Pożegnanie z kanapą
Z natury jestem leniwcem, nigdy nie pociągały mnie sporty, szczególnie uprawiane wyczynowo. Największą aktywność ukierunkowaną na sport wykazywałam na kanapie z pilotem w ręku. Ale też nie za długo, bo szybko męczę się oglądaniem sportowców, to biegających za piłką, to zasuwających w koło po bieżni. Nie chcę jednak być aż tak niesprawiedliwa dla siebie, bo w czasach gdy jeszcze miałam w pełni sprawny kręgosłup, jeździłam konno i naprawdę to kochałam. A w szkole uczestniczyłam w zajęciach W-Fu, czyli jakieś doświadczenie w tej dziedzinie mam 😉
Jakiś czas szukałam też sportu dla siebie, bo to bardzo w modzie dbać o zdrowie i kondycję, więc przez pół roku chodziłam na aerobik, ale mi się znudziło, kupiłam też rolki, jednak nie mam odwagi wychodzić z nimi na widok publiczny. Głupio tak gibać się lewo-prawo, tył- przód i krzyczeć z daleka “uwaga, jadę”! Poza tym nie kupiłam ochraniaczy a wywrotki mogłyby być dla mnie bolesne, więc postanowiłam zaprzestać karkołomnego sportu. Miałam też wizję siebie na kortach tenisowych, ale nie urzeczywistniłam jej wcale, rakiety obecnie prawdopodobnie znajdują się w garażu. Mam też skakankę, hula – hop i ciężarki, ale systematycznie pokrywają się kurzem
Generalnie stwierdziłam, że bardzo bym chciała, ale na tym poprzestaję, gdyż mam słomiany zapał, a liczenie kalorii nigdy nie było dla mnie istotne żeby czuć z ich powodu presję na ruszenie się z kanapy. Mimo że mam męża sportowca, jakoś nigdy choroba zwana pasją do aktywności na mnie się nie przeniosła.
Uległo to zmianie w momencie w którym zapragnęłam zejść z kanapy i zrobić coś, COKOLWIEK, bez parcia na modę, kalorie i medale. Nie potrafię logicznie wytłumaczyć, jakim cudem zapragnęłam się ruszyć, ale wybór padł nietypowy-zapragnęłam biegać!
Pierwszy krok wykonany – mocne postanowienie że nie tyle nawet spróbuję, co po prostu dam radę, mimo iż moje stawy nie pamiętały jak to jest biegać, płuca tym bardziej. Druga sprawa – powiedziałam Marcinowi, że chcę z nim pobiec. Oczy miał wielkości pięciozłotówki, ale zgodził się żebym trochę mu poprzeszkadzała.
Kupiliśmy stroje do biegania, aby zwiększyć motywację, i pobiegliśmy ścieżką przez pola. Po kilku krokach już dyszałam, złapała mnie kolka, a po kilometrze miałam ściśnięty żołądek gotowy oddać to co do niego w ciągu dnia wpadło.
Fatalnie jak na początek, byłam pewna, że to pójdzie gładko, po pierwszych krokach się rozpędzę, i tak mi zostanie. Błąd! Mam wielkie szczęście, że mój Marcin ma pojęcie o bieganiu, kontrolował mój oddech, tempo, ruch ramionami, i jakie było moje zdziwienie gdy się udało dobiec do celu ( z króciutką przerwą na oddech) i to całe 4 km. Właśnie tego było mi trzeba, mocnego “kopa” na rozruch, pokazania że przy odpowiedniej motywacji i technice jestem w stanie odnieść sukces.
Najpierw poszła krótsza trasa, później biegliśmy już 8 km bez odpoczynku, stałym tempem. Może nie jest to dystans godny maratończyka, ale mnie w zupełności satysfakcjonuje, dając mi realną podstawę do zwiększania własnych możliwości. Może kiedyś nawet przebiegnę dystans maratonu 😉
Teraz biegam sama, z wielką radością zakładam strój, mocuję pulsometr i zamykam za sobą drzwi. Pokochałam ten rodzaj jednocześnie i wysiłku fizycznego i relaksu, to nic, że trudno o seksowny wygląd gdy pot po tyłku się leje, pośladki ciągną a twarz przypomina buraka – czuję jak wyrastają mi skrzydła, gdy wybiegam na ostatnią prostą i miarowo dobiegam do celu. Po prostu jestem z siebie dumna, tak że nawet komentarze sąsiadki, że po co mi bieganie, skoro ze mnie i tak same kości, nie są wstanie wyprowadzić mnie z równowagi.
A dla tych wszystkich mamusiek, które dla siebie również szukają wystarczająco silnej motywacji, dopowiem, że oprócz mega zadowolenia i budowania wiary we własne możliwości, (nie tylko) przy bieganiu poprawia się ogólna kondycja, smukleją nogi i podnoszą się pośladki. Do tego przy okazji zgubione kalorie można śmiało nadrobić kulinarną nagrodą 🙂 A to kusząca perspektywa, uszczęśliwiać jednocześnie i ciało i ducha…
Źródło zdjęcia: flickr.com
U mnie tak nie da się, ponieważ synek mi nie pozwoli.Ale mam inną motywację, żeby dbać o siebie, biorę synka w wózek i piechotką wszędzie z nim. Wiosna, lato, jesień i zima nic mi nie przeszkodzi w tym, żeby móc iść z nim wszędzie. Znajomi patrzą się i za każdym razem mówią do mnie ” skąd Ty masz tyle siły, żeby tak ciągle chodzić?” ja im na to, żeby dbać o siebie zaczęłam tak spacerować wszędzie po porodzie, nie mogłam biegać, ani uprawiać żadnego sportu, tylko dla tego że miałam CC. I długo dochodziłam po cc do siebie. Po dwóch… Czytaj więcej »
A ja zawsze lubiłam sport i uprawiałam go odkąd pamiętam 🙂 Począwszy od podwórkowego ruchu – gra w kosza, „nogę”, palanta,….etc. poprzez uwielbiany w-f 🙂 wszelkiego rodzaju szkolne zawody, w tym lekkoatletyczne 🙂 po trenowanie szermierki i siatkówki (siatkówkę pokochałam tak bardzo że jak zaczęłam w nią grać w 5kl. podstawówki tak skończyłam dopiero w 3 kl. liceum 😀 ). Po zakończeniu edukacji, kiedy przyszedł czas na pracę zawodową i zmniejszył się mój czas wolny zmniejszyła się również owa sportowa aktywność, ale nie do zera! 🙂 Razem z koleżankami z pracy (żeby było raźniej) jeździłyśmy regularnie na basen, a później… Czytaj więcej »
Ja też uprawiam sporty, o czym pisałam tutaj: https://wrolimamy.pl/2012/01/14/wieloboj-klasyczny/ Czasem bardziej intensywnie, czasem mniej, ale ruchu mi nie brakuje 😉
A mnie brakuje właśnie takiego kopa! Tłumaczę się opieką nad synem, choć wieczorami mąż mógłby z nim zostać, ale wtedy to po całym dniu – zwyczajnie mam lenia…źle się z tym czuję i zbieram się w sobie żeby w końcu zacząć…W domu oczywiście kurzą się mata do jogi, przyrząd do ćwiczenia ud, hula-hop, ciężarki, drążek i jedynie przez miesiąc eksploatowany orbitrek! Choć nie powiem na początku roku udało mi się pozbyć 5 kg za pomocą właśnie miesięcznego „biegania” na orbitreku, ale po tym czasie wyrzeczeń również żywieniowych, spoczęłam na laurach i zabrakło mi dalszej motywacji…:(
Co prawda nie biegam chyba że za synkiem, ciężarów nie dźwigam chyba że mowa o wózku i zakupach 🙂 Za to w wolnej chwili pod wieczór gram w tenisa stołowego, zawsze jakaś forma ruchu 🙂
mam sentyment do tenisa stołowego, po godzinach zawsze rozgrywałam go z uczniami, niezły czasopochłaniacz 😉
Szkoda, że za moich czasów nie było takich belfrów…. 😛 😉 :*
To fakt a przy okazji można sobie poplotkować 😛
ja nie lubią biegać… ale biegam. ale kocham pływać. schudnac po ciąży nie mogę;((
chudnąć po ciąży nie muszę. Ale mam ambitny plan wykonania skłonu;) jednak zanim się pożegnam z kanapą, najbardziej na świecie chciałabym się z nia najpierw przywitać 😉 gdzie te czasy … 😛
Podjęła bym wyzwanie gdyby nie to że w 39 tygodniu ciąży spaceruję minimum 12 km codziennie 😛
Ło matko, minimum 12 km? Gdzie Ty tak dreptasz?
Do szkoły z najstarszą mam 3km w jedną stronę, więc jak ją zaprowadzę, wrócę do domu a potem odbiorę to wyrabiam niezłą kilometrówkę 😉 Po drodze zakupy i mam dość hehe
Podziwiam!
Nie ma co podziwiać 😉 Biegam bo nie mam innego wyjścia 😉 Jedno co dobre to to że kondycję przed porodem mam mimo wszystko bardzo dobrą 😉