Miłość i mordercze parówki – Iwona Banach

Tytuł: Miłość i mordercze parówki
Autor: Iwona Banach
Oprawa: miękka
Liczba stron: 381
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
O mojej miłości do książek Iwony Banach pisałam już nie raz i nie dwa, nic więc dziwnego, że jak tylko Skarpa Warszawska wydała nową pozycję autorki, mordka sama zaczęła mi się śmiać, a apetyt na przeczytanie poszybował w kosmos. Czy było warto? Ależ oczywiście!
O czym jest Miłość i mordercze parówki?
W klasycznych kryminałach jest para: morderca i trup. Jest też miejsce zbrodni, które wygląda dość jednoznacznie, chociaż czasem budzi wątpliwości. U Iwony Banach jest zupełnie inaczej. Owszem, jest trup. Trup leży w domu, który do trupa nie należy, co ostatecznie nie musi dziwić, ale nie należy też do mordercy, co już jest trochę dziwne.
Dom należy do Jagody, która mordercą na pewno nie jest, bo w chwili, gdy trup był mordowany, ona była w Irlandii albo w drodze z tejże do domu. Sam powrót wypada dość dramatycznie, a Jagoda przekonana, że goni ją morderca, chowa się w domu sąsiada. Sąsiad nie jest taki całkiem obcy, za to Jagodzie niezbyt przychylny z jednego powodu – już kilka razy trafił przez nią na SOR. Nie, żeby specjalnie chciała go uszkodzić, no tak jakoś wyszło.
Sąsiad – Kuba – jest policjantem, co trochę ułatwia sprawę, ale tylko trochę. Jagoda zaś nie puka tak zwyczajnie do drzwi i czeka na zaproszenie, tylko wpada do domu sąsiada i chowa się u niego w szafie… Potem jest już coraz bardziej groteskowo, a jak pojawi się Emma, babcia Kuby, która uzna, że trzeba skorzystać z okazji i młodych zeswatać, to ratuj się kto może!
Jagoda i Kuba mieszkają przy ulicy Rajskiej. Ulica jest niezbyt długa, wszyscy dobrze się znają, a wiadomo – im mniejsza społeczność, tym więcej tajemnic skrywa. Tu jest podobnie i z ręką na sercu Wam radzę, śledźcie uważnie kto z kim i dlaczego, bo serio można się pogubić. Popłakać się ze śmiechu też można.
Oczywiście oprócz Kuby i Jagody jest tam cała masa innych bohaterów, ale nie będę zanadto spojlerować, musicie ich poznać osobiście.
Jak się czyta Miłość i mordercze parówki?
Dość oryginalnie muszę przyznać, bo w książce jest coś, czego się już praktycznie nie stosuje w literaturze, albo stosuje niezwykle rzadko: bardzo duża liczba zdań złożonych. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ja nawet lubię takie zawijasy, ale fakt faktem – raczej się już tak nie pisze, a więc i do czytania w innym rytmie trzeba się po prostu przyzwyczaić.
Poza tym klasyka, jak to u Iwony Banach: bardzo dużo powodów do śmiechu, scen, które są tak absurdalne, że aż się prosi o jakąś fajną ekranizację, szybka akcja i bardzo charakterystyczni bohaterowie. Niektórzy fajni, inni irytujący, jak to w życiu.
Sama fabuła jest niby prosta, a jednak trochę zakręcona i trzeba się skupić, żeby niczego nie przeoczyć. Jeśli zaś chodzi o tytuł, to w moim odczuciu książka mogłaby się nazywać Miłość i mordercze mikrofalówki, byłoby jeszcze bardziej abstrakcyjnie i nadal zgodnie z duchem treści.
Typowo dla Iwony Banach w książce jest bardzo dużo celnych obserwacji na temat otaczającego nas świata, tego wirtualnego też. Szczerze żałuję, że nie robiłam zdjęć w trakcie czytania, bo niektóre fragmenty aż się proszą o zacytowanie. Nic to, musicie je sami odnaleźć.
Miłość i mordercze parówki – recenzja subiektywna
Długość – muszę przyznać, że bardzo przyzwoita, bo aż 381 stron, a czcionka dość mała. Jestem zadowolona, to jest długa książka.
Trupy – a i owszem, bo w dobrej książce musi być przynajmniej jeden trup, a to jest dobra książka.
Humor – no oczywiście, że obecny, chwilami nawet w nadmiarze, bo jak łzy lecą ze śmiechu, to ciężko się czyta. Uśmiałam się jak norka.
Widoczność liter – absolutnie żadna, a to czyszczenie ulicy młotem pneumatycznym chciałabym zobaczyć na dużym ekranie. To byłby hit absurdalnych scen w polskich komediach.
Ogólnie książka jest taka bardzo „Iwonkowa”. Kto zna inne pozycje Iwony Banach, na pewno sięgnie i po tę, i będzie się dobrze bawił. Kto nie zna, to… ma dużo do nadrobienia.
Dla kogo jest Miłość i mordercze parówki?
Miłość i mordercze parówki to komedia kryminalna z bardzo wieloma elementami groteski, karykatury i absurdu. Akcja nie mrozi krwi w żyłach, za to powoduje ból mięśni brzucha, więc w moim odczuciu jest to pozycja godna polecenia osobom, które mają chęć się pośmiać, a niekoniecznie dociekać, na ile to wszystko jest realne. Jak najbardziej dla młodzieży.