1 dzień temu

Pogoda pod psem – Mariolina Venezia

Tytuł: Pogoda pod psem
Autor: Mariolina Venezia
Oprawa: miękka
Liczba stron: 235
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc

 

Pogoda pod psem to drugi tom przygód (tak, ja wiem, że na okładce stoi śledztwa, ale się z tym nie zgadzam) włoskiej wiceprokurator Immy Tataranni. I powiem Wam, że jak przy pierwszym tomie marudziłam, że brak mi przypisów, tak w drugim się magicznie pojawiły 😉 Dlaczego magicznie? Bo obie książki dostałam razem, więc nie ma mowy o żadnej interwencji ze strony wydawnictwa 😉 Tak czy owak, fajnie było znowu spotkać Immę i jej wesołą gromadkę rodziny i współpracowników. W myślach widzę ich jako wiecznie machających rękami Włochów.

 

O czym jest Pogoda pod psem?

No wbrew pozorom nie będzie o tym, że ciągle pada, aczkolwiek… faktycznie pada.

Teoretycznie to kryminał, w którym nadrzędną rolę odgrywa śledztwo Immy Tataranni, jak to zwiastuje okładka.

W praktyce moim zdaniem mamy do czynienia z pozycją obyczajową z wątkiem kryminalnym w tle. Właśnie pozycją, bo na pewno nie powieścią, żeby zasłużyć na to miano, książka musiałaby być dłuższa 😉

Matera to znane już czytelnikom Kamiennego miasta włoskie miasteczko, w którym psy potrafią ogonami szczekać, ludzie się znają i chętnie plotkują, życie toczy się niby leniwie, ale jednak we włoskim rytmie. I w tym to miasteczku stanowisko wiceprokuratora piastuje Imma Tataranni. Znaki szczególne? Niski wzrost (nie wiadomo dokładnie ile, ale na pewno mniej niż 150 cm) i wysokie szpilki. Do tego zabójcza (dla przestępców, ale i współpracowników) pamięć, uparta dociekliwość, stanowczość i niezłomność. Może i brzmi dobrze, ale uwierzcie mi – “suka” to najłagodniejsze co pada z ust pracowników prokuratury. Pani prokurator bowiem nie wchodzi w układy, ma gdzieś lokalną politykę i lubi wsadzać nos tam, gdzie jej przełożeni zabraniają.

Tym razem trochę tej polityki było, bo w trakcie lokalnej kampanii wyborczej popełniono morderstwo, co może jeszcze nie byłoby takie dziwne (ten słynny włoski temperament…), ale ofiarą jest młoda kobieta Donata Miulli, o której szeptano, że jest kochanką obecnego kandydata, posła Martellego. Co więcej – pierwsze poszlaki wskazują, że to właśnie polityk może być sprawcą, bo ujawnienie romansu zapewne kosztowałoby karierę polityczną. Włosi może i są kochliwi, ale są też bardzo rodzinni i pewne rzeczy nie uchodzą. Przynajmniej publicznie.

Śledztwo okazuje się jednak bardzo rozwojowe i absolutnie nieoczywiste, a pani prokurator musi wyruszyć do Rzymu. Nie, żeby jej to było nie w smak, wszak właśnie w stolicy przebywa jej były podwładny Calogiuri, którego pracę wysoko ceniła i za którym w skrytości ducha tęskni. W sensie zawodowym oczywiście, bo nikt lepiej od niego nie prowadził samochodu i nikt nie był tak dobrze zestrojony z nawykami i humorami Immy.

 

Jak się czyta Pogodę pod psem?

Powiem tak: im więcej uda się Wam przeczytać za jednym razem, tym łatwiej będzie wejść w fabułę, podążać za nią i nie zgubić się w gąszczu wątków i postaci. Zaczynam rozumieć, czemu autorka pisze tak krótkie książki 😉 Tam się naprawdę dużo dzieje, a spamiętanie wszystkich nazwisk graniczy z cudem.

Jak wspomniałam wyżej, w moim odczuciu to bardziej książka obyczajowa niż kryminał. No jest trup, wiadomo, ale jest też dużo o relacjach rodzinnych Immy, problemach z dorastającą córką, potyczkach z członkami dalszej rodziny, relacjach w pracy itp. itd. W tym wszystkim samo śledztwo gdzieś znika, wtapia się w wydarzenia i co prawda jest cały czas prowadzone, ale nie ośmieliłabym się powiedzieć, że to pierwszoplanowy wątek. Za to bardzo wyraźnie zapamiętałam rozmowę Immy z prokuratorem (jej przełożonym) na temat robienia zapiekanki i w ogóle gotowania obiadów dla męża. No bo praca pracą, zadania zadaniami, ale kobieta musi przede wszystkim dbać o rodzinę, a nie wchodzić w śledztwo i niepotrzebnie drążyć, zamiast zamknąć je po dwóch dniach zgodnie z wytycznymi.

Ogólnie muszę powiedzieć, że czyta się fajnie, rozdziały są krótkie, akcja nie stoi w miejscu. W sam raz dla kogoś, kto nie lubi szczegółowych opisów stanu zwłok i pogłębionej analizy psychologicznej mordercy. Ja lubię i trochę mi tu tego zabrakło.

 

Pogoda pod psem – recenzja subiektywna

Długość – no za krótka, po raz drugi akceptowalna, bo w standardowym rozmiarze byłoby około 300 stron, tak mi się wydaje. Jednak dobra książka powinna mieć 400, a jak ma więcej, to jeszcze lepiej.

Trupy – już napisałam, że Donata nie żyje, więc nie ma się co wypierać. Zresztą to taka seria, że trup musi być, więc żaden to spojler.

Humor – owszem, kilka razy się uśmiechnęłam.

Widoczność liter – podobnie jak za pierwszym razem, zmienna. Niektóre sceny ładnie się zamieniają w głowie w obrazy, inne za nic nie chcą się pokazać.

Trochę rozczuliło mnie obyczajowe retro. Chociaż książka datowana jest na rok 2013, to akcja dzieje się w 2005, czyli w zupełnie innym świecie. O internecie nikt tam nie mówi, natomiast walkman wydaje się szczytem techniki. A już taki z dyktafonem, marki Sony, to w ogóle totalny kosmos. Biorąc pod uwagę, że dziś mamy smartfony z dyktafonami i milionem innych funkcji, tamten świat wydaje się nierzeczywisty, ale fajnie było o nim poczytać.

 

Dla kogo jest Pogoda pod psem?

Myślę, że dla tych, którzy przeczytali Kamienne miasto i mieli okazję poznać bohaterów, bez tego może być trudno wejść w świat Immy. Na pewno dla fanów literatury obyczajowej z dreszczykiem, lekkich kryminałów i włoskich obyczajów. Jest naprawdę bardzo, ale to bardzo włosko.  Autorka nijak nie próbuje być na siłę amerykańska i chwała jej za to.

 

 


Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Noir sur Blanc

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close