5 lutego 2021

Pod powierzchnią – Lynn H. Blackburn

Tytuł: Pod powierzchnią
Autor: Lynn H. Blackburn
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2020
Wydawnictwo: Dreams

Zacznę nietypowo, bo od ostrzeżenia. W żadnym razie nie czytajcie tego, co jest napisane na tylnej okładce! To potężny spoiler, który nie wiem jakim cudem się tam znalazł. Oskarżyłabym wydawnictwo, ale trochę pogrzebałam w necie i już wiem, że to dosłowne tłumaczenie z oryginalnego wydania. Ten sam opis można znaleźć na stronie internetowej Lynn H. Blackburn. Nie wiem, czemu ma to służyć, ale nie czytajcie. Ja zrobiłam to w połowie książki, ot tak, z ciekawości, czy zajawka ma coś wspólnego z treścią. Wydawało mi się, że skoro dwieście stron za mną, to mogę sobie na ten eksperyment pozwolić. No cóż… poznałam kilka faktów, których w książce jeszcze nie zdradzono. Sam opis zresztą nie oddaje ducha książki i wprowadza w błąd. Psuje zabawę. Naprawdę nie warto.

Jak więc było naprawdę?
Leigh Weston jest pielęgniarką, która ma za sobą trudne doświadczenia z chorym na raka pacjentem. Pacjent ów miał na punkcie Leigh prawdziwą obsesję, graniczącą z szaleństwem. Oczywiście Leigh jak na empatyczną pielęgniarkę przystało, nie obwiniała jego samego, tylko jego chorobę. Niemniej po jego śmierci postanowiła zmienić miejsce zamieszkania i pracę. Już nie chciała być pielęgniarką onkologiczną, przebywającą tygodniami z tymi samymi pacjentami. Zatrudniła się na oddziale ratunkowym, gdzie pacjenci zmieniają się z godziny na godzinę. A ponieważ jej rodzinny dom stał pusty po śmierci rodziców, postanowiła w nim zamieszkać.

Jej życie płynęło spokojnym, monotonnym, nudnym wręcz rytmem do czasu, gdy pewnego dnia do jej drzwi zapukał miejscowy policjant Ryan Parker. Otóż okazało się, że w położonym tuż przy domu jeziorze znaleziono zwłoki i policja bardzo grzecznie prosi, by mogła korzystać z pomostu Leigh i przylegającego do niego ogrodu, bo tak będzie wygodniej pracować. Leigh się zgadza, bo niby czemu nie? Obecność policji budzi poczucie bezpieczeństwa, a obecność Ryana przyspieszone bicie serca. Smaczku dodaje fakt, iż tych dwoje potajemnie podkochiwało się w sobie już w liceum. Ryan, starszy od Leigh o trzy lata, nigdy nie zrobił pierwszego kroku z prostego powodu: starszy brat Leigh – Kirk – stanowczo zabronił swoim kolegom kręcić się wokół jego siostry. Z kolei Leigh wychodziła z założenia, że Ryan widzi w niej właśnie młodszą siostrę, trochę upierdliwą, ale ogólnie niegroźną i kompletnie niekobiecą. W skutecznym skrywaniu uczuć przez lata oboje wykazali się nie lada mistrzostwem.

Policyjne śledztwo szybko okazało się rozwojowe, ale na czym ten rozwój polegał, już Wam nie napiszę. Równolegle ktoś postanowił pozbawić Leigh życia i trzeba mu przyznać, że wykazał się dużą kreatywnością. Do tego stopnia, że zostało to zakwalifikowane jako usiłowanie zabójstwa, a śledztwo przypadło oczywiście Ryanowi. Tych dwoje, którzy nie widzieli się przez lata, nagle zaczęli się spotykać nader często. Mało tego. Ryan sypiał w domu Leigh, aby zadbać o jej bezpieczeństwo. Ale nie miejcie kosmatych myśli – grzecznie spał w sypialni gościnnej dwa piętra niżej.

Pod powierzchnią to pierwsza wydana w Polsce powieść Lynn H. Blackburn i mam ogromną nadzieję, że nie ostatnia. Napisana wartkim, żywym językiem, bez zbędnych dłużyzn, niepotrzebnych opisów, z szybko toczącą się akcją i jej nagłymi zwrotami jest idealnym przykładem książki budzącej bardzo ambiwalentne uczucia. Z jednej strony chce się czytać szybko, szybciej i jeszcze szybciej, żeby wreszcie poznać rozwiązanie zagadki, z drugiej – wolno, jak najwolniej, niech ta przygoda trwa jak najdłużej! Wiem, że są kolejne pozycje z tymi samymi bohaterami i naprawdę chętnie je przeczytam. Wydawnictwo Dreams, słyszycie?

Trudno nie wspomnieć o wielu pojawiających się w książce odniesieniach do Boga, modlitwy przed jedzeniem i w ogóle modlitwy jako takiej. Modlitwy nietypowej, innej niż ta, do której ja jestem przyzwyczajona, a w pewien sposób ładnej, choć bardzo hmm… swobodnej? Autorka skupia się tu na samym fakcie, że jest Bóg, do którego warto się modlić, nie przypisuje go do żadnego konkretnego Kościoła i tak naprawdę nie wiem, czy bohaterowie, to katolicy, protestanci, ewangelicy czy może ktoś inny. Chodzą do kościoła, a nie do cerkwi czy meczetu, dlatego obstawiam jakiś odłam chrześcijaństwa, ale głowy sobie uciąć nie dam. I to mnie bardzo ujęło. Okazało się, że można mówić/pisać o Bogu, bez mieszania do tego polityki.

Dla kogo jest Pod powierzchnią? Tradycyjnie dla takich tygrysków jak ja, którzy połykają wszelkie sensacje i thrillery. Ale też, nie ma co ukrywać, dla miłośników romansów z dreszczykiem, bo emocji buzujących między Leigh i Ryanem jest naprawdę sporo. Dla wszystkich, którzy lubią dać się pochłonąć sprawnie opowiedzianej historii. Bez obaw dałabym tę książkę licealistom, nic zdrożnego w niej nie ma. Jakby tak się dobrze zastanowić, to ja czytałam „gorsze” książki w starszych klasach szkoły podstawowej, ale myślę, że nie każdy czternastolatek jest na Pod powierzchnią gotowy, więc tu bym zachowała ostrożność.

Dziękuję Wydawnictwu Dreams za przekazanie egzemplarza recenzenckiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close