Dziewczyny do wynajęcia – Irena Matuszkiewicz
Tytuł: Dziewczyny do wynajęcia
Autor: Irena Matuszkiewicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Oprawa: miękka
Liczba stron: 387
„Dziewczyny do wynajęcia” Ireny Matuszkiewicz to kolejna powieść (rzekomo) bestsellerowej serii, jaką stworzyła na przestrzeni lat autorka i która została wznowiona przez wydawnictwo Prószyński i S-ka – co stanowi dla mnie wystarczający dowód na to, że książki te warte są uwagi. Zresztą dwa tytuły, które miałam już okazję przeczytać: „Agencja złamanych serc” oraz „Gry nie tylko miłosne” przypadły mi do gustu (szczególnie ten pierwszy!), tak więc po trzeci sięgnęłam z dużym entuzjazmem.
Czy było warto? Owszem. Pani Irena stworzyła bowiem kolejną słodko-gorzką powieść obyczajową, przepełnioną sporą dawką humoru i przeplataną nieco smutnymi wątkami, które ukazują, że w życiu nie zawsze jest kolorowo i że los od czasu do czasu lubi spłatać nam jakiegoś figla. Dzięki temu czytelnik może na przemian śmiać się i oddawać zadumie…
Zupełnie, jak główna bohaterka, Zuzanna, której z pozoru niczego nie brakuje. Jest młoda, atrakcyjna i rezolutna. Zaraz po studiach udało jej się zdobyć etat w szkole, dzięki czemu może spełniać się w wyuczonym zawodzie. Mieszka ze swoim chłopakiem Łukaszem, który pracuje jako lekarz ortopeda, śmiało więc można o nim powiedzieć, że to facet z przyszłością, a do tego jest w niej szaleńczo zakochany. Czym prędzej chce się ożenić, natomiast Zuzanna, mimo iż odwzajemnia jego uczucia, z jakiegoś powodu ucieka od tematu zamążpójścia i ciągle odwleka termin ślubu.
I choć dziewczyna do tej pory żyła szczęśliwie, los z jakiegoś powodu postanowił się od niej odwrócić, wskutek czego najpierw traci pracę, potem Łukasza. Kiedy więc jej starsza siostra, Weronika, zaprasza ją do siebie, uznaje, że to dobry pomysł i wyjeżdża do Torunia. Miał to być wypad na chwilę, na przemyślenie pewnych spraw, a tymczasem okazało się, że pobyt u siostry nie tylko mocno się przedłuży, ale też wywróci życie Zuzanny do góry nogami.
Weronika bowiem nigdy nie była do końca szczera, pewne fakty celowo pomijała, inne nieco przeinaczała, w związku z czym Zuzanna po pierwsze: tak naprawdę nie znała swojej siostry, a po drugie: nie była świadoma tego, że została wciągnięta w koszmarną i perfekcyjnie zaplanowaną intrygę, za którą ktoś przypłaci niestety życiem…
Zuzanna w ciągu raptem kilku dni przeżyje wiele. Na przemian będzie się cieszyć i smucić, śmiać i płakać, pozna nowych ludzi, w tym dwóch czarujących facetów: Radosława i Czarusia, a także stukniętą sąsiadkę, Inkę. Skosztuje smaku ciężkiej pracy, a także zdrady i wielkiego żalu, stanie do walki o własne marzenia, a do tego zaprzyjaźni się z Cymbałem – tzn. psem, niezbyt urodziwym mopsem, który okaże się idealnym kompanem do spacerów oraz długich, poważnych rozmów. Choć właściwie w tym przypadku bardziej pasuje stwierdzenie, że był idealnym słuchaczem – nigdy nie przerywał i nie bronił swej „przyszywanej” pani mówić ? Nawiasem mówiąc, Cymbał to mój ulubiony bohater tej powieści!
Na skutek wielu różnych wydarzeń Zuzanna odkryje dosyć szokujące fakty na temat swojej rodziny, które z kolei pomogą zrozumieć jej pewne zachowania siostry i nieco się do niej zbliżyć. Szkoda tylko, że cała ta gra, którą rozpoczęła Weronika w ramach zemsty, skończy się tragicznie…
Książka, tak jak poprzednie tytuły serii, zawiera wiele zabawnych scen i dialogów, przy których głośno się śmiałam. Dużą sympatią obdarzyłam główną bohaterkę, a to niezwykle ważne dla całokształtu – nie ma nic gorszego, jak irytująca postać pierwszoplanowa. Jej rozmowy z Czarusiem, Malwą i oczywiście z Cymbałem bardzo mnie bawiły. Niemniej „Dziewczyny do wynajęcia” to nie komedia, nie brakuje tu więc scen poważnych, smutnych, a nawet przyśpieszających bicie serca. Mam takie poczucie, że powieść ta jest po prostu jak prawdziwe życie – raz mamy powody do radości, innym razem do smutku…
…
Zdjęcie: Fizinka
Wpis powstał w ramach współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka.