Na spotkanie z Chrystusem czy z „bankierami”?
„[…]Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: to jest bowiem Ciało Moje, które za was będzie wydane[…]”
(Mt 26,26; Mk 14,22; Łk 22,19; 1Kor 11,24)
Świat zapachniał już bardzo mocno wiosennymi kwiatami, wraz z zapachem ostatnich tulipanów miesza się zapach mistyczny, prowadzący wszystkich, którzy go poczują w ramiona jakieś strzelistej katedry… mirta wodzi nasze nosy, a w pobliskich kościołach biją dzwony.
Wierni zgromadzeni przed wejściem dawno nie wyglądali tak uroczyście… dżinsy zamienili na garnitury, a szorty na sukienki i kostiumy. Plac przed kościołem nieco zmienił swój charakter, zamiast rozbawionych niesfornych dla opiekunów dzieci – atakujących raz po raz kościelną bramę – idealną w roli prowizorycznej huśtawki, pojawiły się bardzo podekscytowane różowe buzie w otoczeniu równie mocno „spiętych” dorosłych. Chciałoby się rzec, że trudno określić, która grupa intensywniej przebiera nogami. Zniknęły też ciekawskie nosy przylepione do szyby i umęczone od stania pupy – zjeżdżające od czasu do czasu w trakcie „przydługiego” kazania, po przeszklonych drzwiach. Zamiast nich pojawiła się kolumna bieli, makatka upleciona z chłopców i dziewczynek… czekających na…
… pióro rwało się w ręce, a serce w piersi: „…Czekających na… to wielkie wydarzenie w ich duchowym życiu…” – umysł zaś i oczy wypowiedziały wojnę romantycznej części ciała i narzędziu literata, twardo powiedziały „… czekających na… komputer?” a może skuter? A może gotówkę w pięknej kopercie – jeśli nie wiecie biznes komunijny zadbał o najmniejsze szczegóły – piękne koperty na pieniążki dla Komunistów – zdobią „boskie insygnia”…
Więc jak jest naprawdę? Czy można dziś spieniężyć „ciało i krew Boga”? Czy tego naprawdę chcemy? A może dając się wciągnąć w pewien wyścig, zatraciliśmy granicę, choć szczytne ideały pozostały – czasem nieco przykurzone lub ukryte pod pierzyną konsumenckich potrzeb, jednak mają swoje miejsce i nikt ich nawet siłą nie ruszy?!
Kiedy przyjmowałam swoją Pierwszą Komunię Świętą, było to dla mnie wydarzenie czysto duchowe – jeśli można w ten sposób nazwać uczucia sześciolatki. Przystąpiłam do tzw. Wczesnej Komunii, czy to dobre rozwiązanie? Dobre i niedobre zarazem. Czasy były inne, jednak już wtedy pojawiały się „trendy” z iście polskim powiedzeniem w tle „ Zastaw się, a postaw się”. Moja komunia na pewno była piękna – była pięknym przeżyciem dla mnie i mojej rodziny, była skromnym lecz wzniosłym wydarzeniem. O prezentach – my Komuniści bardzo młodzi duchem i datą w metryce nie myśleliśmy. Wielkim wydarzeniem była obecność tak licznych gości, a cała reszta otoczki w postaci materialnych gratyfikacji nie istniała – małe dzieci bardzo poważnie i głęboko emocjonalnie podchodzą do spraw wiary – co niesie za sobą oczywiście również plusy i minusy.
Kluczowe dla takiego wymiaru uroczystości było nasze przygotowanie. Katechetka – Pani Ola, w moich oczach istny Anioł i wielki autorytet, wręcz perfekcyjnie zadbała o nasze małe serduszka i umysły, rodzice również byli mocno zaangażowani w przygotowania – i nie mam tu na myśli szukania restauracji czy doboru odpowiedniej fryzury i sukienki. Nie było wybiegu mody – były alby, komże, wianki na głowach dziewczynek – mój uplotła mama, był z mirty. Były duże – dla nas małych – przygotowania do mszy świętej. Byliśmy bardzo podekscytowani, kto pójdzie z darami, kto zaśpiewa piosenkę, powie wiersz… to wywoływało największe podniecenie – nie falbanki i tiary… nawet nie byłam świadoma wtedy istnienia Komunijnej „Pop-kultury” – więc nic nie przeszkadzało mi przyjąć moją pierwszą hostię. Czy rozumiałam wymiar duchowy? Na tyle na ile zinterpretowali to moi Rodzice i Katechetka, na tyle na ile może zrozumieć tak „abstrakcyjną” sytuację sześciolatek… czyli tak jak pojmuje pojęcie dobra i zła – jest takie jakie wpoją mu autorytety. A prezenty? Owszem były – zegarek – skromny pierwszy zegarek, złoty pierścionek – piękny i bardzo dyskretny – gdy moje paluszki z niego wyrosły przez lata służył mojej mamie, która ma bardzo drobne dłonie, lecz gdy urodziłam córkę – mama zwróciła mi pierścionek, teraz czeka na Pierwszą Komunię mojej pierworodnej, srebrne łyżeczki do herbaty, starannie przechowane w szufladzie, dziś cieszą moich gości podczas spotkań… czy cieszyły mnie te prezenty, jedne bardzo, inne w ogóle – dziś za to bardzo cieszą mnie wszystkie które przetrwały próbę czasu! Tak jestem piekielną sentymentalistką – lecz do tego grzechu chętnie się przyznaję! Najbardziej cieszyła mnie sukienka, którą mama mi uszyła – wszyscy mieliśmy jednakowe stroje, jednak po mszy, na domowe świętowanie, mama przygotowała coś ekstra – tygodniami nie mogłam się doczekać – sukienka biedronka! Hit mojego dzieciństwa, prosta sukienka-ogrodniczka, czerwona, która zamiast tradycyjnej przedniej „klapy” na szelkach – miała biedronkę, z wypukłą główką i czułkami…
Kiedy dwa lata później, moi koledzy z klasy przystępowali do Komunii, nie byłam w stanie zrozumieć tego wydarzenia w tak odmiennej odsłonie… Wszyscy żyli komputerami, rowerami… Krynoliny, rękawiczki i torebki tylko czasem były przyćmione „lakierkami”. Temat numer jeden na co najmniej kilka miesięcy szkolnego życia. Czy im zazdrościłam? Pewnie trochę, czasem… moja komunia nie była taką „galą” , lecz moja zazdrość nie była wielka jak ocean, i szczególnie nie pamiętam żeby było to dla mnie jakąś „traumą” – wychodzę więc z założenia, że żadna krzywda mnie nie spotkała, a wręcz przeciwnie – dziś to czego nie rozumiałam, jest dla mnie cenną wartością, o wiele cenniejszą niż komputer który po kilku latach zamienił się w niemodny staroć…
Pozostaje pytanie czy sześcio bądź ośmiolatek jest gotowy na takie spotkanie z Chrystusem? Jeśli oczekujemy od naszych dzieci, głębokiego duchowego przeżycia na poziomie metafizycznym – i pełnej świadomości tego sakramentu, to się rozczarujemy, dziecko w tak młodym wieku najzwyczajniej w świecie nie jest zdolne do zrozumienia pewnego stopnia abstrakcji, jego funkcjonowanie poznawcze odbywa się po prostu jeszcze na innym poziomie. Wszystko pozostaje więc w rękach i umysłach Rodziców – tak jak przygotujecie swoje dziecko do Pierwszej Komunii, tak dziecko będzie ją przeżywać i tak ją zapamięta.
Wszak to my dorośli, kupujemy skutery i quady, wypychamy koperty… a dzieci w końcu biorą z nas przykład – skoro takie dajemy świadectwo, co jest ważne?
Mam nadzieję, że pobudzę Was do trudnej dyskusji. Jak zachować się w obliczu zbliżającej się Komunii? Jak postąpić? Przecież każdy z nas, w tym nasze dziecko jest osadzone w swoim otoczeniu, które zawsze rządzi się jakimiś prawami.
Czy Wy macie już za sobą Pierwszą Komunię dziecka? A może macie podobne dylematy jaki Rodzice chrzestni? Czekamy na Wasze opinie, być może uda nam się znaleźć złoty środek w całym tym „komunijnym” szaleństwie…
Pamiętam, że jako jedyna dziewczynka szłam w krótkiej sukience, na głowie miałam wianek, który był jedyną ozdobą moich prostych, krótkich włosów. Siostra na lekcjach religii przygotowała nas do tego dnia, tłumacząc jego istotę. Poprosiłam rodziców, by nie było alkoholu na stołach, mimo że w naszym domu bywał on bardzo rzadko i raczej tylko „bo wypada”. Wspominam Komunię jako dzień wejścia w duchową dorosłość. Dostałam prezenty, głównie zabawki dopasowane do wieku, jakieś rolki, używany rower- zupełnie nie było to ważne. Dopiero w szkole usłyszałam o prezentach, o których sama nawet nie pomyślałam i pieniądzach. Dzieci chwaliły się ile uzbierały, a ja… Czytaj więcej »
Ja zostałam wysłana do komunii bo wszyscy szli. W moim domu nigdy nie było wiary, Boga czy choćby kościoła. Poszłam za tłumem i po prezenty. Na tej samej zasadzie poszła moja córka, właściwie dla świętego spokoju, żeby nie odstawała od średniej. Parę lat później ja znalazłam Boga, powoli pokazuję go córce, choć sama dopiero odkrywam jak to jest z tą wiarą, chodzeniem do kościoła i byciem Kościołem. Powoli nauczyłam się przeciwstawiać pewnym normom i zwyczajom tego świata. Świat nie jest domem mym, jam tu przechodniem jest jak mówi jedna z pieśni. Z czasem uczę się odróżniać Boże i ludzkie pomysły.… Czytaj więcej »