Nowojorski krzyk – Maciej Kaźmierczak
Tytuł: Nowojorski krzyk
Autor: Maciej Kaźmierczak
Oprawa: miękka
Liczba stron: 302
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Muszę Wam napisać, że dawno nikt mnie tak nie wkurzył jak Maciej Kaźmierczak. Udusiłabym, jakby wpadł w moje ręce, więc może i dobrze, że na targi do Krakowa się nie wybieram. Zanim będą warszawskie, to mi przejdzie.
No bo jak można pisać takie książki??? Żeby tak sobie zbudować napięcie, wciągnąć czytelnika w inną czasoprzestrzeń, zafundować psychiczny rollercoaster, a potem co… ciąg dalszy nastąpi??? No żart jakiś!
Tak bardziej serio, to… nie podobał mi się ten zabieg. Wygrani będą czytelnicy, którzy za jakiś czas kupią dwie (lub więcej, kto to wie…) części. Oni sobie od razu łykną całość jak pelikany, nie stracą ani kropli z niepokojącej atmosfery i będą się naprawdę dobrze bawić. Albo naprawdę się bać. Trzeba to było wydać w całości, tym bardziej że książka jest krótka. Chyba nawet bardzo krótka. Takie pół.
O czym jest Nowojorski krzyk?
Długo zastanawiałam się, czemu polski autor przeniósł akcję do Nowego Jorku i właściwie nic mądrego nie wymyśliłam. To samo mogło się wydarzyć w Warszawie, Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, a nawet trochę mniejszym mieście. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to przykrywka dla realiów. Maciej Kaźmierczak może z całą mocą twierdzić, że przecież pisał o Ameryce i polski rynek wydawniczy wygląda absolutnie, ale to absolutnie inaczej, bo o mechanizmie wydawania i promocji książek, szczególnie w przypadku debiutantów, napisał naprawdę dużo. Czy prawdziwie? Mam jeszcze w głowie książkę Pawła Fleszara Smog, więc zaryzykuję, że Maciej Kaźmierczak w dużej mierze opisał polskie realia. No ale niech sobie twierdzi co chce 😉
Żeby nie było, od razu uspokajam – to nie jest poradnik dla początkujących pisarzy, a opis rynku wydawniczego jest bezpośrednio związany z faktem, iż główna bohaterka – Danielle, zwana Danny – jest pisarką przed debiutem. I jak na pisarkę przystało (tak to sobie wyobrażam), żyje trochę w swoim świecie. Lubi obserwować ludzi, zapisywać niektóre wydarzenia, dobrze się czuje w małym towarzystwie. Raczej introwertyczka, chociaż potrafi się otworzyć.
Historia zaczyna się w chwili, w której Danny rozstaje się ze swoim chłopakiem, toksycznym dupkiem, który miał czelność ją zdradzić i jeszcze twierdzić, że to wszystko jej wina. Rozstanie jest dość emocjonalne i niepozbawione przemocy. W obronie własnej Danny uderza Toma obrazem zdjętym pospiesznie ze ściany.
Chciałabym powiedzieć, że niedługo potem wokół niej zaczną się dziać dziwne rzeczy, ale to „niedługo” trwało pół książki. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że czytam jakąś obyczajówkę psychologiczną i chociaż ogólnie nic do takich książek nie mam, to jednak nie jest to mój ulubiony gatunek. Na szczęście w drugiej połowie autor był łaskaw wyprowadzić mnie z błędu. To jednak thriller, w którym napięcie pojawia się w chwili, w której czytelnik myśli sobie, że może Kaźmierczak zwariował i napisał podszyte nerwem romansidło. Tak, to też mi się zdarzyło pomyśleć. Jeśli chodzi o granie na emocjach czytelników, to szanowny Autor odrobił lekcję bardzo dobrze.
Nie napiszę Wam, co było dalej, bo spojlerowanie to zło. Zdradzę tylko, że trzeba się przyzwyczaić do karuzeli w głowie. Maciej Kaźmierczak kręci, aż miło.
Jak się czyta Nowojorski krzyk?
Bardzo szybko i to z dwóch powodów. Po pierwsze to dobra książka, po drugie – bardzo krótka. Ma zaledwie 302 strony, rozdziały są krótkie, więc sporo stron jest zadrukowanych tylko do połowy. Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że ma około 300 tysięcy znaków. To niewiele. I chociaż mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce i grubości, to w tym wypadku upieram się, że stanowczo za mało.
Długość długością, ale muszę przyznać, że Nowojorski krzyk wciąga i to bardzo! Rozdziały są krótkie, ale dzięki temu wzrasta dynamika. Oszczędność opisów i szczegółów dodatkowo ją napędza, chociaż nie obraziłabym się za nieco większą głębię postaci. Ale tu też muszę dać plusa, bo mimo wyraźnie oszczędnych środków udało się zarysować najważniejszych bohaterów tak, że nie są całkiem płascy. Jednak więzi emocjonalnej nie nawiązałam nawet z Danny, o reszcie nie wspominając.
Nowojorski krzyk – recenzja subiektywna
Długość – zdecydowanie za mało. Moim prywatnym subiektywnym zdaniem lepiej by było wydać kontynuację razem z początkiem, jako jedną pozycję.
Trupy – pomidor.
Humor – nieobecny. Ale on by tu nie pasował, więc się nie czepiam.
Widoczność liter – mimo wszystkich uwag, jakie mi się urodziły w głowie po lekturze, muszę przyznać, że liter nie widać. Czyta się obrazami, aczkolwiek ten Nowy Jork wydał mi się jakiś taki mało zatłoczony. Mam w głowie inną wizję tego miasta. No ale to moja wizja, nie musicie się z nią zgadzać.
Podsumowując: To jest dobra książka, nawet bardzo dobra. Gdyby jeszcze zawierała prawdziwe zakończenie z rozwiązaniem wszystkich tajemnic, byłaby idealna. A tak przyjdzie nam poczekać. Oby niedługo!
Dla kogo jest Nowojorski krzyk?
Pierwszy raz od dawna nie mam problemu z przypisaniem książki do gatunku. To z całą pewnością thriller i polecam Nowojorski krzyk fanom nerwowego napięcia i podnoszących się włosków na karku. Jednakowo kobietom i mężczyznom. Młodzieży też.
