Kulinaria 31 maja 2014

Kołacz – placek drożdżowy ze śliwkami

Tradycja, Tradycja…
Tradycja!
Tradycja, Tradycja…
Tradycja!*

Kolejny raz pragnę się z Wami podzielić cząstką mnie, cząstką mojej tradycji. Kto pochodzi ze Śląska Cieszyńskiego nazwa Kołacz lub Kołocz, jak to zowią w Wiśle nie będzie Wam obca. Dla większości z was może byc znany pod nazwą jako placek drożdżowy. Nawet ten zapach, smak na pewno nie jest Wam obojętny! Czy wiedzieliście, że to ciasto jest także regionalnym produktem uznanym przez UE?

Kołacze piecze się zazwyczaj z okazji świąt, a także ważnych uroczystości takich jak śluby. Tradycją jest już  na Śląsku Cieszyńskim, iż młoda para przed ślubem, chodząc z zaproszeniami, pozostawia domownikom kawałki Kołocza. Najbardziej popularne są z serem lub makiem. Na Śląsku, co dom to niepowtarzalny przepis na placek, gdzie czasem różnią się one jednym składnikiem. Jeśli macie ochotę spróbować swoich sił i upiec Kołacz to zerknijcie poniżej. Ten przepis jest już w mojej rodzinie od bardzo dawna – nie pamiętam także by się kiedyś nie udał.

Pamiętajcie by podzielić się swoim wrażeniami, wspomnieniami, zapachami. Czekam na Wasze relacje!

Składniki na ciasto drożdżowe (na dwie blachy):

2 szklanki mąki
2 łyżeczki cukru kryształu
½ kostki margaryny
1 cukier wanilinowy
½ łyżeczki soli
150 ml mleka (letniego)
4 dkg drożdży
2 jajka
0,5 kg śliwek przepołowionych na pół
bułka tarta

Składniki na kruszonkę:

8 łyżek mąki
4 łyżki cukru pudru
½ kostki masła

Przygotowanie:

1. Na początku biorę się za kruszonkę. Mąkę i cukier można przesiać przez sitko, a masło pokroić na drobniejsze kawałki.
Pamiętajcie prawdziwe masło to takie, które ma 82% tłuszczu mlecznego – bez dodatków. Napis “masło” na etykiecie niestety nie gwarantuje Wam, że oto przed wami prawdziwe masło.
Wszystkie składniki dobrze mieszam ręką (ciepło dłoni, sprawia, ze masło łatwo się miesza z suchymi produktami). Kiedy powstanie gładka kula, owijam ją folią spożywczą i wstawiam  do lodówki, by się schłodziła.

2. W dużej misce mieszam suche produkty (mąka, sól, cukier, cukier wanilinowy).

3. W garnuszku na małym ogniu topię margarynę (polecam tę z murzynkiem – nie zawiera tłuszczów utwardzonych).

4.Drożdże rozpuszczam w letnim mleku i wlewam do ostudzonej rozpuszczonej margaryny, a w dalszej kolejności dodaję  jajka i ubijam chwilę mikserem.

5. Łączę razem produkty suche i mokre. Czas by zakasać rękaw i wyrobić ciasto drożdżowe ręką. Powinno być gładkie i łatwo odchodzić od ręki.

6. Tak wyrobione ciasto w misce przykryte ścierką zostawiam na około pół godziny w ciepłym, spokojnym miejscu do wyrośnięcia.

7. Wyrośnięte ciasto dzielę na połowę. Na początku zajmę się pierwszą z nich, a druga dalej niech sobie odpoczywa i rośnie.

8. Połowę wyrośniętego ciasta wykładam na umączoną stolnice i wałkuję, by uzyskać wielkość posiadanej blachy  dobrze aby placek trochę po leżakował.

9. Przekładam do blachy wyłożonej papierem do pieczenia, a następnie dziurawię ciasto widelcem, by pozwolić mu nieco po oddychać.

10. Następnie posypuję bułką tartą – która przejmie rolę pochłaniacza dużej ilości soku ze śliwek.

11. Połówki śliwek układam obok siebie na rozwałkowanym cieście, skórką do góry. Śliwki można zastąpić jagodami tudzież borówkami, jabłkami, serem białym.

12. Kiedy całe ciasto pokryję owocami, wyjmuję z lodówki ciasto na kruszonkę. Za pomocą tarki ścieram je całe nad ciastem.

13. Tak gotowe ciasto wkładam do uprzednio nagrzanego piekarnika (200 stopni) i piekę około 30 minut, aż brzegi ciasta i kruszonka się zarumieni.
Z drugiej połowy ciasta, można zrobić drugi placek, lub wykorzystać go jako górę dla ciasta. Wtedy przed posypaniem owoców kruszonką, najpierw nakładacie drugą część ciasta (także rozwałkowany placek) a potem posypujecie kruszonką.

* „Skrzypek na dachu”

zdjęcie 1 (5)

zdjęcie 2 (5)

zdjęcie 3 (1)

kołacz2

zdjęcia: Rachela

Subscribe
Powiadom o
guest

9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Magdalena Marczuk Romanowska
Magdalena Marczuk Romanowska
10 lat temu

Uwielbiam!!!!!!

Edyta Skrzydło
Edyta Skrzydło
10 lat temu

Pyszne jest !

Asia
Asia
10 lat temu

Akurat piję kawę i nie mam żadnego łakocia!:/ A tu taki placek!! 🙂 Mmmmmmm 🙂

Żaklina Kańczucka
Żaklina Kańczucka
10 lat temu

Kurcze, z moimi ukochanymi węgierkami to pewnie niebo w gębie…

Daga
Daga
10 lat temu

W sam raz na 6 rocznice ślubu 😉

Sylwia
Sylwia
10 lat temu

Truskawki się nadzadzą czy za mokre owoce?

Rachela
Rachela
10 lat temu
Reply to  Sylwia

Jak najbardziej, podsypalambym troche bulki tartej przed nalozeniem truskawek

Marek
Marek
7 lat temu

Dlaczego w przepisie jest tak mało cukru, tylko 2 łyżeczki?

Na zakupach 27 maja 2014

Wrrrrrr…leci samolocik, czyli odlotowy sposób na małego niejdaka

Rodzice troszcząc się o swoje pociechy, zastanawiają się nad ich potrzebami. Czy jest im ciepło, czy nie są zmęczone, a kiszki nie grają marsza? Szczególnie to ostatnie, czyli pełen brzuch malucha, często martwi rodziców. Wiadomo, że zdrowe posiłki muszą być zbilansowane, pełne witamin i minerałów, nie może być mowy o śmieciowym jedzeniu i bezwartościowych napojach. Ale nawet stawiając dziecku najzdrowsze smakołyki pod nosek, zdarza się, że napotykają na opór malca przed jedzeniem.

Niestety kilkulatek to nie dorosły człowiek – sam sobie nie wytłumaczy, dlaczego warto jeść zdrowo. Nie ma potrzebnej do tego świadomości i jeszcze długo nie będzie postrzegał posiłków jako kluczowego elementu zdrowego stylu życia. Rodzice mają za zadanie wytłumaczyć i zachęcić do takiego pożywienia. Najlepiej byłoby, gdyby nie musieli rwać włosów z głowy i zastanawiać się ile jedzenia zniknęło z talerza. I to wcale nie w pysku przyczajonego pod stołem psa!

Ale jeśli nawet trafią na małego niejadka, który smętnie wygrzebuje zieleninę lub mięso z talerza, to nie koniec świata.

Pamiętacie, jak Wasi rodzice lub dziadkowie starali się Was przekonać do zjedzenia jeszcze jednej łyżeczki zieleninki z talerza? “Za mamusię”, “za tatusia”, “za dziadziusia” ??? Kto by tego nie pamiętał ! Albo jeszcze inaczej – wrrrr… i zamaszystym ruchem ręki babci łyżeczka z jedzeniem niczym samolot lądowała w otwartej małej buzi??? Jasne, że tak! To całkiem sympatyczne metody na zachęcenie dziecka do skosztowania choć odrobiny nałożonego jedzenia, w miłej atmosferze, bez niepotrzebnego stresowania niejadka.

Przy stole nie zawsze musi być sztywno, uśmiech jest mile widziany, a jeśli uśmiechamy się przy pięknie zastawionych talerzach, to jest fantastycznie! A jak sprawić aby maluch nie tylko nie uciekał na widok pełnego talerza, a sam złapał za widelec by zajadać ze smakiem? Podarować mu wyjątkowy prezent – zestaw dwóch kolorowych sztućców – łyżeczki i widelca, które z pewnością zachęcą do samodzielności przy stole.

Łyżeczka i widelec w kształcie samolotu zachwycą małych konsumentów. Dzieciaki kochają kolory i fantazyjne kształty, więc z radością wezmą do rączek łyżeczkę i widelec samolocik, którym załadują jedzenie do buzi. A ile przy tym będzie zabawy! Rodziców z pewnością ucieszy fakt, że sztućce nie tylko można szybko umyć pod bieżącą wodą, ale również wstawić z większą ilością rzeczy do zmywarki.

Komplety sztućców w różnych kolorach trafią w gusta maluchów, które mogą zadecydować o wyborze ulubionych łyżeczek i widelców. Lekki plastik z którego je wykonano, ułatwi młodszym dzieciom kierowanie rączki od talerza do buzi. Wszystko to sprawi, że dziecko chętniej podejmie dalsze próby samodzielnej nauki jedzenia. Ząbki widelczyka są bezpieczne dla dziąseł, nie obiją również mlecznych ząbków, więc bez strachu o bezpieczeństwo dziecka, można dać je w rączkę trzylatkowi.

Nawet jeśli malec nie będzie gotów do wzięcia łyżeczki czy widelca we własne dłonie, rodzice czy też dziadkowie śmiało mogą za pomocą samolotów wymyślać przeróżne zabawy, które ostatecznie doprowadzą do napełnienia brzuszka pociechy. Wtedy największy niejadek z otwartą buzią poczeka na lądowanie kolorowych łyżeczek w ustach. A jeśli towarzysze przy stole będą wydawać przy tym śmieszne odgłosy, pora posiłku będzie się już kojarzyła wyłącznie z mile spędzonym czasem. Nauka przez zabawę to zdecydowanie najszybszy sposób na pozytywne kształtowanie właściwej postawy i dobrych nawyków żywieniowych u dziecka na przyszłość.

Zestaw pierwszych sztućców dla dziecka można kupić w sklepie Mikołajek.

samolot

mikołajek 4

Mikolajek

mikolajek 2

mikolajek 3

Wpis jest elementem współpracy z firmą Mikołajek.

zdjęcia: Żaklina Kańczucka

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
madzia
madzia
10 lat temu

Świetny pomysł na zachęcenie niejadka do jedzenia. Pierwszy raz widzę takie odlotowe sztućce 🙂

MAMA
MAMA
10 lat temu

Teraz powiedzie „samolot leci” nabiera nowego znaczenia 😀

Uszi
Uszi
10 lat temu

Ja też chcę takie sztućce…. hm… aha ja nie mam problemów z napełnianiem brzucha … zapomniałem 🙁

Ale dobre Mańka !!

Żaklina Kańczucka
10 lat temu
Reply to  Uszi

Możesz być spokojny, Bartek na bank Ci ich nie pożyczy 😉

Asia
Asia
10 lat temu

Fajne 🙂 Choć u nas bardziej sprawdza się „za mamusię, za tatusia,….” 😉 😛

Emocje 25 maja 2014

Po stronie dziecka

Kiedy wspominam moją Mamę w zasadzie pierwsze co mi przychodzi na myśl, to że zawsze była po mojej stronie. Nie żeby zawsze się ze mną zgadzała, albo ja z nią, nie było tak różowo. Byłyśmy zbyt podobne do siebie, obie zbyt impulsywne, zbyt uparte, zbyt stanowcze, iskrzyło, oj iskrzyło! Oczywiście nie mówię tu o wczesnym dzieciństwie tylko o czasie nieco późniejszym. Bo dzieckiem to ja byłam grzecznym, narzekać nie można było.

Ale nie o to mi chodzi.

Mama nigdy publicznie nie wystąpiła przeciwko mnie, nawet jeśli były powody, jeśli zachowałam się nie tak jak trzeba, co przecież każdemu się może zdarzyć. Wyjaśniałyśmy to sobie, gdy byłyśmy same. Pamiętam taką sytuację, gdy ktoś mi zwrócił uwagę że źle się do Mamy odezwałam, to był jej dobry znajomy. Nie zdążyłam się odezwać, gdy Mama powiedziała: a co ciebie obchodzi jak my ze sobą rozmawiamy? Między nas nikt nie miał prawa wejść, bardzo o to dbała.

W ósmej klasie miałam beznadziejną wychowawczynię. Tak, tak, nie powinno się tak mówić o nauczycielach, no ale co poradzę, że taka była? Nie lubiła mnie, właściwie nie wiem czemu, może z nudów. Chociaż nie, teraz myślę, że wkurzałam ją, bo się jej nie bałam, a przecież była postrachem szkoły. Niczego mnie nie uczyła, widywałyśmy się raz w tygodniu na godzinie wychowawczej. Wiecie za co mnie najbardziej nie lubiła? Za drugi kolczyk w lewym uchu! Nie żartuję, mówię serio. Darła się na mnie z tego powodu, aż echo niosło po szkolnych korytarzach. Tak na marginesie: wszystkie moje koleżanki miały dwie dziurki w lewym uchu, a niektóre nawet trzy. Taka moda wtedy była. Nawet nie zrobiłam sobie pierwsza, ale to na mnie spadały bite przez nią pioruny. Kiedy zażądała żebym go wyjęła, a ja odmówiłam, kazała mi przyjść do szkoły z Mamą.

Mama się zagotowała, że z powodu takiej głupoty jest wzywana do szkoły, no ale poszła. Wychowawczyni chciała być profesjonalna, pochwaliła mnie za oceny (nie żebym była prymuską, ale źle nie było), przyznała, że zachowanie w porządku, no tylko TEN KOLCZYK! I wtedy moja Mama powiedziała: Wie pani co? Ja na ten kolczyk patrzę codziennie w domu i jakoś mi nie przeszkadza, mały jest, o nic nie zaczepia, ścian nie rysuje, a pani ten widok przeszkadza niecałą godzinę w tygodniu? To niech pani nie patrzy. I niech mi pani wyjaśni jak to jest, że nie przeszkadzają pani kolczyki innych uczennic, nawet tych co noszą po trzy duże kolczyki w jednym uchu?

Żeby nie przedłużać powiem tylko, że tak zapowietrzonej mojej wychowawczyni nie widziano ani wcześniej ani później, a temat kolczyków skończył się jakby kto nożem uciął 😛

Dziś gdy sama jestem mamą doceniam to dużo bardziej niż wtedy. I staram się być tak samo fair wobec Duśki. Jest jeszcze mała, proces wychowawczy trwa, ale nie zwracam jej uwagi publicznie, jeśli nie ma palącej potrzeby – dopiero gdy zostajemy same tłumaczę co i dlaczego zrobiła źle. Wyjątkiem jest plac zabaw, gdy jej zachowanie wpływa na bezpieczeństwo innych dzieci, wtedy reaguję natychmiast. Niestety moja córka jeszcze nie załapała, że nie wszystkie maluchy tak samo szybko opuszczają zjeżdżalnię. W innych przypadkach, kiedy np. do dorosłego sąsiada zwraca się per “ty”, czekam aż zostaniemy same, żeby spokojnie porozmawiać. Poza tym moje dziecko jest raczej statyczne i spokojne, jej największe przewinienie, które muszę ucinać, to krzyk, że ktoś chce gumą do żucia poczęstować, albo landrynką, a ona takich rzeczy nie je. Trenujemy grzeczne odmawianie i dziękowanie 😉

Nie pozwalam na krytykowanie mojej córki dla samego krytykowania. Co z tego, że nie wejdzie na drabinki tak wysoko jak inne dziecko? Co z tego, że nie che jeść tego co inne dzieci? Czy to jest powód żeby ją piętnować? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Porównywanie do innych dzieci to dobry sposób na wpędzenie w kompleksy. Nie zgadzam się na to.

Dziecko ma prawo liczyć na mamę, szukać w niej oparcia, rola mamy to nie tylko: nakarmić, napoić, ubrać, zabrać na spacer. To coś o wiele bardziej złożonego, skomplikowanego, trudniejszego. Tak, tak, trudniejszego. Ale też nie ma nic piękniejszego na świecie niż uśmiech dziecka. Dlatego cieszę się, że jestem mamą.

Mam nadzieję, że kiedyś Duśka będzie wspominała mnie tak, jak ja dziś moją Mamę.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Asia
Asia
10 lat temu

Lubię czytać twoje wpisy… Zawsze szeroko się do nich uśmiecham 🙂

Mirella
Mirella
10 lat temu
Reply to  Asia

Dziękuję 🙂

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close