Mord w Las Vegas – Iwona Banach
Tytuł: Mord w Las Vegas
Autor: Iwona Banach
Oprawa: miękka
Liczba stron: 318
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
No i niespodzianka. Człowiek sobie może myśleć, że jak przeczytał kilka książek Iwony Banach, to wie, czego może się spodziewać. O święta naiwności!
Spodziewałam się komedii kryminalnej, która spowoduje u mnie wybuchy śmiechu na każdej stronie, a dostałam kryminał z elementami groteski i absurdu, który kompletnie mnie porwał i otumanił, ale tego śmiechu było jednak mniej.
Czy Mord w Las Vegas to na pewno książka?
No teoretycznie tak. Jest papierowa, ma okładkę (całkiem fajną), strony z literami, więc fizycznie wygląda na książkę. Jednak to, co znajduje się w środku, to nie powieść, ale gotowy konspekt filmu, a może nawet szkic scenariusza ze scenopisem. Słowo honoru, chciałabym to zobaczyć w kinie, najlepiej jakimś wypasionym, z dużym ekranem.
Jak to jest pięknie opisane, jak plastycznie, jak szczegółowo! Człowiek jest gotów uwierzyć, że właśnie trwa zima i święta, które z natury powinny być spokojne, rodzinne, ciche i wzniosłe, a w Potwornicach wcale takie nie są. Moja wyobraźnia weszła na najwyższe obroty, żeby przełożyć słowa na obrazy, ale jeśli ktokolwiek zechce zekranizować Mord w Las Vegas, będę siedziała w pierwszym rzędzie na premierze i mam to gdzieś, że będzie pełno fotoreporterów. To będzie film, jakiego jeszcze nie było, komedia pomyłek i absurdu, której nie powstydziłby się Bareja. Na reżysera proponuję Olafa Lubaszenkę, który już udowodnił, że świetnie się w takiej konwencji odnajduje.
O czym jest Mord w Las Vegas?
Mord to mord, musi być jakaś ofiara i nie ma co udawać, że nie.
Natomiast samo Las Vegas nie jest słynnym amerykańskim miastem hazardu i rozpusty, ale lokalną atrakcją na wsi, o której pewnie nikt by nie usłyszał, gdyby nie Las Vegas właśnie. A czym ono jest? Koszmarną dekoracją świąteczną, migającą tysiącami lampeczek, wywrzaskującą kolędy w sposób całkowicie nieakceptowalny, a jednocześnie atrakcją turystyczną, do której walą tabuny. W sumie nie dziwię się, każdy chciałby COŚ TAKIEGO zobaczyć na własne oczy.
Las Vegas jest prywatną inicjatywą na całkowicie prywatnym terenie i niemałym problemem dla mieszkańców Potwornic. Najchętniej by to własnymi rękami rozebrali, no ale to świąteczne, a więc święte, czyli nie wypada. Mordować też pewnie nie wypada, ale w samą Wigilię w samozwańczym Las Vegas zostają znalezione zwłoki…
Harold i Julia przyjeżdżają na święta do swoich babć, które uknuły intrygę – postanowiły zeswatać młodych. Młodzi swaty mają gdzieś, ale święta to święta, trzeba je spędzić rodzinnie, a u babci zawsze jest fajna wyżerka, więc w sumie czemu nie. Kiedy jednak na miejscu pojawia się trup zarówno wyżerka, jak i swaty przybierają dość osobliwą formę – na takie drobiazgi nie ma miejsca, trzeba śledztwo prowadzić, a Harold okazuje się przedstawicielem odpowiednich służb. Oczywiście nie pracuje sam, z miasta zjeżdżają policjanci, którzy mieli pecha i dostał im się świąteczny dyżur. Nikt nie jest z tego tytułu zadowolony, bo wiadomo – barszczyk stygnie. Największą jednak zagadką są zwłoki – jaki jest sens zabijania kompletnie obcej turystki? Czyżby przez pomyłkę?
Ja chcę kota z Las Vegas!
Kot należy do zaprzyjaźnionego z obiema babciami Ryśka i całkowicie skradł moje serce. To nie jest byle jaki kot, to jest Kot, a może nawet KOT albo i KOT. Niepotwierdzona mieszanka kota bengalskiego z persem i manulem, czyli mieszanka wybuchowa. Duży, silny, charakterny i uwielbiający hot dogi. Jako że sama ich nie jadam, nie pożałuję kotu, obiecuję!
Kot oprócz tego, że jest, to odgrywa całkiem ważną i poważną rolę w książce, całkiem sporo się dzieje z nim i dzięki niemu. Na pewno go pokochacie, nawet jeśli wolicie psy. On też chodzi na spacery i nawet ma łańcuch do tych spacerów. Smycz by pewnie pogryzł.
Jak się czyta Mord w Las Vegas?
Jak już się pogodziłam z tym, że to kryminał połączony z absurdem, abstrakcją i groteską to poszło jak przeciąg. Iwona Banach trochę mnie zaskoczyła zmienioną konwencją, ale to bardzo fajne zaskoczenie, nie mam pretensji. Oczywiście w swoim stylu dorzuciła do tej pozornie tylko zabawnej książki porcję bardzo celnych spostrzeżeń na temat wiejskiego społeczeństwa i kilka prostych prawd życiowych, które są jak najbardziej prawdziwe, ale tak proste, że na co dzień się ich nie zauważa.
Mord w Las Vegas – recenzja subiektywna
Długość – tylko 318 stron i chociaż temat został absolutnie wyczerpany, to i tak uważam, że to mało. Dobrego nigdy dość, a to było naprawdę dobre. Chciałabym więcej.
Trupy – tak, to jest dobra książka.
Humor – jak na Iwonę Banach i to, co do tej pory przeczytałam z jej twórczości, obecny jakby w innej formie, natomiast tak ogólnie, to to jest książka z dużym poczuciem humoru, na pewno nie ponura i nie sztywna.
Widoczność liter – żadna, wręcz filmowa. Powtórzę się jeszcze raz – gotowy scenariusz filmu, nic tylko brać i robić.
Bierzcie i czytajcie, idealna pozycja na jesienną chandrę i przedświąteczny stres.
Dla kogo jest Mord w Las Vegas?
Jako iż książka ma zarówno okładkę, jak i treść mocno nawiązującą do świąt, śmiało możecie ją kupić jako prezent pod choinkę dla kogoś albo dla siebie. Trudno mi sobie wyobrazić, że komuś się to nie spodoba. No, chyba że do Wigilii usiądziecie z ponurakami, co kij od szczotki połknęli, to wtedy może jednak nie. Jak najbardziej dla młodzieży, nawet tym młodszym nastolatkom bym dała.