Sinice w Bałtyku – realne zagrożenie, czy modna histeria?
– Mamusiu, widać Szwecję! – krzyknęła Duśka, gdy tylko weszliśmy na plażę we Władysławowie. No jakby słabo mi się zrobiło. Po to było wertowanie map do znudzenia, po to było wędrowanie palcem po globusie, żeby mi teraz Bałtyk do Zatoki Gdańskiej przyrównywała?!
– Dziecko, to nie jest Szwecja, co ci do głowy przyszło?
– No nie widzisz, że tam coś jest?! Sama mówiłaś, że Hel jest za nami, to to musi być Szwecja, bo co innego? Żadnych wysp na Bałtyku nie ma przecież.
Faktycznie, na horyzoncie ewidentnie było „coś”. Miało wyraźnie inny kolor, niż morze i rozciągało się na całą długość horyzontu. Gdyby nie granitowa pewność, że to nie może być ląd, pewnie sama obstawiałabym Szwecję.
– Nie wiem, co to jest, ale na pewno nie Szwecja. Złudzenie optyczne, fatamorgana, nazwij sobie, jak chcesz, ale nie gadaj głupot.
Następnego dnia owo tajemnicze „coś” zrobiło nam wątpliwą uprzejmość i podpłynęło do plaży. Nie żadna Szwecja, tylko sinice, prostytutka mać, jak słyszałam ostatnio w kabarecie. Turkusowe morze pocięte pasami w kolorze piasku nawet ładnie wyglądało, niestety razem z sinicami pojawiła się czerwona flaga. I to by było na tyle, jeśli chodzi o kąpiel.
Internet jest zgodny co do wyglądu sinic – mają to być zielone kożuchy na powierzchni wody, przypominać glony i śmierdzieć. Powinna im towarzyszyć cuchnąca piana tworząca się przy brzegu. Wysiliłam trochę pamięć i wyszło mi, że takie zjawisko widziałam cały jeden raz na plaży w Sopocie i było to blisko trzydzieści lat temu. Nikt sobie wtedy głowy nie zawracał sinicami i na kąpielisku radośnie powiewała biała flaga. Nie wiem, czy to wynikało z lekceważenia, niewiedzy, czy też uznano w owym czasie, że sinice może nie są estetyczne, ale groźne też nie. Być może owe zielone kożuchy to jakieś ekstremalne stadium. Aha, w Kołobrzegu też morze jakieś zielsko na plażę wyrzucało, służby zbierały to co rano. Traktowaliśmy to jako wodorosty i nie zwracaliśmy uwagi, smród zwalaliśmy na upały. Jakby tak prześledzić całą moją historię wchodzenia do wody w trakcie zakwitu sinic, to dziwne, że jeszcze żyję 😛
Widywane przez nas w tym roku sinice tworzyły na wodzie długie pasy w kolorze piachu. Od razu przypomniały mi się nieco młodsze czasy i Darłówko: „Zobacz, wczoraj była łacha za falochronem, dziś jej nie ma, jak to dno się szybko zmienia…”. Dwadzieścia lat temu też nikt o sinicach nie gadał. Nawet kąpaliśmy się w takiej „piaszczystej” wodzie lekko zdziwieni, że niby nie ma dużej fali, a tak piach podnosi, prądy jakieś, czy co?
Niemniej jednak nie zamierzam Was przekonywać, że sinice są bezpieczne, a cały ten krzyk wynika z ogólnonarodowej histerii i jest ukłonem w stronę ratowników, którzy mogą odpocząć, bo nikt się nie kąpie. Guzik prawda. Nasze społeczeństwo nie jest zdyscyplinowane i w upalny dzień ratownicy muszą się naprawdę napocić, żeby wygonić wszystkich kąpiących się z wody. Pytaliśmy i uczciwie przyznali, że upał i sinice to dla nich jedna z najgorszych opcji.
Czym więc są owe sinice? Cyjanobakteriami! Zabrzmiało groźnie, co nie? Na co dzień mogą egzystować praktycznie wszędzie i nie są jakoś szczególnie niebezpieczne, bez paniki. Problem pojawia się w okresie kwitnienia, kiedy mają niemiły zwyczaj wydzielać toksyny. I to właśnie owe toksyny potrafią narobić niezłego spustoszenia w naszych organizmach.
Objawy skórne:
– wysypka,
– rumień,
– pokrzywka,
– zapalenie spojówek (może nie całkiem skórne, ale zewnętrzne).
Objawy ze strony układu pokarmowego:
– wymioty,
– biegunka,
– mdłości,
– bóle brzucha,
Objawy ze strony układu oddechowego:
– duszności (w skrajnych przypadkach można udusić się na śmierć, brzmi zabawnie, ale żartów nie ma).
Objawy ogólne:
– gorączka,
– dreszcze,
– bóle mięśni i stawów,
– zawroty głowy.
Rzadko się zdarza, by przy kontakcie z sinicami wystąpiły wszystkie objawy jednocześnie. Raczej występują wybiórczo, stąd są mylone z pospolitymi chorobami, grypą, jelitówką czy zapaleniem oskrzeli. Jeśli więc zobaczycie u siebie lub dzieci którekolwiek z wymienionych objawów, a pozwoliliście sobie na zbyt bliski kontakt z sinicami, koniecznie powiedzcie o tym lekarzowi! Nie róbcie założenia, że „lekarz powinien wiedzieć”. Nad morzem to może jeszcze się domyśli, ale w centralnej i południowej Polsce niekoniecznie.
Czy to jest groźne i czy atakuje „wszystkich jak leci”? Hmmm, jakby to… pomoru na plaży nie widziałam, więc chyba nie. Bo oczywiście w upalny dzień każdy chciał „przynajmniej zamoczyć nogi” (też to robiłam i pozwalałam Duśce) a co więksi śmiałkowie wykorzystywali chwile nieuwagi ratowników i moczyli się od stóp do głów. W Gdyni na niestrzeżonej plaży można było pływać, ile dusza zapragnie, karetka nie podjechała ani razu. Więc teoretycznie da się to przeżyć. Tylko teoria teorią, a życie życiem. To tak jak z ukąszeniem przez szerszenia. Nie wiadomo, jak zareagujemy, ale na wszelki wypadek lepiej się bać.
Żeby było jasne – opisałam tu swoje doświadczenia, obserwacje i wspomnienia. Nam sinice w kontakcie ze skórą nie zrobiły nic złego. Ale to nie znaczy, że Wam też nie zrobią i że możecie sobie włazić do skażonej wody, bo „Mirella napisała, że można”. Nigdy nie możecie być pewni, jak złośliwe sinice akurat podpłyną, ile tych toksyn wytworzą i czy to przypadkiem nie Wy lub Wasze dzieci jesteście wyjątkowo podatni na nich negatywne działanie. Zazwyczaj sinice nie tkwią przy plaży więcej niż kilka dni, da się przeżyć bez kąpieli. Wyjątkiem jest Zatoka Gdańska, gdzie potrafią się zagnieździć na dłużej.
Tutaj jest aktualizowana na bieżąco mapa, gdzie można sprawdzić, które kąpieliska są czynne, a które nie i dlaczego. Nad morzem zaglądałam do niej kilka razy dziennie, więc mogę z czystym sumieniem dać Wam słowo, że naprawdę ją aktualizują. Informacja o zamknięciu plaży w Gdyni pojawiła się na niej mniej więcej kwadrans po tym, jak ratownicy powiesili czerwoną flagę i odgwizdali koniec kąpieli.
Zdjęcia: Mirella