Instytut – Iwona Banach

Tytuł: Instytut
Autor: Iwona Banach
Liczba stron: 396
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Dragon
No i bądź tu człowieku mądry i napisz coś mądrego o książce, która wymyka się schematom!
Zapowiadana jako thriller i w rzeczywistości chyba nie do końca nim jest, chociaż sensacja to też spore niedopowiedzenie.
Czy Instytut jest thrillerem? W zasadzie może i tak, choć początek na to nie wskazuje. Tu napięcie zaczyna rosnąć stosunkowo późno, ale jak już się rozkręci, to nie ma bata – książki nie da się odłożyć. Próbowałam trzy razy – nie wyszło. To, czego nie da się Iwonie Banach odmówić, to umiejętności przykuwania uwagi. Czyni to równie sprawnie w komediach kryminalnych, jak i w książkach, które z pewnością komediami nie są. I mówię to z pełną odpowiedzialnością, bo oprócz Instytutu zdarzyło mi się przeczytać Pocałunek Fauna.
O czym jest Instytut?
Książka zaczyna się z przytupem, od trzech trupów. W tym momencie zostałam „kupiona”, bo w dobrej książce musi być przynajmniej jeden, a tu od razu trzy na pierwszej stronie. No cudo po prostu!
Miejscowa policja jednak nie podziela mojego zdania, nie wiem dlaczego. W końcu w małej i dusznej mieścinie Zawiszynie wreszcie coś się dzieje!
Trzy zamordowane kobiety łączy tylko jedno – kiedyś pracowały w Instytucie. „Kiedyś” oznacza jednak ponad 20 lat temu, więc policyjne śledztwo już na początku ma pod górkę. No i jest jeszcze kwestia lokalnych tajemnic – tych związanych z Instytutem się nie tyka. Dlaczego? Bo tak i już. Wszyscy miejscowi to wiedzą, a jak ktoś nie wie, to znaczy, że nie jest miejscowy i nie ma prawa do lokalnych tajemnic.
Czym jest, a właściwie był Instytut? Pod tą skrócona nazwą krył się specyficzny dom dziecka, w którym opiekę znalazły między innymi dzieci chore i niepełnosprawne, także umysłowo. Teoretycznie. Bo w praktyce działy się tam różne rzeczy, dzieci też były różne.
Równolegle poznajemy dość osobliwą ekipę składającą się z Czarownicy, Aliny, Gieny diabła i chłopca o czterech twarzach. Osobliwa ekipa jest… no nie wiem, czy to napisać. Co prawda autorka wyjaśnia to już na starcie, ale… łatwo przegapić. Ja przegapiłam i się cieszę, bo dzięki temu miałam lepszą zabawę. Jeśli też chcecie ją mieć, to nie czytajcie, co jest napisane na okładce z tyłu. Tam podano wyjaśnienie na tacy.
Śledztwo – bo jak są trupy, to musi być śledztwo – przebiega dość ślamazarnie. Miejscowa policja w osobie komendanta Puchalskiego kombinuje, jak by tu je zamieść pod dywan. Oddelegowany z Wrocławia aspirant Małecki z mozołem przedziera się przez lokalne tajemnice. Dziennikarka Paulina widzi w tej sprawie trampolinę do wielkich mediów. A miejscowi lekarze drżą, czy aby przy okazji na jaw nie wyjdą dawne sprawy i sprawki Instytutu. Na dobitkę opuszczony od lat budynek dawnego domu dziecka zamieszkuje była pensjonariuszka. Czego szuka i co tu robi samotna kobieta od lat mieszkająca we Francji?
Jak się czyta Instytut?
Zupełnie inaczej niż wszystkie znane mi książki Iwony Banach (a trochę ich jest), mimo to bardzo, ale to bardzo dobrze. I w ogóle mam tu straszny dylemat, na ile mogę tę książkę chwalić. Bo ja kocham komedie kryminalne pani Iwony, ale Instytut też skradł moje serce i nie umiem się zdecydować, co właściwie powinno spod jej palców wychodzić. Jedno i drugie ma unikalny styl i poziom.
Instytut rozkręca się dość wolno, początek jest taki miałko-obyczajowy mimo trzech trupów, ale jak już akcja przyspieszy, to nie ma bata – książki się nie odłoży. Czytałam do pierwszej w nocy, chociaż rano musiałam wstać. No cóż – zapałki w oczy i do roboty!
Instytut – recenzja subiektywna
Długość – 396 stron więc czepiać się nie mogę. Jest dobrze, nie ma pisania na skróty, nie ma też dłużyzn.
Humor – to niesamowite, ale w ogóle go tu nie ma! W innym przypadku by mnie nie zdziwiło, no ale u pani Iwony zdziwiło i to bardzo.
Trupy – a i owszem, nie ma co ukrywać.
Widoczność liter – absolutnie żadna. Jakież to było momentami przerażające to wszystko zobaczyć!
A przy tym książka jest dopracowana stylistycznie i językowo, czyta się to z ogromną przyjemnością niezależnie od treści. Majstersztyk w starym, dobrym stylu, chociaż rytm Instytut ma raczej nowoczesny. Jednym słowem – czytajcie i kombinujcie!
Dla kogo jest Instytut?
To nie jest komedia kryminalna, więc jeśli znacie Iwonę Banach tylko od tej strony, nastawcie się na niezłą voltę. Instytut jest książką z pogranicza kryminału i thrillera, z domieszką sensacji i dużą znajomością ludzkiej psychiki. Kto się lubuje w takich gatunkach, ten zanurzy się w lekturze z przyjemnością. Wyraźnie odstaje formą i treścią od innych thrillerów z naszego rodzimego podwórka, więc nie szukajcie tu powtarzalności, nie znajdziecie. Teoretycznie to książka dla dorosłych, ale wiem, że moje szesnastoletnie dziecko przeczyta z wypiekami na twarzy. Jak tylko znajdzie czas…