Czerń i purpura – Wojciech Dutka
Przeczytałam „Czerń i purpura” i chyba po raz pierwszy nie wiem, co napisać… Bo to wydarzyło się naprawdę, stanowiąc kanwę dla powieści… Nie chciałabym tego spłycić, ująć czegokolwiek tej historii.
„Czerń i purpura” to historia uczucia esesmana Franza, który z dumą nosił czapkę z trupią czaszką, do młodej Żydówki z Auschwitz. Kat i bohater w jednym, dziwne połączenie w bezlitosnej obozowej rzeczywistości. I samo to jądro ciemności – nie bez przyczyny określono tak Auschwitz. Ocean obrzydliwości, dom żywych trupów. Wychudzeni więźniowie i tłuste obozowe szczury… I pośrodku tego szaleństwa pojawia się ona – Milena, przyczyna problemów i zarazem koło ratunkowe dla resztek sumienia Franza.
Spotykają się po raz pierwszy podczas transportu, gdy Franz z zimną krwią morduje znanego Milenie lekarza. Esesman jeszcze nie wiedział, że ona, młoda Żydówka, która w tej chwili nabiera wstrętu do niego, stanie się bliska jego sercu. Jednak na suto zakrapianych urodzinach Franza, występująca w roli śpiewaczki Milena wpada mu w oko i ich drogi, wbrew logice, łączą się. Prawdziwy paradoks. Dziwne to wszystko, naprawdę trudne do zrozumienia.
Ta książka poruszyła mnie do głębi, nie umiałam wyciszyć emocji po tym, jak zamknęłam ostatnią kartę. I nie chodzi tylko o niesamowitość i zarazem prawdziwość tej historii. Po raz kolejny boleśnie odbierałam w swojej świadomości istnienie obozu, maszyny śmierci, która beznamiętnie pożerała ludzi. Obojętnie – młody, stary, kobieta, mężczyzna. Żyd, Rom, Polak, komunista. Kto się nie nadawał do pracy – na lewo, kto był w stanie pracować ponad siły – na prawo. Jeden kierunek równy skróconej drodze z rampy do krematoryjnego piekła, a drugi dawał szansę przeżycia przez jakiś czas.
Nie do wyobrażenia jest obraz nagich matek, które do piersi przyciskały płaczące z głodu dzieci. Nieprawdopodobne jest, z jaką perfidią esesmani zachęcali ludzi z nowo przybyłych transportów, by się rozebrali do naga i poszli pod “orzeźwiający” prysznic. A tam, zamiast zbawiennej wody, cyklon B. W XX wieku, w cywilizowanym świecie takie zezwierzęcenie … Okropne obrazy rozdzielania hakami zastygłych w pośmiertnym uścisku matek z dziećmi, plątanina rozdętych gazem ludzkich ciał, które następnie pochłaniały płomienie.
Do tego wszechobecny głód, tyfus, złodziejstwo, korupcja, gwałty. Strzelanie prosto w twarz, wieszanie dla przykładu, wyniszczające, kilkunastogodzinne apele. I ludzie, którzy o ile nie umarli wcześniej, z czasem ulegali “zmułzumanieniu”, czyli stawali się zombie, niezdolni do normalnego życia. W tym miejscu szybka śmierć była wybawieniem od niewyobrażalnych fizycznych i psychicznych cierpień. Trudno sobie przy tym wyobrazić przejawy lojalności, współczucia, a tym bardziej miłości. A jednak, wspominając historię Mileny i Franza, zdarzały się i takie przypadki.
Myślę, że całość obrazu, która wbrew chęci mentalnej ucieczki od tych okropności, wciąga i poruszy wielu Czytelników. “Czerń i purpura” to historia nieoczywista, zaskakująca, bardzo poruszająca, bo prawdziwa. Epilog dopełnił całości.
„Czerń i purpurę” po prostu należy przeczytać.
Dziękuję wydawnictwu Albatros za przekazanie książki do recenzji.