Pięć głębokich oddechów. Moc uważnego rodzicielstwa – Genevieve von Lob
Tytuł: Pięć głębokich oddechów. Moc uważnego rodzicielstwa
Autor: dr Genevieve von Lob
Liczba stron: 295
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: Mamania
Pięć głębokich oddechów to nie jest książka, którą czyta się od deski do deski. Przynajmniej mnie się to nie udało. Podzielona jest na rozdziały, zwane sesjami i ja tak właśnie ją potraktowałam. Jeden dzień – jedna sesja. A czasem nawet tylko pół sesji na jeden dzień.
Część pierwsza nosi tytuł „Ty” i dla mnie była to trudna część. Sporo w niej o technikach zaczerpniętych z medytacji mindfulness, a mnie obce są jakiekolwiek buddyjskie medytacje. Nie obchodzi mnie oddychanie nogami, stawanie obok, palenie świec i robienie święta z przygotowywania karteczek na lodówkę. Kompletnie nie moja bajka, ale nie zamierzam tych metod deprecjonować. Być może komuś się spodobają. Ja skupiałam się raczej na tym, co jest bliższe mojemu ciału i umysłowi. Sesja po sesji dawałam się przekonać, że mam prawo troszczyć się nie tylko o męża i dziecko, ale też o siebie. No, może nie tyle dawałam się przekonać, co ugruntować w tym twierdzeniu. Niestety często rodzice zapominają o sobie, skupiając się na potomstwu. Na dłuższą metę nie służy to nikomu i autorka dobrze wyjaśnia dlaczego.
O wiele ciekawsza była dla mnie druga część „Ty i Twoje dziecko”. Tę pochłonęłam o wiele szybciej, bo też i przydatnej wiedzy było więcej. Znalazłam tu wytłumaczenie źródeł kryzysów domowych, szczególnie na linii dzieci – rodzice. Autorka wyjaśnia dość przystępnym językiem, jak działa i jak się rozwija mózg, i dlaczego w kryzysowych sytuacjach dziecko kompletnie nie reaguje na logiczne argumenty. Pokazuje też, jak zmienia się mózg nastolatka i dlaczego dzieci w tym wieku są skłonne do ryzyka i zachowań, które dorośli uważają za głupie. Podpowiada jak porozumieć się z nastolatkiem, dlaczego warto przyznawać się do błędów i przepraszać za nie.
O ile pierwsza część mnie nie zachwyciła i raczej do niej nie wrócę, o tyle drugą pewnie przeczytam jeszcze raz, jeśli za kilka lat okaże się, że nie umiem nawiązać kontaktu z dorastającą córką.
Pięć głębokich oddechów (próbowałam tego oddychania według instrukcji, ale już samo skupianie się na oddechu mnie wkurza, zamiast uspokajać) zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz: nie ma rodziców idealnych. Po prostu nie ma i im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej. Nie ma też idealnych rodzin, w każdej zdarzają się kryzysy.
Problem z rodzicielstwem w ogóle jest głębszy. Okazywanie dzieciom uczuć, wczuwanie się w ich potrzeby, troska i zrozumienie najmłodszych mają bardzo krótką historię. Jeszcze sto lat temu nikt się nad dziećmi nie rozczulał. Stąd metody wychowawcze to ciągle poligon doświadczalny. Okazuje się, że powtarzanie dziecku, jakie jest mądre, bystre i ładne wcale nie jest dla niego dobre! Równie bezsensowne jest słuchanie dobrych rad innych ludzi, którym się wydaje, że coś wiedzą, bo mają (albo i nie) dzieci. To książka, która faktycznie wspiera rodziców w ich trudnej drodze (bo umówmy się, wychowanie dzieci to nie kaszka z mleczkiem), uświadamia, że mają prawo do błędów i potknięć, ale też pokazuje, czego mogą uniknąć.
Pomijając treść, bardzo podoba mi się sposób wydania. Wyróżnione teksty w ramkach, przykłady zaczerpnięte z praktyki terapeutycznej autorki i krótkie podsumowanie każdego rozdziału pozwalają łatwo przyswoić i zapamiętać najważniejsze punkty każdej sesji. Ogólnie jestem na tak i polecam wszystkim zagubionym rodzicom.
Dziękuję Wydawnictwu Mamania za przekazanie egzemplarza recenzenckiego