Wichry Camino – John Grisham
Tytuł: Wichry Camino
Autor: John Grisham
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Albatros
Wichry Camino, najnowsza powieść Johna Grishama, teoretycznie są kontynuacją Wyspy Camino. Teoretycznie, bo całkiem spokojnie można tę książkę potraktować jako samodzielną pozycję. Co prawda spotykamy starych dobrych znajomych, choćby w osobie Bruce’a czy Mercer, ale równie dobrze możemy właśnie w Wichrach Camino zawrzeć z nimi znajomość.
Chciałabym powiedzieć, że Wichry oczarowały mnie tak samo, jak Wyspa, ale niestety było inaczej. Już po pierwszych trzech stronach z niesmakiem popatrzyłam na trzymaną w rękach książkę i w myślach zapytałam samej siebie: „Co to ma być?!” Po czym zrobiłam to, co każdy rasowy czytelnik zrobić powinien – sprawdziłam, kto ową pozycję przetłumaczył. Nie chcę tu umniejszać zasług tłumacza, bo na pewno Robert Waliś odwalił kawał roboty, no ale gdzież mu do Jana Kraśki! I to się moi drodzy naprawdę czuje. No dobrze, może nie „się czuje”, ale ja to czuję na pewno. Czegoś mi w tym przekładzie zabrakło, za to bardzo denerwowało mnie słowo „sygnalista”, zbyt mocno powiązane ze współczesną polityką.
Wróćmy jednak na wyspę Camino, która tym razem przeżyła prawdziwą katastrofę. Jako że autor kazał jej leżeć w strefie huraganów (szukałam cierpliwie po mapach i wyszło mi, że wyspa jest wytworem wyobraźni Grishama), poddał wyspę morderczej próbie. Oto huragan o wdzięcznym imieniu Leo uderzył w Camino i zrobił na niej prawdziwe spustoszenie. Piękny zakątek, rokrocznie oblegany przez turystów, stał się przedsionkiem piekła.
Nie obyło się bez ofiar śmiertelnych, co w sumie nie dziwi do momentu, w którym okazuje się, że jedna z nich być może nie zginęła w wyniku działania niszczycielskiej siły Leo. Nelson Kerr, znany autor thrillerów najwyraźniej został zamordowany tuż przed uderzeniem huraganu, a może nawet w jego trakcie. Lokalna policja nie czuje się specjalnie zainteresowana prowadzeniem energicznego śledztwa. Na wyspie jest masa roboty, śmierć Nelsona jest podejrzana tylko trochę (a może te rany na głowie zrobiły latające gałęzie i inne dachówki?), na wyspie brak też specjalistów od kryminalistyki, droga na stały ląd została właśnie odcięta, most jest zamknięty. No i kto, i po co, miałby mordować pisarza?
Nelson na szczęście miał przyjaciół, wśród nich Bruca’a, właściciela miejscowej księgarni i wiernego fana wszystkich pisarzy, którzy nie oprą się pokusie przyjrzenia się sprawie bliżej. Bo jeśli Nelson faktycznie został zabity, to przecież nie bez powodu. Co prawda napisał kilka soczystych powieści, między innymi o handlarzach bronią, no ale już zdradził, co było do zdradzenia, mleko się rozlało. Czyżby kluczem miała być jego nowa powieść? I czy w ogóle raczył ją napisać?
Wichry Camino, wbrew tytułowi i opisanych w niej wydarzeniom, są bardzo relaksującą książką. Autor jak zwykle się nie spieszy, z pietyzmem opisuje codzienne rytuały, zwalnia akcję za pomocą mowy zależnej. Ot, wprowadza klimat, by za chwilę uderzyć czytelnika nowym, niekoniecznie zaskakującym faktem. To, czego mi zabrakło, to prawdziwe zwroty akcji, które zrobiłyby mi przysłowiową wodę z mózgu i kazały całkowicie zmienić sposób myślenia. To po prostu dobrze skonstruowana i opisana historia pisarza, który przeprowadził w swoim życiu o jedną rozmowę za dużo. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że pierwowzorem Nelsona Kerra nie był sam John Grisham, bo ja bym wolała, żeby jeszcze to i owo napisał.
Swoją drogą bardzo mnie ciekawi, czy przedstawiona w powieści teoria ma szansę być prawdziwą. W świecie wielkich pieniędzy ponoć wszystkie chwyty są dozwolone, niemniej na sama myśl jeżą się włosy na karku. I chociaż Wichry Camino są raczej gawędą niż soczystym kąskiem dla tygrysków lubiących thrillery, to czytało się ją całkiem przyjemnie. Niemniej muszę być z Wami szczera. Wyspa Camino to majstersztyk, Wichry Camino to bardzo sprawne rzemiosło, niestety nic więcej. Przy czym nie zapominajcie, że Grishamowi to ja stawiam poprzeczkę naprawdę wysoko, sam mnie tego nauczył. Nie wykluczam więc, że ogólnie powieść będzie cieszyła się dużym powodzeniem, a mnie nawyzywacie od malkontentek. No cóż. O gustach się ponoć nie dyskutuje. Ja oczekiwałam więcej.
Dla kogo są Wichry Camino? Niewątpliwie dla wielbicieli Johna Grishama, może poczują się nieco nieusatysfakcjonowani, niemniej przeczytać powinni. Dla wszystkich, którzy chcą się zrelaksować, Wichry Camino to powieść niemal terapeutyczna – na nadmiar bodźców nikt nie może narzekać. Myślę, że z zadowoleniem przyjmą ją miłośnicy powieści obyczajowych. Nie jest to klasyczny, trzymający w napięciu thriller, więc fani takowych mogą się poczuć nieco rozczarowani. Bez oporów dałabym tę książkę licealistom, a nawet byłym gimnazjalistom.
Dziękuję Wydawnictwu Albatros za przekazanie egzemplarza recenzenckiego
3 odpowiedzi na “Wichry Camino – John Grisham”
No bo Kraśko to dobry tłumacz jest. „Robi” każdą przełożoną książkę, bardzo lubię go czytać.
Oj tak, to mój numer jeden wśród tłumaczy.
Podobnie jak Ty, ja też zawsze zerkam na nazwisko tłumacza i mam kilku faworytów. Dlatego wkurza mnie niepomiernie, że czytając książkę, czytelnicy nie zdają sobie sprawy, że tak naprawdę nie czytają słów autora, tylko słowa tłumacza i że to od niego zależy, czy książka „wypali”, czy nie. Dla rozrywki czytam sporo książek sensacyjnych, kryminałów i temu podobnych, a ponieważ Kraśko sporo ich przełożył, wiem, ze jest naprawdę dobry w tym, co robi.