Targi 14 września 2018

Mamaville vol. 15 Warszawa

Zakupy, zakupy i jeszcze raz zakupy. Kto ich nie kocha? Rodzice małych dzieci są niejako przymuszeni do ich dokonywania, bo maluchy rosną. Potrzebują też coraz to nowych zabawek i akcesoriów. I właśnie dlatego mieszkańcy Warszawy już po raz piętnasty mają okazję wziąć udział w Targach Mamaville dla mamy i dziecka.

No dobrze, doprecyzujmy. Dla rodziny. Nikt nie dyskryminuje ojców. Oni także są mile widziani na targach. Na pewno nie będą się nudzić. Bogata strefa edukacyjna i rozrywkowa (mężczyźni są jak dzieci, uwielbiają się bawić 😉 ) i dobrze zaopatrzony bufet (dania ciepłe i zimne, mięsne, wegetariańskie i wegańskie) na pewno przekonają panów do wyjścia z domu. A potem to już z górki, bo Targi Mamaville nie pozostawią obojętnymi nie tylko rodziców, ale i przypadkowych gości.

Ideą targów jest dostarczanie rodzicom solidnej dawki wiedzy (ciekawe warsztaty tematyczne) oraz zapewnienie dostępu do wysokogatunkowych akcesoriów, zabawek i ubrań dla dzieci. I nie znajdziemy tu masówki, jakiej pełno w marketach. Wystawcy na Targach Mamaville reprezentują polskie firmy i autorskie rozwiązania. Nierzadko w roli wystawców występują młode mamy, które ciesząc się macierzyństwem, znajdują czas na rozwijanie swoich niecodziennych pasji. Stąd bez fałszywej skromności można powiedzieć, że Mamaville to targi jedyne w swoim rodzaju.

Ponieważ impreza adresowana jest do rodzin, nie zabraknie kącika rodzinnego dla mamy i dziecka (dyskretne karmienie i przewijanie), dużego parkingu i podjazdów dla wózków. Szerokie alejki ułatwiają poruszanie się po terenie targów.

 

Organizatorzy zapraszają wszystkich mieszkańców Warszawy i okolic.

Miejsce: Arena Ursynów, ul. Pileckiego 122, Warszawa.

Data: 16 września 2018.

Godziny otwarcia: 10 – 17

 

Wstęp na Targi Mamaville jest bezpłatny.

 

Więcej informacji tutaj → https://www.facebook.com/events/899129666955383/

 

Blog w Roli Mamy tradycyjnie obejmuje kolejną edycję Targów Mamaville patronatem medialnym.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
W przedszkolu 14 września 2018

Dysleksja – zdiagnozujesz ją już u małego dziecka

Chociaż wydaje się to niemożliwe, już w wieku niemowlęcym można zaobserwować pierwsze symptomy dysleksji. Właśnie dlatego, gdy trafimy z dzieckiem do poradni, usłyszymy garść pytań pozornie bez sensu.

Dysleksja – pierwsze sygnały, które nie muszą, ale mogą być niepokojące

Chociaż dysleksja jest ściśle powiązana z umiejętnością czytania i pisania, już w pierwszych latach, a nawet miesiącach życia dziecka można zaobserwować sygnały świadczące o podwyższonym ryzyku tą przypadłością. Na co powinni zwrócić uwagę rodzice niemowlaków?

– Brak raczkowania. Wbrew pozorom to bardzo ważny i potrzebny etap w rozwoju dziecka, gdyż ćwiczy ruchy naprzemienne. Niepokojące w tym okresie jest także wzmożone napięcie mięśniowe.

– Późny rozwój mowy. Jeśli kilkulatek ma bardzo ubogie słownictwo, przekręca wyrazy, mówi niewyraźnie, nie umie poprawnie budować prostych zdań, rodzice mają powody do niepokoju.

– Niska sprawność motoryczna. Dzieci, które mają problemy z zachowaniem równowagi, nie są chętne do zabaw ruchowych, nie potrafią łapać piłki, są potencjalnie bardziej narażone na dysleksję.

– Niechęć do zabaw wymagających koordynacji wzrokowo-ruchowej. W drugim roku życia dzieci na ogół chętnie układają wieże z klocków, próbują rysować, układać zabawki jedna za drugą. Problemy w tego typu zabawach mogą w przyszłości zaowocować dysleksją.

– Słabo rozwinięta pamięć słuchowa. Już kilkulatek powinien umieć powtórzyć proste zdanie, nauczyć się krótkiego wierszyka lub piosenki, prawidłowo wymienić dni tygodnia. Niepokojące jest, jeśli przedszkolak tego nie potrafi.

– Słabo rozwinięta pamięć wzrokowa. Jeśli dziecko nie umie prawidłowo narysować szlaczka, ma problem z narysowaniem z pamięci prostego rysunku, trzeba liczyć się z tym, że za kilka lat zostanie u niego zdiagnozowana dysleksja.

Powyższe objawy należą do najpowszechniejszych, ale nie są jedyne. Nie zawsze występują razem. Występowanie pojedynczych może, ale nie musi jednoznacznie dowodzić dysleksji.

 

Dysleksja – pierwsze lata nauki

Pierwsze symptomy dysleksji bardzo często są przez rodziców lekceważone. Przyczyną nie jest brak zainteresowania, zaniedbania w wychowaniu, ale po prostu brak wiedzy. Mało kto pomyśli, że brak raczkowania w okresie niemowlęctwa może za kilka lat skutkować problemami z nauką. Dlatego dysleksja ujawnia się w pierwszych klasach szkoły podstawowej, a nawet wtedy nie jest jednoznacznie diagnozowana. Dopiero po ukończeniu przez dziecko trzeciej klasy można jednoznacznie stwierdzić, czy mamy w domu dyslektyka. Niezbędne do tego celu będą badania w poradni pedagogiczno-psychologicznej.

A co powinno zaniepokoić rodziców uczniów klas jeden-trzy?

– Skłonność do odwracania literek i cyferek – tzw. pismo lustrzane.

– Zamienianie liter miejscami.

– Niewyraźne pismo.

– Zbyt mocne lub zbyt słabe przyciskanie długopisu, ołówka, kredki do kartki.

– Problemy z czytaniem. Nie chodzi tu o to, że dziecko nie przeczyta płynnie pierwszy raz widzianego tekstu, ale nie jest w stanie nauczyć się czytać nawet po wielokrotnych próbach.

– Błędy ortograficzne. O ile są czymś normalnym na początku nauki, to w trzeciej klasie szkoły podstawowej powinny zanikać.

 

Dyslektyk nie znaczy niezdolny

Dzieci z dysleksją wbrew pozorom nie zaliczają się do grona przysłowiowych „tumanów”. Na ogół są to bardzo inteligentne i ciekawe świata osoby, niestety problemy z przyswajaniem wiedzy na poziomie podstawowym, brak efektów mimo ciężkiej pracy, w końcu kąśliwe słowa od nauczycieli i notoryczne otrzymywanie słabych ocen, skutecznie zniechęcają je do nauki. Rodzice na ogół dobrze znają swoje dzieci, dlatego, jeśli widzimy, że nasze dziecko ma wyraźne problemy z pisaniem i czytaniem, jednocześnie ma szerokie zainteresowania i jest chłonne wiedzy (lubi, gdy mu się czyta na głos i dużo zapamiętuje, czerpie wiedzę z filmów), warto sprawdzić, czy to nie dysleksja jest ich przyczyną. Często dzieci znają teoretyczne zasady pisowni, ale nie potrafią zastosować ich w praktyce. Co więcej, gdy czytają własny tekst powoli, są zdziwione liczbą błędów. Pośpiech nie jest dobrym doradcą dla dyslektyków. Między innymi dlatego uczniowie posiadający zaświadczenie o stwierdzeniu dysleksji mają prawo do przedłużonego egzaminu pisemnego np. na maturze.

Moje dziecko jest zagrożone dysleksją, co robić?

Teraz będzie prywata. Przed takim dylematem stałam dwa lata temu, kiedy Duśka uparcie odwracała literki i cyferki. Nie miała przy tym problemu z czytaniem, niemniej jednak pani z poradni niewąsko mnie nastraszyła. Zarazem jednak pokazała kilka ciekawych zabaw, które miały pomóc.

  1. Dziecko przerysowuje prosty obrazek patrząc na niego, następnie robi to samo, ale z pamięci.
  2. Dziecko patrzy na półkę z zabawkami. Następnie zamyka oczy, a my przestawiamy dwie zabawki miejscami. Zadaniem dziecka jest powiedzenie, co się zmieniło.
  3. Układanie puzzli – nigdy nie bawiłam się lepiej 😉
  4. Wszelkie układanki i gry planszowe, które zmuszają do ćwiczenia koordynacji na linii ręka – oko.

Kupiłyśmy też książkę, a raczej ćwiczenia o wszystko mówiącym tytule: „Słówka”. Nie wiem, czy pomogły, ale były fajne. Duśki nauczycielka też często z takich korzystała, rozpoznawałyśmy kserówki.

Pod koniec trzeciej klasy w poradni orzeczono, że dysleksja to to nie jest, niemniej jednak to pismo lustrzane jest zastanawiające (teoretycznie powinno zaniknąć do siódmego roku życia). Padła propozycja przebadania wzroku u optometrysty. I jak się okazało, to był strzał w dziesiątkę. Minimalny zez i minimalny astygmatyzm. Niby nic, ale jednak coś. Okulary korekcyjne rozwiązały problem pisma lustrzanego. Pozostało pisanie jak przysłowiowa kura pazurem. Ale to geny po linii żeńskiej, tego nie przeskoczymy 😉

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Emocje 13 września 2018

Dom bez klamek

Pamiętacie? Już Wam kiedyś pisałam, że moje najmłodsze dziecko to urodzony ancymonek. Dziecko petarda, sztandarowy przykład malucha, przy którym rodzice nigdy nie odpoczywają. Nie, nie żeby marudził i ciągle kradł naszą uwagę, bo lubi. On ma inną “wadę” –  nadmiar energii, którą kieruje w najmniej właściwą stronę. Uściślając, Aleksander robi to, czego nie powinien, i pojawia się tam, gdzie na logikę być go nie powinno. Mały ma dwadzieścia miesięcy i niesamowitą koordynację, rzekłabym, że jest potomkiem najprawdziwszej małpy.

W moim mieszkaniu, dla bezpieczeństwa Olka, mam zamontowaną bramkę do kuchni, pozamykane pomieszczenia, w których aktualnie nie przebywa, ale to dopiero początek. Moje mieszkanie bliżej ma do psychiatryka, niż siedliska zwyczajnej rodziny.

  1. Bez klamek w oknach

Złapałam Olka wczoraj na łażeniu po parapecie i szarpaniu za klamki. Wszedł jakimś cudem przez łóżeczko (nadal nie wiem, jak – przefrunął, przeskoczył???) na parapet. Zabezpieczenia na okna mam, ale raczej gówniane, więc widząc, że on już takie cuda odstawia, mąż wykręcił klamki, a łóżeczko przestawił w inny kąt, choć i tak nie wiemy, jak się po nim wdrapał wyżej.

  1. Nie ma drabinki na piętrowe łóżko

Mały miał czternaście miesięcy, gdy obcykał, jak wchodzi się na piętro łóżka po drabinie, na wysokość dwóch metrów. Skurkowaniec “łamał” ciało w pół i trzymając się rękoma, zarzucał nogi bokiem szczebel wyżej, i tak do szczytu. Wykręciliśmy dolny szczebel, ale pomogło na chwilę, bo potrafi podstawić zabawki i wejść po nich na kolejny szczebel i dalej do góry. Przez te sześć miesięcy znacznie poprawił swoje osiągi we wspinaczce. Drabinkę zdejmujemy w ciągu dnia i stoi zamknięta  w kuchni, wstawiamy ją tylko na noc, kiedy najstarszy idzie do siebie spać.

  1. Nie ma dużych zabawek, np. rowerek czy zjeżdżalnia

Tzn. są, ale w kuchni, bo mały wykorzystuje je jako podstawkę i wchodzi na meble – taniec na stole i wdrapywanie się na parapety to klasyka. Musimy go pilnować, gdy się bawi. Kilka samodzielnych chwil na rowerku kosztowało mnie pożegnanie z kwiatami w doniczkach i książkami. Moja ukochana mandarynka stoi, póki ciepło, na balkonie. Boję się też o akwarium, bo Olek ma w zwyczaju walić w nie zabawkami.

  1. Nie mam krzeseł przy stole

To znaczy mam, ale nie stoją normalnie – są ustawione jedno na drugim, bo Olek ciągnął je do drzwi, stawał na nich i otwierał zamek u góry, albo podsuwał do akwarium, by zdjąć pokrywę czy też dosuwał je do stołu i rozwalał mi laptop. Namiętnie zdejmuje talerze i szklanki podczas kolacji, a co gorsze podkrada jedzenie starszym braciom 😉 I nie potrzebuje krzesła, wystarczy, że machnie zabawką na pałąku po stole, żeby wszystko zleciało. Co sięgnie, to od razu ściągnie, ale muszę mu oddać to, że zawsze znosi talerze do kuchni, żebym do zmywarki wrzuciła.

  1. Nie mam wody w łazience

To znaczy mam, ale przez jakiś czas zakręconą przy głównym zaworze, bo jak sobie mały otworzy drzwi, albo chłopaki nie zamkną, to funduje mi powódź stulecia, odkręcając krany na full. A jak wyciągnie wąż od prysznica z wanny, to robi sobie kałuże na podłodze.

Nie znam drugiego takiego dziecka. Tam, gdzie ma okazję, wybebesza wszystko z szafek – obojętnie, czy to dokumenty, czy “tylko” poskładane ubrania. Niezamknięta łazienka jest gwarantem wywalonego z kosza prania. Dla świętego spokoju odłączamy pralkę od zasilania, bo młody namiętnie się nią bawił. A najgorsze jest to, że mówię mu “NIE”, a on patrzy z uśmiechem i dalej robi swoje.

W moim domu jest  jak w psychiatryku – bez klamek, ostrych przedmiotów, dużych zabawek, kwiatów, ozdób, niezabezpieczonych kontaktów, krzeseł i z zamkniętymi drzwiami. Ale to dobra zaprawa,  niebawem psychiatryk stanie się moim drugim – bezpiecznym dla mojej psyche – domem 😉

Czy ktoś też ma tak jak ja?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close