Narogi – Piotr Kościelny

Tytuł: Narogi
Autor: Piotr Kościelny
Oprawa: miękka
Liczba stron: 335
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Narogami Piotr Kościelny po raz kolejny udowodnił, że się przy pisaniu nie certoli. Wali prawdę prosto w oczy, idzie najkrótszą drogą, nie bawi się w dyplomację i przygotowanie czytelnika na większą dawkę trudnych emocji. Po prostu robi to, w czym jest najlepszy – pisze książki dla tych czytelników, którzy mają odwagę je czytać. Bo trochę odwagi mieć trzeba. Narogi nie są emocjonalnie łatwe. W ogóle mam wrażenie, że seria z Sikorą i Bieleckim to dla Piotra Kościelnego okazja, by wyrzucić z siebie wszystkie skłonności do destrukcji. Jak coś można rozwalić, to niby czemu nie? Autor jest totalnie nieobliczalny i nieprzewidywalny, i chyba za to go tak uwielbiam. W żadnym momencie nie podlizuje się czytelnikom i nigdy nie pisze tego, czego oczekują. Twardo narzuca własne zasady gry i sięgając po książkę Piotra Kościelnego, czytelnik nigdy nie może być pewny, z czym tym razem będzie musiał się zmierzyć, bo spodziewać się można absolutnie wszystkiego. Przy czym „wszystkiego” w tym wypadku oznacza zarówno wszystkiego dobrego, jak i wszystkiego złego. Kościelny robi ze swoimi bohaterami, co chce, jak chce i kiedy chce. Czekam, kiedy zechce wskrzesić Radka Grota, bo trochę za nim tęsknię, ale to tak na marginesie.
O czym są Narogi?
Nie o rogach i tym, co się na nich nosi. Samo słowo musiałam sobie wyguglować, bo absolutnie z niczym mi się nie kojarzyło. No cóż… napiszę tylko, że bardzo dobrze oddaje ducha książki i jest aż nadto obrazowe.
Tym razem w mieście pojawia się kanibal – zabija i zjada ludzi. To zdanie napisane przeze mnie brzmi w miarę normalnie, ale gwarantuję Wam, że to pozory. Piotr Kościelny zaserwował czytelnikom prawdziwą jazdę bez trzymanki, pełną różnorakich dewiacji, z kazirodztwem włącznie.
Co u Sikory? No jakoś się pozbierał. Jest silny, szorstki, chwilami gburowaty, ale nie zatracił wewnętrznej wrażliwości. Jego postawę mogę opisać krótko: prawo prawem, a sprawiedliwość być musi.
Jak się czyta Narogi?
Chciałabym napisać, że z dużym zainteresowaniem i jeszcze większą ekscytacją, ale… więcej prawdy będzie w stwierdzeniu, że to książka dość obrzydliwa. Dosłownie obrzydzenie było uczuciem, które przy lekturze pojawiało się najczęściej. W treści jest wiele rzeczy, których się czytać po prostu nie chce, a daję Wam słowo – mnie byle opis nie rusza. Tu jednak jest hardcore na maxa.
Jako matka muszę dać bardzo dużego plusa za niechodzenie na skróty, jeśli chodzi o dziecko. Grzegorz Sikora jest samotnym ojcem i twardym gliniarzem, co nie bardzo się skleja w jedną całość. I tu muszę pochwalić Piotra Kościelnego, bo rozegrał to tak, że czytelnik w żadnym momencie nie powie: „No fajnie, ale co ten gościu zrobił z dzieckiem?” Cały czas wiemy, co się dzieje z Piotrusiem. Niby drobiazg, ale świadczy o skrupulatności i solidnym warsztacie.
A tak poza tym to standardowo, jak to u Kościelnego — genialny język, wartka akcja, wyraźna znajomość tematu i branży, świetnie skonstruowana fabuła i tak dalej i tak dalej — jest mega. O ile poprzednia część lekko mi zgrzytała, to ta wyrównuje niedosyt z nawiązką i aż korci zapytać, czy będzie kolejny tom na Gwiazdkę. Panie Piotrze, co tam aktualnie na tapecie?
Narogi – recenzja tradycyjnie subiektywna
Długość – 335 stron to tym razem zdecydowanie za mało, szczególnie biorąc pod uwagę zakończenie. Niby typowe, ale nie tak całkiem przewidywalne. Wolę dłuższe książki. Kto przeczyta, ten zrozumie.
Trupy – akurat u Piotra Kościelnego są taką oczywistością, że nie ma sensu udawać, że ich nie ma. Właściwie jedyna niewiadoma przed lekturą, to na której stronie się pojawią. I tego Wam nie zdradzę.
Humor – mimo że to absolutnie nie jest zabawna pozycja, to kilka razy się uśmiechnęłam. Ale to raczej czarny humor, podszyty złośliwością. Umie Piotr Kościelny wbijać szpileczki, oj umie!
Widoczność liter – tu bez niespodzianki – chyba w żadnej książce Piotra Kościelnego ich nie widziałam. Przy czym od razu ostrzegam – realizmu w książce nie brakuje, a niektóre sceny są wręcz przerażające, gdy się je widzi.
Dla kogo są Narogi?
Zasadniczo dla tych, którzy zdążyli już poznać Sikorę i Bieleckiego, bo zaczynanie serii od szóstego tomu nie jest najlepszym pomysłem. Wiem, co mówię – zaczęłam od czwartego i to też był błąd. Nie powielajcie go, zacznijcie od początku. Będziecie mieć zdecydowanie więcej frajdy.
Cały cykl z komisarzem Sikorą w moim odczuciu adresowany jest do fanów mrocznych i twardych kryminałów. Trzeba mieć siłę, tę emocjonalną, żeby udźwignąć wydarzenia i opisy, którymi autor nie oszczędza czytelników. A jednocześnie gorąco Wam wszystkim tę serię polecam, jest w niej coś bardzo prawdziwego.