Potrzask – Piotr Kościelny
Tytuł: Potrzask
Autor: Piotr Kościelny
Liczba stron: 381
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Aż mi głupio to napisać, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Potrzask to najgorsza książka Piotra Kościelnego, jaką przyszło mi przeczytać. I teraz nie wiem – miałam za duże oczekiwania, czy faktycznie autor obniżył poziom? Owszem, ogólnie jest w porządku, podobała mi się, ale jako kontynuacja serii w porównaniu z poprzednią – Nagonką – wypadła blado, przynajmniej w moim odczuciu. Tylko jeszcze raz podkreślam – to nie tak, że jest zła i nie ma sensu jej czytać, jednak… czegoś mi zabrakło.
O czym jest Potrzask?
Wydział zabójstw wrocławskiej komendy wojewódzkiej ma tak okrojony skład, że chyba tylko cudem daje radę funkcjonować. No ale tak to jest, jak autor pozbywa się stworzonych przez siebie postaci, ciekawy zabieg swoją drogą. Tymczasem roboty nie ubywa. Trzeba znaleźć młotkarza, który upodobał sobie zabijanie emerytek. Smaczku dodaje fakt, iż czytelnik doskonale wie, kto nim jest i musi być świadkiem kolejnych morderstw.
W mieście pojawia się też nowy zabójca – wyjątkowo wyrafinowany i równie wredny. Jakby tego było mało, w domu samotnego mężczyzny zostają znalezione jego zwłoki. Pierwsze ustalenia wskazują na zawał i zjedzenie przez głodne psy. Los wymierzył karę natychmiast, psy też padły, bo wszystko trwało za długo, być może nawet dwa tygodnie. I to nadal nie koniec, bo w mieszkaniu denata policja znajduje zwłoki jego żony, oraz czaszki rozmiarem pasujące na dziecięce. Kolejne pytanie jest przerażające – skąd one się wzięły? Czyżby trafili na psychopatę, który był seryjnym mordercą dzieci?
Na komisariacie toczy się normalna policyjna robota, dużo dłubaniny, mało sukcesów, dużo pretensji naczelnika. Można powiedzieć, że nic zaskakującego.
W tym wszystkim komisarz Grzegorz Sikora musi się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Moni już nie ma, jest Piotruś, mały szkrab, któremu trzeba poświęcić całą uwagę. Jak to pogodzić z pracą? Z pomocą przychodzi ciężarna koleżanka z wydziału, ale sprawy przybierają nieoczekiwany obrót. O małego upominają się rodzice Moniki, twierdząc, że wnuk powinien być z nimi. Sikora oczywiście ma na to jedną odpowiedź: po moim trupie.
Czasem mam wrażenie, że Piotr Kościelny nie lubi Sikory i jego policyjnego partnera – Michała Bieleckiego. Dziwne, bo sam ich stworzył i na pewno nie są to płaskie papierowe postaci. Niemniej nie oszczędza im niczego. Zraniony nożem Sikora trafia do szpitala, a jego stan jest, ogólnie mówiąc, nieciekawy. Michał Bielecki zajmuje się jego synem, bo matka małego Piotrusia nie żyje. A powiem Wam, że Monia to całkiem fajna babeczka była, i nie wiem, dlaczego autor ją uśmiercił. Widocznie ma takie hobby, że najpierw tworzy postaci, a potem je zabija.
Co mi nie pasowało?
Były momenty, w których miałam chęć krzyknąć, że no ej, ale to tak nie wygląda w prawdziwym życiu. Bielecki zabiera kilkutygodniowe dziecko do szpitala (bakterie!), siedzi z nim pod salą operacyjną i… nic. Mały nie płacze, nie jest głodny, nie trzeba go przewinąć. Michał robi to dopiero w domu po kilku godzinach. Ja wiem, że dziecko może być ogólnie grzeczne, w końcu moje też było bezproblemowe, ale jednak dzieci mają swoje potrzeby. Może jestem przewrażliwioną matką, ale jakoś mi to nie zagrało.
Wyproszenie ojca ze szpitala też mnie zdziwiło, bo z tego, co wiem, to rodzice jak najbardziej mogą być z dziećmi, nawet w nocy. Internet twierdzi, że dotyczy to też oddziałów intensywnej terapii.
I ostatnia rzecz: Aneta wybiega z domu, zostawiając maleńkie dziecko samo. Ja rozumiem adrenalinę i szok, ale pewnych rzeczy się po prostu nie robi nigdy i w żadnej sytuacji. Owszem, fabuła tego potrzebowała, ale jakoś mnie ta decyzja kobiety w ciąży nie przekonuje.
Jak się czyta Potrzask?
Jeżeli myślicie, że teraz powiem, że to się nie da czytać i jest koszmarne, to was zaskoczę. Mimo wszystko Potrzask czyta się bardzo, ale to bardzo dobrze. Szybka akcja, wartko zmieniające się sceny i okoliczności zdarzeń wymuszają pełne skupienie i uwagę, tu naprawdę trzeba nadążać za kolejnymi scenami. Książka wciąga bez litości, ale równie bezlitośnie prowadzi do przesytu syfem tego świata. Przeczytałam na trzy razy, na jeden raz nie byłam w stanie tyle przyswoić. Psychicznie nie podołałam. Co obiektywnie świadczy o tym, że autor się postarał, żeby to naprawdę była książka bez lukru, bo mnie jednak byle co nie łamie.
Bardzo podobały mi się dialogi, w których nie ma grama sztuczności. Wszystko jest żywe, prawdziwe i bardzo naturalne.
Potrzask – recenzja subiektywna
Długość – 382 strony, więc szału nie ma. Ogólnie to nie jest bardzo długa pozycja, ale krótka też nie jest. Powiedzmy, że średnia.
Trupy – no tu nie ma co się czaić, poważnie wątpię, czy jest chociaż jedna książka Piotra Kościelnego, w której nikt nie traci życia.
Humor – mega specyficzny, a na koniec to nawet zwyrodniały. Wręcz słyszałam ten chichot autora znad klawiatury, gdy pisał ostatnie sceny.
Widoczność liter – żadna, a szkoda, bo niektóre sceny był aż nazbyt plastycznie opisane i widziałam, chociaż nie chciałam.
Ogólnie polecam, ale od początku. Potrzask to piąta część serii z Sikorą i Bieleckim. Zaczynanie od końca to proszenie się o kłopoty i automatyczna zgoda na spojlery.
Dla kogo jest Potrzask?
Zdecydowanie dla tych, co znają już Bieleckiego i Sikorę, bo wszystkie części serii są ze sobą połączone, przenikają się wzajemnie i naprawdę zaczynanie od ostatniego tomu nie jest najlepszym pomysłem.
Potrzask to kryminał w dobrym, mocnym, nieco niecenzuralnym stylu i nie chodzi mi wyłącznie o słownictwo. To jest seria dla tych, którzy nie potrzebują mydlenia oczu. Okładka głosi, że 18+ i chyba tym razem się zgodzę.