Nie ruszaj tego, bo ciocia będzie krzyczała
Taka sytuacja:
Przychodzą do was goście z dzieckiem. Niedużym. Dziecko jak to dziecko pcha rączki, gdzie się da i nie da. Za chwilę zrobi wam z mieszkania jesień średniowiecza. Liczysz na to, że rodzice jakoś zareagują. No i reagują:
– Nie ruszaj tego, bo ciocia i wujek będą krzyczeć.
Hmmm, serio? Niech no ja się zastanowię, czy kiedykolwiek nakrzyczałam na cudze dziecko, które było gościem w moim domu. Albo nawet nie było gościem. Na swoje staram się nie krzyczeć, a co dopiero na cudze. A ty, drogi gości w moim domu zastanów się, co mówisz.
– Mówiąc, że ciocia będzie krzyczała, wysyłasz jasny komunikat: właściwie to nie ma nic złego w tym, że byś się tym czy owym pobawił, w końcu to nic takiego, ale nie możesz, bo cioci to się nie podoba. Jakoś nie widzę, w twoich słowach informacji, że to nieodpowiednia zabawka dla dziecka albo że to w ogóle nie jest zabawka, tylko coś, co łatwo zniszczyć.
– Strasząc ciocią i wujkiem, jednocześnie informujesz, że ty byś na ową zabawę pozwolił/a. Nie zdziw się, jak następnym razem jesień średniowiecza będzie miała miejsce w twoim domu, a przy okazji stracisz ulubionego porcelanowego słonia, który sobie spokojnie stoi na półeczce z pamiątkami. Przecież ty jesteś tym dobrym rodzicem, który nie krzyczy i na wszystko pozwala, prawda?
– Licz się z tym, że następnym razem na hasło: „Idziemy do cioci i wujka” twoje dziecko zareaguje łzami, złością, buntem, a może nawet gorączki dostanie. Wszystko zależy od jego wrażliwości i tego, jak bardzo je nastraszysz. Powód będzie prosty: nie będzie chciało chodzić w gości do kogoś, kogo trzeba się bać i u kogo nie można się bawić (serio nie można?). Naprawdę chcesz, żeby twoje dziecko bało się cioci i wujka?
– Wypowiadając te nieodpowiedzialne słowa, dajesz do zrozumienia, że ciocia i wujek wcale nie są tacy fajni, jakby się mogło wydawać. Są w porządku, dopóki jest się grzecznym, w innym wypadku po prostu lepiej trzymać się od nich z daleka. Kiedy to ciocia i wujek przyjdą w gości, twoje dziecko obejdzie ich szerokim łukiem. Pewnie nawet nie będzie chciało się przywitać. W końcu dzieci są szczerze i bezkompromisowe.
Nie lubię, jak straszysz mną swoje dzieci. Niczym sobie na to nie zasłużyłam, nie krzyczę, nie biję, nie podsuwam zatrutych jabłek. Nie usiłuję wchodzić z tobą w polemikę tylko dlatego, że nie chcę podważać twojego autorytetu. I nie rewanżuję się, będąc u ciebie i wypowiadając twoje słowa w kierunku mojego dziecka. Zamiast tego wolę powiedzieć:
– Nie ruszaj, to nie jest do zabawy.
– Teraz bawisz się czymś innym, nie wyciągaj wszystkiego jednocześnie, bo zrobisz cioci i wujkowi bałagan.
Wysyłam jasny komunikat, że to ja zabraniam, nie ciocia. I nawet jeśli ciocia usiłuje coś tam mamrotać, że przecież można (bo stara się być gościnna), to twardo trzymam się określonych zasad. W domu, to w domu, można sobie pozwolić na więcej, ale w gościach trzeba się zachowywać przyzwoicie. A już szczególnie, gdy idziemy do kogoś, kto nie ma dzieci i wcale nie czuje się zobowiązany do pozwolenia na demolkę w mieszkaniu w ramach gościnności. Ale to tak na marginesie.
No dobra, nie mówię tak, bo mam już całkiem spore dziecko, ale kiedyś mówiłam. Jakoś mnie dziecko za te zakazy nie znienawidziło. Za to ja wiem, że jak gdzieś pójdziemy, to nie będę się musiała za nie wstydzić.
Mam 10letnia córkę która bardzo często placze gdy ktoś jej cos powie lub by za żartował to zaraz sie obraża i placze ,placze tez caly czas w szkole gdy juz wychodz do szkoly tez placze gdy ma byc pytana gdy ma sie czegos nauczyc gdy ma sprawdzian reaguję placzem mimo to ze umie ale sie zaraz denerwuje i placze ,nauczyciele wysylali mnie do psychologa ,jeden stwierdził ze z tego wyrosnie ,drugi ze to fobia szkolna i bym sie z tym zgodzila bo cale wakacje jest ok a gdy pójdzie do szkoly to bedzie plakac juz sie denerwuje ze nie nadarzy… Czytaj więcej »
Wiesz co, moja, obecnie już dorosła córka, też dziwnie reagowała na szkołę. Zbyt emocjonalnie. Może nie płakała, ale potrafiła wstać bardzo wcześnie i 10 razy sprawdzać zadanie domowe, chociaż dawno odrobiła. Przeżywała każdą kartkówkę – właśnie, że nie zdąży, że źle zrozumie zadanie, że źle przeczyta itp. To był jeden wielki stres. Zaprowadziłam ją do poradni i okazało się, że ma dysleksję, dość poważną. Od kiedy dostała te kilka minut więcej na kartkówkach i zaczęła mieć zajęcia na dysleksję – stres jak ręką odjął. Przede wszystkim uwierzyła w siebie i zaczęła sobie świetnie radzić. Nie mam pojęcia, czy z twoją… Czytaj więcej »