Jestem dość – Magdalena Mikołajczyk
Tytuł: Jestem dość
Autor: Magdalena Mikołajczyk
Wydawnictwo: Muza
Oprawa: miękka
Liczba stron: 284
Nie wiem, dlaczego sięgnęłam po książkę Magdaleny Mikołajczyk Jestem dość, bo choć kojarzę tę kobietę (z kabaretu), to jednak wcale jej nie znam. Nie śledzę profilów w mediach społecznościowych, nie czytam tego, co pisze na swoim blogu, ani nigdzie indziej i właściwie nic o niej nie wiem. To znaczy, do niedawna nie miałam zielonego pojęcia, czym się zajmuje i z czego słynie, bo teraz, po lekturze jakieś pojęcie mam.
W każdym razie zmierzam do tego, że Matka Jedyna była mi zupełnie obca i generalnie obok jej książki mogłam przejść obojętnie, jednak z jakiegoś powodu poczułam, że chcę ją przeczytać. Opis na okładce na tyle mnie zaintrygował, że pomyślałam – może wyciągnę z niej coś dobrego, mądrego… Może czymś mnie zainspiruje?
I rzeczywiście tak się stało. Książka bowiem stanowi zbiór różnorodnych wspomnień, sięgających czasów dzieciństwa autorki i przemyśleń, w związku z czym naszpikowana jest emocjami. Na przemian bawi, wzrusza, uczy, zmusza do refleksji i buduje, ponieważ autorka w kółko powtarza, że wszyscy jesteśmy dość, co nierzadko ciężko jest zaakceptować i przyznać, prawda?
A tymczasem znana pani z Internetu bez ogródek pisze o tym, jakie gafy na co dzień popełnia, czego nie potrafi i z czym ma problemy. Więc kiedy mnie się wydaje, że tylko ja czasem robię z siebie idiotkę, ona mówi, że też tak ma. Kiedy ja czasem klnę na siebie w duchu (albo i na głos), że jestem głupia, że tego nie wiem i nie umiem, ona mówi, że nie jestem sama. Co bywa trochę zaskakujące, no bo to przecież znana w sieci kobita, która na Instagramie ma prawie czterdzieści tysięcy obserwujących, a na fejsie aż sto dwadzieścia jeden – też tysięcy! I jeśli Ona twierdzi, że czasem brakuje jej języka w gębie, że cięte riposty przychodzą do głowy po fakcie, że stresuje się (i okropnie poci) podczas biznesowych rozmów, to ja sobie myślę w pierwszym odruchu – jak to możliwe?
Więc Ona cierpliwie tłumaczy, że jest takim samym człowiek, jak ja. Może zna ją więcej ludzi niż mnie, ale to wciąż zwykła kobita – matka, co też prowadzi dom i wychowuje dzieci. I choć z internetów wywnioskować można, że wiedzie idealne życie, wcale tak nie jest. Mało tego, autorka śmiało przyznaje się do depresji, z którą walczy już… jakiś czas. Opowiada zatem, jak czasem bywa z nią źle, jak płacze na zimnej podłodze z bezsilności, jak chodzi na spotkania z terapeutą i psychiatrą…
To wszystko, choć momentami jest smutne, no bo co można czuć, gdy czyta się, że ktoś cierpi, mimo wszystko jest pokrzepiające. Przypuszczam, że dużo pocieszenia znajdą tu osoby borykające się z tą samą chorobą.
Bardzo podobają mi się rozdziały, w których autorka opowiada o swoich córkach, o tym, jak je wychowuje i czego chce nauczyć – znalazłam tu dużo mądrych uwag i wskazówek. Z wielką przyjemnością i uśmiechem na ustach przeczytałam wspomnienia z dzieciństwa – przede wszystkim o babci Marysi i zielonym Felku i o rodzeństwie, konkretnie o bracie, który jest też największym przyjacielem. Poza tym niemal do rozpuku rozbawił mnie rozdział o sukience i obcasach – zresztą po tej opowieści chciałam kupić kilka egzemplarzy tej książki i podrzucić paru osobom pod choinkę. Pomyślałam, że to będzie świetny prezent…
Na szczęście wstrzymałam się i tego nie zrobiłam. Nie, żeby książka nie nadawała się na prezent, ale nie jest od początku do końca śmieszna. Prawdę powiedziawszy styl pisania i poczucie humoru autorki są dosyć specyficzne i myślę, że nie każdy może to lubić. Mnie się podoba, trafia w mój gust, ale nie jestem pewna, czy spodobałby się tym, którym chciałam sprawić taki upominek.
Jeśli jednak szukacie prawdziwej historii o życiu (dzieciństwie, dorosłości, macierzyństwie, o wszelkich trudach dnia codziennego i paskudnej chorobie) bez lukru i pudru, pozbawionej wszelkich filtrów, nieobce wam są żarty, szczerość do bólu i nie brzydzą wulgarne słowa, to myślę, że odnajdziecie się w tej historii. Mało tego, znajdziecie w niej pokrzepienie i być może dojdziecie do wniosku, że rzeczywiście jesteście dość.
…
Zdjęcie: Fizinka
Wpis powstał w ramach współpracy z wydawnictwem Muza