Zemsta na lokacie – Iwona Banach
Tytuł: Zemsta na lokacie
Autor: Iwona Banach
Oprawa: miękka
Liczba stron: 333
Rok wydania: 2024
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Iwona Banach to jedno z moich odkryć ostatniego roku i potężny wyrzut sumienia. Czemuż ja wcześniej nie trafiłam na jej książki?! I skąd wezmę tyle czasu, żeby wszystkie nadrobić??? Póki co, zamiast nadrabiać, mam dla Was recenzję jeszcze cieplutkiej Zemsty na lokacie. Boki zrywać, tyle Wam powiem na początek.
O czym jest Zemsta na lokacie?
Szczerze mówiąc, tytuł średnio koresponduje z treścią książki i przez długi czas się zastanawiałam, o co z tą lokatą chodzi. Właściwie do tej pory nie wiem, ale… niespecjalnie mnie to martwi. Bo sama zabawa jest na tyle przednia, że taki detal nie ma znaczenia.
Zaczyna się dość banalnie od babskiego spotkania trzech przyjaciółek. Jedna z nich, Alina, twierdzi, że jej chłopak ją zdradza. Nic nadzwyczajnego, bo podejrzewa to od tak dawna i tak często, że koleżanki zdążyły się przyzwyczaić. Dowodów na to jednak brak, a i sama Alina ma wątpliwości, czy nie kierują nią zazdrość i paranoja.
Żeby podnieść Alinę na duchu, Żaneta zaproponowała wyjazd do Złorzecza, miasteczka, które właśnie zyskiwało sławę dzięki ponoć dawno temu spalonej czarownicy. Nikt nie dochodził, czy ona faktycznie była i czy ją spalono, ale w całym Złorzeczu natychmiast powstały pensjonaty i rozmaite ośrodki odnowy duchowej, oczywiście z czarownicami w tle.
Wyjazd miał być formą odpoczynku i nabrania dystansu do problemów, ale jak to z planami bywa, wszystkie wzięły w łeb. Najpierw zabity został p.o. komendanta policji, po nim nieznajoma kobieta, kilka osób dostało halucynacji, jezioro zaczęło się palić… Absurd goni absurd, a za pędzącymi wydarzeniami trudno nadążyć.
Jakby wszystkiego było mało, w Złorzeczu Alina spotyka swojego wiarołomnego chłopaka, który wcale nie do niej przyjechał…
Jak się czyta Zemstę na lokacie?
Jak wszystkie książki Iwony Banach, które udało mi się przeczytać, tak i ta została napisana z dużą swadą, poczuciem humoru i wyraźną przyjemnością z używania języka polskiego. Jak to się dobrze czyta, ileż tu finezji i puszczania oka do czytelnika! Fakt, trzeba czytać uważnie, żeby wyłapać wszystkie aluzje, ale nie będę ukrywała – tak lubię najbardziej. Książka powinna być nie tylko przygodą, ale i wyzwaniem intelektualnym, o czym niestety coraz więcej pisarzy zapomina. Pani Iwono – uchyliłabym kapelusza, ale nie mam, więc chylę czoła!
Postaci w tej książce jest cała masa, ale moje serce skradła wcale nie najważniejsza menelka Maniutka. A już jej SMS wysłany do komendanta Żwirka rozwalił system i kazał mojej rodzinie zwątpić w moją inteligencję. No nie mogłam przestać się śmiać!
Maniutka jak na menelkę przystało, jest niemal wiecznie pijana, ale przy tym inteligentna i bystra. Ze swoim menelstwem weszła zresztą na wyższy poziom, bo najczęściej uczestniczy w libacjach online.
No ale że nie ona gra tu pierwsze skrzypce, to dla porządku przypomnę o Alinie i jej koleżankach: Karinie, Zoe i Żanecie. Na miejscu do ekipy dołączyli Ewelina i Maciek, a nieco później Luiza – córka miejscowego burmistrza i sprawcy całego zamieszania z czarownicami.
Zemsta na lokacie – recenzja subiektywna
Długość – okrągłe 333 strony. Niby nie tak mało, ale i wcale nie dużo. Mogłoby być więcej. Dobra książka to długa książka. Ta długa nie jest, ale też nie jest zła, tylko za krótka 😉
Trupy – to w końcu komedia kryminalna, z większym naciskiem na „kryminalna” niż „komedia”, więc nie będę ukrywać (tym bardziej że pisałam o tym wyżej) – kogoś tam zabili.
Humor – jak najbardziej obecny!
Widoczność liter – absolutnie żadna, co chwilami było dość męczące, szczególnie w tym lesie pod koniec. Co widziałam, nie powiem, bo zepsuję Wam zabawę, ale… śmierdzący temat ;-P
Zemsta na lokacie nie jest aż tak śmieszna, jak Klątwa Utopców, co oznacza tyle, że nie śmiałam się na każdej stronie, ale tak powiedzmy – na co trzeciej. Co nie zmienia faktu, że gorąco ją Wam polecam. Jeśli lubicie inteligentny humor, na pewno się ubawicie.
Dla kogo jest Zemsta na lokacie?
Dla wszystkich, którzy cenią sobie rozrywkę na poziomie, nie schlebiają tanim gustom, potrafią odróżnić satyrę i groteskę od tandety. Mimo że zdarzają się tam niecenzuralne słowa, bez oporów dałabym młodzieży.
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Skarpa Warszawska