Małe zbrodnie – Magdalena Majcher
Tytuł: Małe zbrodnie
Autor: Magdalena Majcher
Wydawnictwo: WAB
Kategoria: literatura obyczajowa
Liczba stron: 288
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Małe zbrodnie to najnowsza powieść Magdaleny Majcher. Mimo że kocham styl pisania autorki, przyznam szczerze, że nieco zignorowałam obecność nowej książki w zapowiedziach. Nie czytałam również poprzedniej, bardziej kryminalnej książki pani Majcher, Mocnej więzi, mimo tego, że zebrała świetne recenzje (teraz koniecznie muszę to nadrobić!). Powód był dość prozaiczny — chciałam nieco odpocząć od trudniejszych tematów.
Tymczasem stało się i skusiłam się na Małe zbrodnie. Ale przyznam, że poza ciekawością, która koniec końców zwyciężyła, miałam też nieco inny powód. Mniej więcej dwie dekady temu, tuż obok mojej rodzinnej miejscowości, miała miejsce podobna zbrodnia… A że książka ta oparta jest na faktach, choć są to inne historie, porusza i zatrważa mnie w ten sam sposób.
Historia zaczyna się od anonimowego donosu, który trafia na niewielki posterunek policji w małej miejscowości. Informacja jest upiorna i wydaje się wymysłem, ale należy to sprawdzić. Faktycznie, na strychu jednego z domów policjanci odkrywają szkielety małych dzieci, ale okazuje się przy okazji, że nikt nic nie wie, a rodzina nabiera wody w usta. Jedyne podejrzenie pada na Lidię, kobietę mieszkającą wcześniej w tym domu, która porzuciła męża i dzieci, wyjeżdżając nie wiadomo dokąd. W dodatku bratowa kobiety zasugerowała, że Lidia była w ciąży więcej razy, a dzieci po czasie nie było widać. Siłą rzeczy rozwiązanie nasunęło się samo — kobieta rodziła, zabijała, i koniec końców, przygnieciona poczuciem winy uciekła i rozpłynęła się w powietrzu. Tylko dlaczego jednym dzieciom pozwalała żyć, a inne zabijała? Co mogło popchnąć ją do tak strasznej zbrodni? I dlaczego dekadę wcześniej, jak się okazało, próbowała popełnić samobójstwo?
Sprawa szybko trafia w eter i zaczyna żyć nią cała Polska. Do Lidii, która w tym czasie mieszka incognito w Warszawie, docierają słuchy o sprawie. Kobieta decyduje się zgłosić na policję, by złożyć wyjaśnienia, ale to, co się wydarzyło, nie poszło po jej myśli. Ani policjanci, ani prokuratorzy, ani rodzina, nie uwierzyli w wyjaśnienia kobiety. Jednak było coś, co się w tym wszystkim nie zgadzało. Dopiero dochodzenie do prawdy ujawniło, że nie wszystko jest takie oczywiste, jak się od początku wydaje i trzeba mieć otwarte oczy i umysł, by zobaczyć i zrozumieć więcej. Wciąż jednak domysły to zbyt mało, by wskazać winnego zbrodni. Czy uda się doprowadzić do wydania sprawiedliwego procesu? Kto dokonał zbrodni i dlaczego?
Ja to już wiem, i przyznam się Wam, że podążanie krok w krok za prokuratorami Rybusem, Tuszyńskim, oraz Agnieszką Markiewicz, było fascynujące. Dążenie do odkrycia prawdy, mimo zmowy milczenia, skutecznie przykuło moją uwagę. Obawiałam się nieco, że książka będzie ciężka w odbiorze, bo temat dzieciobójstwa do łatwych nie należy. Jednak autorka z wyczuciem opisała historię, a ja się w nią w pełni zaangażowałam. Nie ma w niej oczywistości. Przez długi czas brak niezbitych dowodów popełnienia zbrodni przez Lidię, stosunek teściowej do kobiety i szczegóły, które klarują się w trakcie dochodzenia, utrzymują czytelnika w napięciu.
Małe zbrodnie pokazują jak bardzo dzieciństwo rzutuje na wybory, których dokonujemy jako dojrzali ludzie. Tu wzorzec biernego przyjmowania agresji w dzieciństwie został podtrzymany w dorosłości. To również smutne studium samotności i braku zrozumienia oraz bezlitosnej manipulacji, która jest w stanie doprowadzić człowieka do ostateczności. I to nie tylko w książkach, a również w prawdziwym życiu. To także nauka, że nie należy wydawać sądu na wyrost, bo nie wszystko jest takie, na jakie wygląda.
Dziękuję Wydawnictwu WAB za przekazanie egzemplarza recenzenckiego książki