Lista Lucyfera – Krzysztof Bochus
Tytuł: Lista Lucyfera
Autor: Krzysztof Bochus
Oprawa: miękka
Liczba stron: 447
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Listą Lucyfera rozpoczęłam moją literacką znajomość z Krzysztofem Bochusem i po raz kolejny muszę zapytać: „Czemu wcześniej nie natrafiłam na jego książki?!” Autor ma już całkiem spory dorobek, a mnie pozostaje tylko głośno westchnąć i… znaleźć czas na nadrobienie braków, o co wcale nie będzie tak łatwo.
Jak się czyta Listę Lucyfera?
Zacznę od tego, że mamy tu do czynienia z bardzo sprawnie napisaną powieścią sensacyjną, doskonałą mieszanką kryminału i thrillera z wątkiem historycznym w tle. Jakim cudem autorowi udało się to spleść, nie mam pojęcia, ale wyszło arcydzieło. Tak, arcydzieło i wcale nie boję się tego słowa.
Chyba najlepszym stwierdzeniem będzie, że książka przykuwa uwagę. Właśnie tak – nie napiszę, że wciąga i pochłania, bo to nie ten level. Ona przykuwa uwagę, zmusza do myślenia, czytania i podążania za nieco pokrętnym umysłem głównego bohatera. W pewien sposób paraliżuje, bo czytelnik nie ma dość sił i władzy w kończynach, by Listę Lucyfera odłożyć. Po prostu musi czytać. Przy czym słowo „musi” w tym wypadku jest synonimem „chce”. To jest tak napisane, że po prostu chce się czytać.
Dodatkowym magnesem są całkowicie niespodziewane zwroty akcji. W tym autor naprawdę jest mistrzem. Kiedy się wydaje, że odpowiedział na większość pytań, a czytelnik zastanawia się, po co w ogóle są kolejne kartki, nagle cała układanka zostaje przewrócona niczym domek z kart i trzeba zacząć układać na nowo.
O czym jest Lista Lucyfera?
Gdański dziennikarz, Adam Berg, zdobył krajową sławę jako ten, który pomógł w odnalezieniu szkatuły Izabeli Czartoryskiej. Co prawda szkatuła była pusta, ale sama w sobie stanowiła cenną pamiątkę historyczną i jej odnalezienie narobiło sporo szumu.
Jak to z ludźmi na świeczniku bywa, czasem przyciągają szaleńców. Do Adama dzwoni pewien człowiek, który przedstawia się jako Lucyfer i… chwali się popełnionymi zabójstwami. Mało tego, zapowiada ciąg dalszy.
Adam jest rasowym dziennikarzem z górnej półki, więc pisze artykuł, który wywołuje sporo zamieszania. Następnie podejmuje współpracę z policją i trzeba przyznać, że jego bystry umysł i nieco pokrętny sposób rozumowania są dla zespołu śledczych cennymi nabytkami. Pomoc Adama Berga okazuje się nieoceniona. Sęk w tym, że Lucyferowi wcale się to nie podoba… A to trudny przeciwnik, inteligentny, cierpliwy i bardzo dokładny. Do zbrodni przygotowuje się z niezwykłą precyzją, zabija z rozmysłem i wyraźną przyjemnością.
Nie ukrywam, że introwertyczny Adam Berg przypadł mi do gustu i bardzo chętnie spotkam się z nim w kolejnej części serii. Muszę jednak dać duże brawa za Miłkę – informatyczkę-hakerkę. To raczej niespotykane w naszej literaturze, w roli hakerów zwykle obsadza się mężczyzn. Tym razem mamy całkiem udane przełamanie sztampowego schematu, co na pewno wyszło książce na dobre.
Lista Lucyfera – recenzja subiektywna
Tradycyjnie poniżej ocena według moich bardzo subiektywnych kryteriów. Można się z nimi zgadzać lub nie.
Długość – zadowalająca. 447 stron to naprawdę sporo i nie mogę się doczepić. Chociaż więcej niż 500 brzmiałoby lepiej.
Trupy – nie ma sensu tego ukrywać, są. Ale ile ich było, nie zdradzę.
Humor – nie przypominam sobie, ale nie mam żalu, nie jest tu potrzebny.
Widoczność liter – na początku owszem, zanim się to wszystko rozkręciło, minęło kilkadziesiąt stron. Później już żadnych liter, same obrazy.
Dla kogo jest Lista Lucyfera?
Akcja dzieje się w Gdańsku, więc nie wykluczam, że gdańszczanie chętnie po książkę sięgną. Gdyby działa się w moim mieście, na pewno bym przeczytała.
Myślę, że Lista Lucyfera nadaje się dla osób o nerwach ze stali, bo będzie trochę nerwowo. Na pewno dla fanów kryminałów, thrillerów i opowieści z dreszczykiem. Raczej nie dla nadwrażliwców, chwilami jest bezlitośnie.