Za nasze grzechy – Ludwik Lunar
Tytuł: Za nasze grzechy
Autor: Ludwik Lunar
Oprawa: miękka
Liczba stron: 413
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: HarperCollins
Za nasze grzechy – debiut, ale czy udany?
Nie ukrywam, że Za nasze grzechy to książka, z którą mam spory problem. Z jednej strony widać, że autor sobie zaplanował, co chce napisać, z drugiej – chyba nie do końca mu wyszło. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Nie polubiliśmy się z bohaterami, których koniec końców okazało się zbyt wielu, sama akcja też gdzieś po drodze kluczyła i na dobrą sprawę wcale nie jestem pewna, czy zakończenie dobrze korespondowało z początkiem.
Z drugiej strony nie mogę odmówić Ludwikowi Lunarowi pomysłu i czegoś w rodzaju misji. Pod przykrywką morderstw (to się zawsze dobrze sprzedaje) poruszył ważny temat nieuchronnie nadciągającej katastrofy ekologicznej. Tylko że to wszystko gdzieś się rozmyło…
O czym jest Za nasze grzechy?
Zaczyna się dość banalnie, jak na klasyczny kryminał przystało. Nastolatkowie, którzy z sobie tylko wiadomych powodów włóczą się po lasach, znajdują zwłoki. Znalezisko samo w sobie może nie byłoby dziwne, przynajmniej ze statystycznego punktu widzenia, to jednak jest nietypowe, bo ciało jest szczelnie zawinięte w folię. Mało tego – towarzyszy im piękny, egzotyczny motyl. Ekipa policjantów pod nadzorem prokuratora ma twardy orzech do zgryzienia. Sprawa musi być oczywiście zachowana w tajemnicy.
Pola Sass, dziennikarka z dużym zacięciem śledczym, dostaje od anonimowego nadawcy film przedstawiający ni mniej, ni więcej, tylko znalezisko z polany. To początek korespondencji, nagrań z makabrycznymi widokami będzie więcej.
Śledztwo szybko stanie się bardzo wielowątkowe, pojawi się mnóstwo nowych osób, powiązań i wypadających z szafy trupów. Tym razem w przenośni, ale to wcale nie zmniejszy napięcia. Niektórzy ludzie nigdy nie zapominają, niektóre sprawy trzeba rozwiązać nawet po latach. A może nie trzeba?
Jak się czyta Za nasze grzechy?
Dziwnie powoli jak na – wydawałoby się – świetnie zapowiadający się kryminał z elementami thrillera. Ale to moje odczucie, Wy macie prawo mieć inne. Być może po prostu między książką a mną nie ma chemii, a ona sama jest genialna. Bywa i tak.
Po cichu tylko dodam, że domyśliłam się, iż mam do czynienia z debiutem, zanim przeczytałam to na wewnętrznej stronie okładki. Jest w tekście coś nieopierzonego, w pewien sposób dziewiczego. Nie wykluczam, że z tej poczwarki wykluje się piękny motyl i pewnie za jakiś czas będę chciała to sprawdzić, ale… czegoś mi zabrakło.
Za nasze grzechy – opinia bardzo subiektywna
Aby tradycji stało się zadość, poniżej lista moich prywatnych kryteriów:
Długość – tu akurat nie mogę się doczepić, bo książka ma ponad 400 stron.
Trupy – obecne, więc też kryterium spełnione.
Humor – nieobecny i tym razem jednak szkoda.
Widoczność liter – pewnie się już domyślacie, że ani przez moment nie chciały się zamienić w obrazy. Nie przepłynęłam przez tę książkę, chociaż po początku obiecywałam sobie całkiem sporo. Niestety tym razem magia nie zadziałała.
Ogólnie powiem tak: to chyba nie jest zła książka. Nie mogę jej jednoznacznie skreślić. To po prostu nie jest książka dla mnie. A szkoda, bo tematycznie bardzo trafia w mój gust.
Dla kogo jest Za nasze grzechy?
Skoro nie dla mnie, to może dla Was? Z pewnością dla osób, które mają odwagę myśleć nieszablonowo i stać je na kreatywność pomieszaną z odrobiną szaleństwa. Nie wyjaśnię, bo musiałabym spojlerować, ale tak to widzę.
To kryminał, więc dla fanów gatunku, także tych lubiących napięcie charakterystyczne dla thrillerów. Mimo iż książka momentami jest makabryczna, to dałabym ją młodzieży, takiej powiedzmy licealnej.