Jeszcze nie przebrzmiało echo afery z biedronkowymi pluszakami Świeżakami, a sieć sklepów już ogłosiła nową akcję kolekcjonerską. Tym razem zbieramy Super Zwierzaki. Znaczy – my zbieramy. A Wy?
Ogólnie rzecz biorąc zasada jest prosta. Trzeba zrobić zakupy i dostać karty przy kasie. Potem włożyć je do albumu. A może wkleić, nie jestem pewna. Dublety wymienić z kolegami i koleżankami. I tyle. W praktyce:
– Za co dokładnie dostaje się karty ciężko wyczuć. Ponoć trzeba mieć warzywa lub owoce na paragonie. Przy czym afera o to, czy ziemniak jest warzywem, bo za ziemniaki kart nie było, rozegrała się już w pierwszym tygodniu nowej promocji. Na stronie Biedronki pewnie da się dokładnie przeczytać regulamin. Nie wiem, nie próbowałam. Nie czytam regulaminów. Instrukcji też nie.
– Teoretycznie za zakupy powyżej 99 zł bez alkoholu i okazanie karty Moja Biedronka można rzeczony album do kolekcjonowania kart nabyć za złotówkę. Pod warunkiem, że jest dostępny. W naszym sklepie jakoś go nie ma. Ani za złotówkę, ani za pięć, bo tyle kosztuje bez rabatów.
– Żeby dostać karty, trzeba się o nie upomnieć. I nie zawsze się dostanie. Ot, nie każdy kasjer wyda. Dlaczego? A kto ich tam wie! Jeden nawet twierdził, że nic się za punkty nie dostaje!
Wczoraj zaliczyłyśmy taką sytuację:
Rachunek spory, bo zakupy też niemałe. Zresztą nie ma co ukrywać, blisko 200 złotych wydałam. Duśka podekscytowana, że dostanie nowe karty, jak to dziecko. A kasjerka łaskawie wręczyła mi… kupon na karty, które mogę sobie odebrać przy kolejnych zakupach. No zaraz, zaraz, coś tu chyba jest mocno nie tak?? Zakupy zrobione, alkoholu nie ma, karty się należą, tak? Należą owszem, ale pani ich nie ma. Wkurzyłam się. Lekko i wewnętrznie, ale jednak. Bo jeśli nie dostaniemy tych cholernych kart, to będę przez dwie godziny słuchała, jak bardzo to jest nie fair, że najpierw mówią, że dają, a potem jak się zrobi zakupy, to nie dają. No pewnie, że to nie jest fair, zgadzam się, ale żeby o tym godzinami dyskutować nie mam czasu.
– Czy pani widzi rozczarowanie w oczach mojego dziecka? – Duśka jak na dany znak (inteligencja po mamusi, mówię Wam!) zrobiła naburmuszoną minę. – Drugi tydzień promocji i już się karty skończyły??
Pytajcie, a odpowiedzą Wam. Oczekujcie, a dostaniecie.
– Ola, masz jeszcze karty, bo mnie się skończyły?
– Mam.
– To wydaj pani.
– Ale jak, muszę chociaż reklamówkę nabić.
– Nie musisz, sczytaj kartę, masz tam napisane, ile się należy, to wydaj.
Pani z sąsiedniej kasy zaryzykowała i wzięła się do dzieła.
– Edytka, ale ja nie mogę, jak ja teraz paragon zamknę?
– Możesz, wpisz kwotę zero i płatność gotówką.
– I to przejdzie?
– Przejdzie, ja tak dziś robiłam.
Faktycznie przeszło. Jakby Wam w Biedronce wstręty czynili, to nie dajcie się zbyć. Pamiętajcie, kwota zero, płatność gotówką i można odebrać karty zapisane na… karcie.
Udało mi się jeszcze dowiedzieć, że kasjer jednorazowo przed początkiem zmiany pobiera karty i nie może ich w trakcie zmiany dobrać. Jak mu się skończą, to wydaje kupony na odbiór przy następnych zakupach. Przy czym ten kupon tak naprawdę nie jest potrzebny, wcale go nie dawałam tej drugiej kasjerce. To raczej jakiś chwyt psychologiczny. Wniosek? Jeśli zbieracie karty, to zakupy trzeba robić o szóstej rano, albo o czternastej, jak druga zmiana siada przy kasie. Wtedy kupony na pewno są. Przed siedemnastą już było różnie.
Karty same w sobie są nawet ładne, nie powiem, zawierają krótką informację o każdym zwierzaku, ale żeby w pełni docenić nową akcję Biedronki, trzeba pobrać na telefon aplikację Biedronka Super Zwierzaki. Sama aplikacja jest całkiem spora, więc proponuję pobierać przez Wi-Fi i nie marnować transferu. Ponadto nieznośnie rozgrzewa telefon, więc pewnie jest bateriożerna. Mnie to akurat nie przeszkadza, moja gra też nieźle żre.
Co mogę powiedzieć o aplikacji? Hmm, widziałam ją tylko kilka minut, potem Duśka zawładnęła moim telefonem, ale:
– Jest bardzo ładna graficznie.
– Jest bardzo intuicyjna.
– Skanowanie kart jest trochę dziwne, nie udało nam się ustalić, czy trzeba skanować całą kartę, czy kawałek, a jeśli kawałek to który, ale ostatecznie Duśka zeskanowała sobie wszystkie, więc to nie może być skomplikowane.
– Zasadniczą cechą tej aplikacji jest odtwarzanie dźwięków wydawanych przez poszczególne zwierzęta. Nie wiem, czy mnie by to wkręciło, ale Duśkę wkręciło bardzo. Walor edukacyjny niezaprzeczalny. Lepiej uczyć się odgłosów zwierząt niż grać w… właściwie nie wiem, w co teraz małolaty grają. Dźwięki są czyste, wyraźne i bardzo realistyczne.
Ostatniej cechy aplikacji twórcy chyba nie przewidzieli, a jak przewidzieli, to nie reklamują. Otóż… żeby uzbierać wszystkie karty w aplikacji, wcale nie trzeba ich dostać w sklepie, można pożyczyć od kogoś, kto też zbiera. W ten sposób kolekcja uzupełni się szybciej, a portfel nie schudnie jakoś przesadnie. Chociaż, żeby nie było — nie kupiłam nic ponadto, co naprawdę potrzebowałam.
Reasumując: Chociaż zdobycie kart wymaga determinacji, strategii i dużego samozaparcia warto dzieciakom tę frajdę zrobić. Ogólnie tę akcję cenię dużo wyżej niż ubiegłoroczne Świeżaki.
Zdjęcie pochodzi ze strony www.biedronka.pl