy jedną zabawę kończyło się i zaraz zaczynało następną. Pamiętam, że trzepak nie stanowił jedynie punktu czyszczenia dywanów, ale była to baza, do której zlatywały się dzieciaki z całego mojego osiedla. Nigdy nie zapomnę tych fikołków, które uskuteczniałam na najwyższej poręczy, lub na niższej – tuż nad betonową wylewką pod trzepakiem. Że też ja się wtedy nie bałam! Czy wiecie, moi młodsi koledzy, że kiedyś nie chodziło się wszędzie z telefonami, tylko krzyczało się pod oknem? I te siermiężne place zabaw z urządzeniami, które raczej obecnie nie przeszłyby testów z zakresu bezpieczeństwa. Ale kto by się wtedy tym przejmował?
Wystarczy wspomnieć, że nóż w kieszeni nikogo nie dziwił, w końcu służył tak samo do strugania procy, jak i do wspomnianej wyżej gry w państwa. Jak rano wychodziliśmy z domu, to wracaliśmy dopiero na obiad, a później na kolację. Ewentualnie, gdy mama życzyła sobie widzieć mnie częściej, krzyczała na mnie z okna.
I znów muszę oderwać się od wspomnień, choć ta książka wyjątkowo mocno je odświeżyła. Bo przecież komuna to nie tylko lata 80., które nieco pamiętam. Są jeszcze do omówienia cztery inne dekady.
Czas wolny w PRL-u w przypadku dorosłych, to często zagospodarowane przez władzę życie. Partia wyjątkowo lubiła ingerować w czas wolny, dostosowując społeczeństwo do jedynej słusznej ideologii. Odgórnie narzucane inicjatywy i pomysły na spędzanie czasu, nie pozostawiały Polkom i Polakom wielkiego wyboru. Zresztą w tygodniu zbyt wiele czasu na relaks też nie było, bo obowiązkiem była praca, a po niej, szczególne kobiety, wracały do domowej codzienności – kolejki przed sklepami, które pożerały czas, deficyty na półkach, kartki na produkty, kombinowanie. A gdy wracały do domów, tam także czekały na nie obowiązki, które trzeba było wykonać.
Można było od święta pójść do kina (również objazdowego) i obejrzeć film – najczęściej jakąś staroć lub propagandę. Niezwykle popularne były ogródki działkowe, na których pracowali i wypoczywali masowo Polacy. Były także inne przyjemności proponowane przez liczne koła zainteresowań. Popularne były kółka szachowe, czytelnicze, Kluby Praktycznej Pani, czy też Związek Młodzieży Wiejskiej i wiele, wiele innych, a każde z nich organizowało jeśli nie jakieś zawody, to kursy praktycznych umiejętności. Bez dwóch zdań władza dbała o to, by ludzie mieli co robić, nawet dopłacała do tego (np. wczasy pracownicze, kolonie letnie dla dzieciaków), ale w zamian żądała przejęcia kontroli nad społeczeństwem. Ciekawe było narzucanie różnych zadań w ramach czynów społecznych – np. porządkowanie terenów, malowanie czy remontowanie różnych obiektów, i jeszcze inne pomysły, w które angażowali się licznie Polacy.
Autor poruszył to o wiele więcej interesujących tematów. Omówił mi.in. kwestię autostopu, który bił u nas rekordy popularności – przy okazji odsłuchałam sobie piosenkę Karin Stanek, o wymownym tytule “Autostop” :). A jako Naród lubiliśmy (często też nie było innej opcji) podróżować po kraju – od gór, przez Mazury, do morza. Zachód dla większości osób był poza zasięgiem, ale kraje demoludu były już na wyciągnięcie ręki do zwiedzania, choć wcale nie tak tanie, jak może nam się teraz wydawać. Nie da się przy tej okazji pominąć zamiłowania do biwaków i karkołomnego pakowania całego majdanu do malucha. Swoją drogą, dalej nie mogę zrozumieć, jak ludzie potrafili tak się do niego zapakować, z połową dobytku i całą rodziną, by wyruszyć w drogę przez pół Polski 🙂
Przyznam, że ta książka to przepastna skarbnica wiedzy o czasie wolnym w PRL-u, pprawdziwa gratka, którą czyta się na raz. Zanim skończyłam ją czytać, już ustawiły się do mnie dwie osoby po nią. Ja się temu nie dziwię. Jest tu tak ogromna ilość wiedzy i zdjęć, a na tych zdjęciach prawdziwi ludzie, autentyczne sytuacje, że czasem człowiek odpływa we własne wspomnienia. Czas wolny w PRL sprawił, że ubawiłam się setnie, ale i wzruszyłam zupełnie niechcący, wysilając pamięć.
To jest bardzo dobra książka, i myślę, że każdy miłośnik PRL-u powinien po nią sięgnąć, by uzupełnić swoją wiedzę lub odświeżyć wspomnienia. “Niemiłośnik” też, by zobaczyć, jak się naprawdę kiedyś żyło. A żyło się zdecydowanie inaczej i na pewno ciekawie.
Dziękuję Wydawnictwu Muza S.A. za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki