Janczarzy Kremla – Zdzisław A. Raczyński
Tytuł: Janczarzy Kremla
Autor: Zdzisław A. Raczyński
Oprawa: miękka
Liczba stron: 688
Rok wydania: 2022
Wydawnictwo: Czarna Owca
Nie będę ukrywać – fanką historii to ja nie jestem. Wkuwanie na pamięć dat i wydarzeń jakoś nigdy nie było moim hobby. Nawet historia najnowsza, którą wypadałoby znać i rozumieć, jawi mi się jako kłębowisko żmij i totalny chaos. Jednak z jakiegoś powodu sięgnęłam po książkę Zdzisława A. Raczyńskiego Janczarzy Kremla. Myślę, że bardziej zaintrygowała mnie możliwość poprowadzenia śledztwa na temat tajemniczej śmierci sprzed czterdziestu lat, która na dobitkę przydarzyła się w Moskwie, niż sam dopisek Powieść szpiegowska.
Jednak Janczarzy Kremla są dokładnie tym, co obiecuje okładka – powieścią szpiegowską. To historia o Moskwie lat siedemdziesiątych, o rzekomej bratniej przyjaźni i nieoficjalnym szpiegostwie, o wydarzeniach, które poprzedziły wprowadzenie w Polsce stanu wojennego i o zaskakujących czasem działaniach operacyjnych. To też swego rodzaju uchylenie drzwi do wiedzy, która oficjalnie nie jest dostępna. I chociaż sam autor nie mówi wprost, że wszystko, co napisał, jest prawdą, raczej próbuje sugerować, że może jest, a może nie jest, to jednak po korespondencie, dyplomacie i byłym doradcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego można się spodziewać więcej prawdy niż fałszu. Tak mi się wydaje 😉
Historia opisana w książce… Nie, nie tak. W tej książce opisano dwie historie, właściwie mamy tu do czynienia z ciekawym zabiegiem, z którym zetknęłam się wcześniej tylko raz i to w pozycji dla dzieci: Niekończącej się historii. Najkrócej mówiąc, jest to po prostu książka w książce. Nic dziwnego, że całość ma blisko siedemset stron.
No więc jedna część to ta, która dzieje się teraz. Do Instytutu Pamięci Narodowej przychodzi list z prośbą o wyjaśnienie śmierci brata, który zginął w moskiewskim metrze blisko czterdzieści lat wcześniej. Nawet jeśli było to morderstwo, to już się przedawniło, poza tym radziecka milicja dawno to śledztwo umorzyła. Rodzina nieżyjącego Tomka Wiśniewskiego nigdy nie pogodziła się z teorią, iż był to nieszczęśliwy wypadek. Śledztwo IPN jest dla nich jedyną opcją na poznanie prawdy.
Do postępowania przygotowawczego zostaje wytypowany młody prokurator – Aleksander Wojtkowski. Jest zdolny, ambitny, dociekliwy i… jest gorącym zwolennikiem aktualnej władzy. Mimo to jakimś cudem go polubiłam. Bardziej jednak interesowało mnie, jak zabierze się do roboty. Jego zadaniem tak naprawdę nie było wyjaśnienie okoliczności śmierci Wiśniewskiego, a ustalenie, czy są przesłanki przemawiające za rozpoczęciem śledztwa. Tylko jak ustalić, co wydarzyło się w Moskwie na początku lat osiemdziesiątych? Brzmi to jak mission impossible.
Wojtkowski jednak zaczyna szperać. Szuka świadków, nie tyle samego wydarzenia, co w ogóle życia w Moskwie i ZSRR na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. A czytelnik przenosi się w czasie razem z nim…
Książka w książce to z kolei wspomnienia oficera wywiadu pracującego w polskiej ambasadzie w Moskwie, oficjalnie trzymającego pieczę nad studiującymi w Rosji Polakami. Nieoficjalnie próbuje on wdrożyć w życie pewien pomysł, który ma wynieść wywiad polski na wyżyny. Razem z nim przenosimy się do komunistycznej Moskwy, poznajemy jej oblicze, o którym raczej mało się pisze w podręcznikach do historii, przemierzamy ulice, których na żywo pewnie byśmy nie chcieli przemierzać, uczymy się życia tam, gdzie teoretycznie żyć się nie da.
Ośmielam się założyć, że wiele rzeczy, o których napisał pan Raczyński, wydarzyło się naprawdę i niewykluczone, że gdybym trochę poszukała, to znalazłabym potwierdzenie mojej tezy. Wolę jednak żyć w błogiej nieświadomości, bo myśl o tym, jak wyglądały radzieckie ćwiczenia wojskowe i do czego mogły doprowadzić, odbiera mi spokój. Jeśli tak wyglądały możliwości tego kraju blisko czterdzieści lat temu, to jak wyglądają teraz? W każdym razie, jeśli ktoś ma chęć poczytać o szczegółach uzbrojenia i ćwiczeniach wojskowych prowadzonych blisko polskiej granicy u progu stanu wojennego, to nie poczuje się rozczarowany. To nie tyle opis, ile szczegółowy raport. Myślę, że duża rzecz z historycznego punktu widzenia.
Swoistą ciekawostką są sceny, które rozgrywają się w Stanach Zjednoczonych. Czy są prawdziwe? Powiem tak, skoro jedne uznałam za prawdziwe, to drugie też powinnam… Ale tak trochę niemiło poczuć się jak pionek na szachownicy.
Na początku miałam spory problem z ustaleniem, kiedy ta książka właściwie się dzieje. Dodatkowo zmyliła mnie informacja o oglądaniu w kinie Planety Singli. Ten film trafił do kin w 2016, ale w dalszej części udało mi się ustalić, że książka dzieje się dwa lata później. Nadal jednak przed pandemią i pewnie to tłumaczy dość niskie jak na dzisiejsze standardy ceny w pensjonatach.
Jeśli chodzi o całość, to jestem bardzo na tak. Janczarzy Kremla to dobrze skonstruowana, logiczna powieść, pełna historycznych smaczków i wywiadowczych ciekawostek. Owszem, czasem zdarzają się dłużyzny, ale podejrzewam, że w tej opinii mogę być odosobniona. Nie wykluczam, że koneserzy tematu będą czytać z wypiekami na twarzy ten fragmenty, przy których ja z lekka przysypiałam. Dodam dla uspokojenia, że nie ma ich dużo.
Dla kogo są Janczarzy Kremla? Myślę, że to jednak dość specyficzna powieść, więc przede wszystkim dla fanów gatunku i pasjonatów najnowszej historii. Pewnie dałabym ją młodzieży, ale bez specjalnego nacisku. Raczej nie dla fanów klasycznych powieści obyczajowych. Także miłośnicy typowych kryminałów nie do końca się w tym odnajdą. Jednak skoro ja dałam radę, to czemu nie?
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca