Ziarno niezgody – Sandra Nikoniuk

Tytuł: Ziarno niezgody
Autor: Sandra Nikoniuk
Oprawa: miękka
Liczba stron: 512
Rok wydania: 2025
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Ziarno niezgody to jedna z tych książek, która do swoich kart przyciągnęła mnie nie tylko samą historią, ale też (a może przede wszystkim?) klimatem. Przyznam szczerze, że czytając ją, sprawdziłam, kim jest autorka (a jest nią Sandra Nikoniuk), bo dałabym sobie rękę uciąć, że napisała ją Angielka z krwi i kości. W moim odczuciu autorka w sposób cudowny i sugestywny przeniosła czytelników między innymi w świat dawnej pensji dla bogatych panien oraz zasnutych mgłą tajemniczych wrzosowisk. To tylko jeden z obrazów, które przewijają się w tej historii, ale dla mnie zdecydowanie najbliższy i najmilszy.
O czym jest Ziarno niezgody?
To teraz zdradzę co nieco na temat bohaterów i tego, co czeka Was podczas lektury. Mimo wrażenia dawnych czasów, które można wytworzyć sobie po moim nieco przydługim wstępie, zdradzę, że akcja toczy się dwutorowo: w latach 60. XX wieku oraz w międzywojniu, gdy bohaterka cofa się we wspomnieniach do czasów dzieciństwa i młodości.
A wspomniana bohaterka to Sophie Robinson, uznana pisarka, która po nieudanym przyjęciu jej najnowszej książki Ziarna niezgody podłamuje się i wyjeżdża do rodzinnego Castle Combe, do domu, w którym się wychowała. Nie była to jednak rekreacyjna, sentymentalna podróż. Robinson wyjechała stamtąd lata wcześniej po śmierci ojca, o spowodowanie której posądzali ją mieszkańcy miasteczka. Rodzinny dom okazał się źródłem cierpienia i późniejszych krzywdzących ją samą i bliskich decyzji.
Na miejscu Robinson zastaje Dorothy, opiekunkę jej matki. Choć bohaterka nie spodziewała się takiego towarzystwa, to właśnie obecność tej obcej kobiety spowodowała, że znalazła sobie siłę na konfrontację z przeszłością. Rozmawiając z Dorothy, Robinson wspomnieniami przenosiła się do czasów dzieciństwa, do obecności ojca, czyli znanego i nieco zdziwaczałego pisarza oraz matki, pięknej i nieprzystępnej kobiety.
Gdy matka odesłała bohaterkę do pensji prowadzonej przez pannę Woodhouse, znalazła tam przyjaciółkę, Grace. Mogłoby się wydawać, że wszystko już będzie dobrze, a przynajmniej pod kontrolą. Owszem Sophie znalazła spokój, ale tylko do momentu, gdy w starych murach pensji pojawił się James Lockwood, który namieszał w relacjach przyjaciółek, jednocześnie popychając je do odkrywania siebie. A jak dobrze wiecie, gdy głęboko skrywane emocje dochodzą do głosu, przestaje być kolorowo. W pewnym momencie musiało dojść do nieszczęścia, a w tle wciąż majaczył pewien szczególny zeszyt. Oczywiście po drodze działo się wiele rzeczy, ale nie zamierzam nikomu psuć zabawy przez zdradzanie szczegółów. Poza tym opowieść nie kończy się na wrzosowiskach Thornhill Hall. Bohaterka odsłania kolejne wydarzenia ze swojego dorosłego życia w Nowym Yorku, obnaża błędy i porażki, doszukuje się przyczyn faktu, że nie potrafi być szczęśliwa i przy okazji odbiera prawo do szczęścia innym.
W Ziarnie niezgody pojawia się mnóstwo zwrotów akcji, z każdej strony aż kipią emocje. Robinson to skomplikowana, ale pełnokrwista postać. Może się wydawać, że czytelnik obserwuje silną kobietę sukcesu, ale mentalnie to wciąż zagubiona dziewczynka, która wzrastała bez miłości. Osobiście zżymałam się na decyzje, które podejmowała w przypływie emocji, choć potrafiłam je „rozgrzeszyć”.
Historia Robinson pokazuje jak trauma czy też deficyty doświadczone we wczesnych latach dziecięcych wpływają na życie i ranią rykoszetem inne osoby. Książka Ziarno niezgody to wciągająca historia z wyrazistymi postaciami. Weszłam w nią całą sobą i pokochałam, dlatego gorąco ją polecam. W moim odczuciu jest warta każdej minuty, którą przyjdzie Wam jej poświęcić.