Kamienne miasto – Mariolina Venezia

Tytuł: Kamienne miasto
Autor: Mariolina Venezia
Oprawa: miękka
Liczba stron: 211
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Noir sur blanc
Jak tę włoską szarpaninę opisać? To przecież coś jak groteska i satyra w jednym, a jednak poważny temat składowania odpadów, przywiązania do ziemi, jest morderstwo i nawet śledztwo jest. W założeniu chyba miała to być poważna książka, ale założenia założeniami, a z punktu widzenia mieszkańca północnego kraju Europy Środkowej, to włoski temperament jest jednocześnie przerażający (przynajmniej dla mnie, bo cenię sobie spokój) i zabawny (pani wiceprokurator na poważną akcję obławy zakłada wąską spódnicę i szpilki!).
Uczciwie więc piszę już na starcie, że to będzie bardzo subiektywna opinia na temat Kamiennego miasta Marioliny Venezii i nawet nie musicie się z nią zgadzać 😉
O czym jest Kamienne miasto?
Ojjj, o wszystkim! Jest typowo po włosku, dużo zamieszania, dużo wątków, duży nacisk położony na relacje rodzinne, ale mafia też jest 😉 To książka dla tych, którzy lubią jak „się dzieje” i świetnie się odnajdują w epicentrum chaosu.
Imma Tataranni to pani wiceprokurator w małym miasteczku Matera na południu Włoch. Miasto naprawdę istnieje, sprawdziłam. Ciekawa natomiast jestem, czy faktycznie na początku XXI wieku są jeszcze tego typu włoskie miasta, w których czas ewidentnie stoi w miejscu, społeczność jest mała i raczej zamknięta, ludzie się znają, a do ważnych postaci zaliczani są aptekarz i rzeźnik. Rzeźnik! Czy młodsze pokolenie w ogóle wie, kto to jest? W Materze aptekarz i rzeźnik się liczą, bo z racji wykonywanych zawodów i częstego kontaktu z ludźmi wiedzą o mieszkańcach wszystko.
I w tym to sympatycznym, kameralnym miasteczku zostają znalezione zwłoki dwudziestoletniego mężczyzny. Pchnięcie nożem, można powiedzieć, że włoska klasyka. Jednak w toku śledztwa okazuje się, że niepozorna mała Matera skrywa naprawdę wielkie tajemnice. Właściwie nic tu nie jest typowe, oczywiste, klasyczne. No, może poza liceum, ale o tym potem.
Śledztwo prowadzi Imma Tataranni – pani wiceprokurator o szczególnych przymiotach. Bystra, błyskotliwa, z pamięcią lepszą niż ta w moim komputerze, a przy tym typowo kobieca – z temperamentem i zamętem w głowie. Do tego jest niska, chyba nawet jak na Włoszkę, bo nie udało jej się dorosnąć do 150 cm. Ten brak wzrostu zadecydował o jej karierze – do policji za mało, więc wylądowała w prokuraturze. Jednak nie chce siedzieć za biurkiem, temperament goni ją w plenery, a miejsca zbrodni odwiedza w swoim stylu – w sukienkach i na szpilkach. I powiem Wam szczerze, że jak to sobie wyobrażałam, to trochę chciało mi się śmiać. Czasem nawet bardzo.
Jak się czyta Kamienne miasto?
No i tu mam problem. Bo z jednej strony to bardzo fajna książka, z drugiej – bardzo włoska. Brakowało mi czasem wyjaśnień pewnych kwestii i np. karabinierów musiałam sobie wyguglować. Nie, to nie to samo, co policja, bo włoska policja to polizai. Straż miejska też nie. W Polsce nie mamy odpowiednika karabinierów, roboczo można uznać, że to formacja pomiędzy policją a wojskiem, bo ma uprawnienia podobne do naszej żandarmerii wojskowej, ale na co dzień zajmuje się sprawami typowymi dla policji.
Zaskoczyło mnie jeszcze liceum klasyczne. Trochę przypomina nasz „ogólniak” ale nie do końca. No jednym słowem zabrakło mi przypisów. Takich sytuacji było więcej, ale nie będę wszystkich wymieniać. O, twarzyczki na przykład. Na mój gust były to po prostu emotki.
Napiszę za to, że totalnie zaskoczył mnie przepis dotyczący kar za hałasowanie, który przewiduje między innymi karę aresztu. I on naprawdę istnieje i brzmi tak, jak został przytoczony w książce, skonsultowałam z przyjaciółką, która mieszka tam 25 lat. Co do przestrzegania i karania – no bywa różnie, ale to nie jest tak, że hałas jest we Włoszech czymś powszechnym, akceptowanym i przyjmowanym z uśmiechem. Pamiętajcie o tym na wakacjach! Włosi może i są temperamentni, ale to nie znaczy, że wszystko im wolno.
Pomijając włoskie realia, to muszę przyznać, że było całkiem w porządku i już ostrzę pazurki na drugą część.
Kamienne miasto – recenzja totalnie subiektywna
Dla zasady i tradycji dorzucam moje prywatne kryteria oceny książek:
Długość – 211 stron… Normalnie powiedziałabym, że bardzo mało, ale książka ma nienormatywny format, jest większa niż przeciętne, więc pewnie do 300 by dobiła. Nadal mało, ale już w tej mniejszej normie.
Trupy – no skoro jest śledztwo w sprawie morderstwa, to wiadomo, że jest i trup.
Humor – taki typowo włoski, można się czasem uśmiechnąć.
Widoczność liter – bardzo zmienna, nie zawsze udawało mi się zobaczyć miejsca wydarzeń. Żałuję, bo lubię „wejść w książkę” całą sobą, a i Włochy są piękne. Jednak coś z tymi opisami było nie do końca tak, jak lubię. Z wydarzeniami już lepiej i wszystkie sytuacje między ludźmi widziałam, jakbym stała obok.
Dla kogo jest Kamienne miasto?
To książka, która może spodobać się uważnym czytelnikom. Sporo tu szczegółów, które dość łatwo przegapić. Na pewno dla fanów południa Europy, szczególnie włoskiego temperamentu. Dla miłośników kryminałów, bo jakby nie patrzeć, jest to kryminał. Ale też dla fanów sitcomów – bo klimat tej książki chwilami naprawdę zahacza o groteskę. Przynajmniej w moim odczuciu. Wcale nie jestem przekonana, czy autorka miała taki zamysł. No ale to właśnie ta słynna różnica między polskim i włoskim temperamentem…