Kwiatki
Ponoć z planszówkami jest tak, że im więcej graczy, tym lepiej. Generalnie się z tym zgadzam. Gra jest żywsza, bardziej nieprzewidywalna, a i śmiechu więcej. U nas jednak z tą ekipą do grania zazwyczaj jest problem, a granie w dwie osoby w gry wieloosobowe jest zwyczajnie nudne. Testowałyśmy to z Duśką nie raz i nie dwa. Dlatego teraz nie szukam gier dla zastępu zuchów, szukam takich, w które można grać tylko w dwie osoby. Tych wieloosobowych mamy już aż nadto.
Gra „Kwiatki” wydana przez Rebel (mój prywatny zwycięzca w kategorii: mega super wypasione gry planszowe) jest dokładnie tym, czego szukałam. Jest prosta, co nie znaczy łatwa, jedna rozgrywka trwa około kwadransa, no i jest przewidziana dla dwóch osób. Nie wymaga dużo miejsca ani długich przygotowań. Wystarczy wypakować, potasować karty i grać. Ale po kolei.
W pudełku z grą znajdziemy (jak zwykle w przypadku „Rebel”) atrakcyjne wizualnie i perfekcyjnie wykonane elementy gry. Tym razem są to:
– 54 karty z kwiatami – nie byle jakie rysunki, tylko wierne odwzorowania roślin,
– 8 doniczek (spokojnie, w zasadzie są to… no w każdym razie płaskie elementy, znalazłam gdzieś informację, że to płytki donic, ale jakoś mi to określenie nie leży),
– 6 znaczników akcji (to te małe kółeczka w dwóch kolorach),
– kartę punktacji,
– instrukcję, krótką i przejrzystą, zdecydowanie wartą przeczytania.
Teoretycznie gra przeznaczona jest dla dzieci ośmioletnich i starszych. Właściwie nie wiem dlaczego, chyba tylko ze względu na końcowe liczenie punktów. Ja usadziłam do gry dziewięciolatkę z siedmiolatką – młodsza wygrała trzy razy i to wcale nie przypadkiem. Chociaż nie ukrywam, trochę szczęścia w tej grze jest potrzebne. Ale oprócz niego liczy się strategia, umiejętność planowania i odrobina bezwzględności, gdy trzeba ściąć kwiaty przeciwnika. Jak zagram z kimś dorosłym, pokuszę się o liczenie kart z poszczególnymi kwiatkami, całkiem jak hazardziści w kasynie 😉
Chociaż liczba kart może przerażać, gra toczy się szybko. Powód jest prosty. Gracze nie losują kart po kolei, ale każdy w swojej turze może wyciągnąć kilka. Moje małe graczki wyciągały jednorazowo między pięcioma a dziesięcioma kartami. Karty wyciągane ze stosu dokłada się do takich samych na doniczkach. Poza akcją rozrostu dopuszczalne są też inne – najbardziej punktowane jest ścinanie wyhodowanych z sześciu kart kwiatów. Ponadto każda doniczka ma przypisaną swoją akcję, którą można wykonać zamiast rozrostu. Producent proponuje, by przy grze z dziećmi odwrócić doniczki na drugą stronę i zrezygnować z akcji na doniczkach. Nie wiem czemu. To wcale nie jest skomplikowane. Kładziemy znacznik i wykonujemy akcję. Tyle.

Szczegółowe informacje o tym, które akcje kończą turę, a które pozwalają grać dalej, znajdziecie w instrukcji. Tam też dowiecie się, na czym polega punktacja i dlaczego nie można położyć siedmiu kart nad jedną doniczką.
To nie jest gra na refleks. Nie wymaga spostrzegawczości. Nie gra się na wyścigi. To jest gra na myślenie. I dlatego bardzo mi się podoba. Obstawiam, że będzie wstępem do o wiele bardziej skomplikowanych gier strategicznych.
Dziewczyny zapytane, czy gra im się podoba, przekrzykiwały się, wrzeszcząc:
– Taaaaaakkkk.
– Baaaardzooooo.
– Suuuuupeeer.
– Chcemy jeszczeeeeee.
No cóż, jak to się mówi? Gra na stół i nie ma dzieci 😛
Dziękuję wydawnictwu Rebel za przekazanie egzemplarza gry do recenzji. To najlepszy prezent, jaki dostałam w ostatnim czasie : -)