Miasto burz – Michał Śmielak

Tytuł: Miasto burz
Autor: Michał Śmielak
Liczba stron: 398
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Śmielak to pewniak, po jego książki można sięgać w ciemno. Tak po prostu. Lekki język nawet przy poważnych tematach, znajomość detali, plastyczne opisy miejsc, pełnokrwiści bohaterowie i koronkowa intryga – tak w skrócie wygląda przepis na książkę idealną, a Michał Śmielak wzorowo się do niego stosuje. Zbrojna w tę wiedzę sięgnęłam po Miasto burz z zaciekawieniem graniczącym z ekscytacją. Ale też – nie ma co ukrywać – z niemałymi wymaganiami, bo wiadomo, od tych lepszych pisarzy (tak, są lepsi i gorsi) oczekuje się więcej.
O czym jest Miasto burz?
Miasto burz to kontynuacja Miasta mgieł, ale książka zdecydowanie mniej mroczna (przynajmniej w moim odczuciu). Starzy dobrzy znajomi Krzysztof Szorca i Bruno Kowalski znowu w akcji. Co prawda Krzysztof jest historykiem, nie policjantem, ale współpracuje ściśle z organami ścigania i razem z Brunem tworzą naprawdę dopasowany duet.
Tym razem pojawiają się dwie pozornie niepowiązane ze sobą sprawy. Morderstwo i poszukiwania potencjalnej ofiary porwania i uwięzienia. Ma być prosto, ale u Śmielaka nigdy prosto nie jest. Pojawiają się powiązania z przeszłością i czytelnik zostaje przeniesiony do lat osiemdziesiątych ubiegłego wielu. Marian Bielecki prowadzi sprawę morderstwa w hotelu.
I na tym muszę poprzestać, bo spojlerowanie to zło. Powiem tylko, że nasi bohaterowie będą mieli niezły węzeł gordyjski do rozwiązania.
Nigdy nie byłam w Sandomierzu, więc muszę uwierzyć autorowi na słowo, że burze walą tam bez opamiętania. Ja na Mazowszu już prawie nie znam tego zjawiska. Natomiast w latach osiemdziesiątych faktycznie były normą. Może w Sandomierzu czas się zatrzymał, wszak to historyczne miasto.
Jak się czyta Miasto burz?
Jak wszystkie książki autora, tak i ta jest nieodkładalna. Napisana prostym, bezpośrednim językiem, bardzo przystępnym, ale w żadnym miejscu ubogim, wciąga niczym jedzenie popcornu i nie ma szans, żeby przestać.
W moim odczuciu bardzo dobrze oddano realia PRL i nie mówię tu o scenach na komisariacie, bo z tym nigdy do czynienia nie miałam i nawet z opowieści znam słabo. Natomiast jak najbardziej jestem w stanie wyobrazić sobie wynajmowanie pokoi hotelowych bez rejestrowania gości i dzielenie pieniędzy między personel. Takich perełek jest tam więcej, a wszystkie razem składają się na klimat dawnych lat, który można było zamknąć jednym zdaniem: jakoś trzeba sobie radzić.
Autor jest starym wyjadaczem na rynku kryminałów. Doskonale wie, kiedy docisnąć, a kiedy odpuścić. Umie podgrzać atmosferę, zbudować napięcie, świetnie też zna się na stopniowaniu go. Tworzy bohaterów, w których się wierzy. Do tego umie w emocje. I wszystko to razem składa się na rozkoszną ucztę czytelniczą.
Bardzo fajnie jest opisany Sandomierz i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Michał Śmielak postanowił promować to miasto jako cel weekendowych i wakacyjnych wyjazdów 😉 Może się kiedyś wybiorę.
Miasto burz – recenzja subiektywna
Długość – 398 stron. Co prawda dobra książka powinna mieć minimum 400, ale powiedzmy, że nie będę się o te dwie brakujące strony czepiać.
Trupy – jest Śmielak, są i trupy. To tak oczywiste, że nie ma sensu tego ukrywać. Liczby Wam nie zdradzę.
Humor – raczej nie bezpośredni. Nie jest to książka, nad którą się płacze ze śmiechu, ale jest kilka miejsc, w których można się uśmiechnąć. Oczywiście, jeśli ktoś lubi humor podszyty ironią i szczyptą złośliwości.
Widoczność liter – żadna. Już przy Mieście mgieł pisałam, że jest to pozycja idealna do ekranizacji i podtrzymuję tę opinię. Miasto burz także aż prosi się o sfilmowanie. Plenery są gotowe, resztę się dorzeźbi.
Ogólnie powiem tak: zarezerwujcie odpowiednio dużo czasu, bo szatkowanie tej książki to zbrodnia. Można ją wciągnąć na dwa razy, ale nie na dwadzieścia. Nawet dziesięć to za dużo. A jak już znajdziecie ten dobry czas, to przygotujcie jeszcze jakiś napój, żeby nie trzeba było wstawać. Ewentualnie coś do przegryzania. Bo jak już wejdziecie w tę książkę, to łatwo nie wyjdziecie.
Dla kogo jest Miasto burz?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Otóż Miasto burz jest dla tych, którzy przeczytali Miasto mgieł. Teoretycznie dałoby radę potraktować tę pozycję jako samodzielną, ale to teoria, która w moim odczuciu nie sprawdzi się w praktyce. Kto nie zna Miasta mgieł, nie powinien sięgać po Miasto burz. A skoro poprzednią pozycję dałabym młodzieży, to muszę być konsekwentna, Miasto burz też bym dała. Zresztą naprawdę nie ma w niej nic strasznego. No, chyba że ktoś się boi burzy.