Galatea – Madeline Miller
Tytuł: Galatea
Autor: Madeline Miller
Wydawnictwo: Albatros
Kategoria: Literatura piękna
Liczba stron: 72
Oprawa: Twarda
Galatea jest trzecią książką autorstwa Madeline Miller, która chętnie sięga po postacie znane z greckiej mitologii, dając im nowe życie. Absolutnie zachwyciła mnie jej fenomenalna ”Kirke”, a “Pieśń o Achillesie” wzruszyła do głębi. Byłam ciekawa, w jaki sposób autorka potraktowała Galateę, którą również kojarzę za sprawą mitów.
Galatea — nowe oblicze starego mitu
Gdybyście jednak nie znali historii Galatei, przypomnę ją w skrócie. Pigmalion, król Cypru, był zapalonym rzeźbiarzem. Pewnego razu stworzył w marmurze tak piękną kobietę, że się w niej zakochał. Cierpiał przy tym, bo marmur, jak to marmur, nie odwzajemniał jego uczuć. Afrodyta, bogini piękna i miłości, ulitowała się nad Pigmalionem i ożywiła posąg. Galatea, bo tak kobieta z marmuru została nazwana, została żoną Pigmaliona i matką jego córki lub syna (zależy od źródła).
Madeline Miller potraktowała bohaterkę znacznie swobodniej, niż przedstawił ją światu Owidiusz. W jej wersji Galatea to kobieta zniewolona przez męża chorobliwie zazdrosnego o jej urodę. Zmuszana do przebywania w szpitalu (lub czymś podobnym), poddawana jest specyficznej “kuracji”. Pigmalion dba w ten sposób, by jego żona nie stała się kimś na wzór rozwiązłych i bezwstydnych kobiet, które czasem widywał. Takiego upokorzenia król by nie zniósł.
Życie, jakie wiedzie w zamknięciu Galatea, dalekie jest od normalności, w dodatku odseparowano ją od córki. Przepełnia ją lęk, że dziewczynka, dopiero dziewięcioletnia Pafos, podzieli jej smutny los. Przy okazji okazuje się, że Galatea to nie posłuszny twór z posągu, ale żywa kobieta z krwi i kości, posiadająca charakter i wolną wolę. Dlatego pewnej nocy decyduje się postawić wszystko na jedną kartę. Jednak za wolność, własną i córki, musi zapłacić wysoką cenę. Reszty nie będę zdradzać.
Brzmi dobrze, prawda? Z tego mogłaby powstać cudowna, przepełniona emocjami i intrygami opowieść. Autorka zdecydowała jednak inaczej, czego bardzo żałuję. Wydana przez Wydawnictwo Albatros w cudownej serii butikowej, Galatea budzi potężny niedosyt.
Galatea — takiego niedosytu jeszcze nie czułam…
Już tłumaczę dlaczego.
Książeczka, o wymiarach 14,5 cm x 10,5 cm (wielkość mojej dłoni) i objętości zaledwie 72 stron, nie może satysfakcjonować miłośników twórczości Miller. Ja wiem, że to opowiadanie, ale ledwie je otworzyłam, a zaraz nastąpił koniec. To nawet nie była godzina czytania. Na końcu czułam się jak po dobrym wstępie, a gdzie rozwiniecie tematu? Całość kojarzy mi się z zaledwie szkicem czegoś większego, wspanialszego. Choć autorka w posłowiu wyjaśnia, dlaczego zdecydowała się na takie posunięcie, w moim odczuciu marna to osłoda. I nawet ciekawa historia oraz intrygująca bohaterka mi tego nie wynagrodziły. Tu nie było możliwości zagłębiania się w emocje, rozkładania na czynniki pierwsze osobowości czy charakteru Galatei. Tym bardziej nie było miejsca na innych bohaterów.
Nie powiem, bym czuła się oszukana, bo przecież opis książeczki miałam przed oczami, ale moje wyobrażenia i rzeczywistość mocno się rozjechały. No i jeszcze zdradzę, że ta ślicznie wydana pozycja — z tym nie da się dyskutować — jak na swój gabaryt i skromną historię, kosztuje 35,90 zł (cena z okładki). Czy to dużo, czy mało, każdy oceni według możliwości własnego portfela.
No i na koniec dwa pytania
Czy sama kupiłabym tę książeczkę do mojej kolekcji? Tak, ze względu na autorkę, choć pewnie marudziłabym wtedy tak samo, jak teraz.
Czy polecam Galateę? Myślę sobie, że raczej tak, ze względu na niekwestionowany talent Madeline Miller. Jednak nadal stoję w rozkroku, ze względu na moje wyżej opisane odczucia.
Wpis powstał we współpracy z Wydawnictwem Albatros