To nie jest kraj dla starych ludzi
To nie jest kraj dla starych ludzi. Dla tych, którzy wiecznie komuś przeszkadzają, bo wszystko robią powoli. Niedosłyszą, więc ciągle trzeba im powtarzać, co się do nich mówi. Nie rozumieją młodszych pokoleń i nie nadążają za współczesną, prężnie rozwijającą się techniką. Na dodatek ciągle na coś chorują. Choć to akurat dla niektórych jest spory powód do radości. Bo przecież chorego trzeba leczyć i faszerować różnymi medykamentami, a to z kolei wiąże się z kasą – duużą kasą – dla tych wszystkich doktorków i firm farmaceutycznych.
No właśnie, starsi ludzie to niekończąca się praca i dożywotni etat dla lekarzy, więc powinni być chyba za to wdzięczni i szanować swe “miododajne pszczoły”, a tymczasem…
Trafiam do szpitala (w odwiedziny), który nota bene wyglądem przypomina ruinę, nie budynek służby zdrowia z XXI wieku. Oddział chorób płuc. Nie ma tam wielu pacjentów, w zasadzie sale świecą pustkami. Tych co tam są, możnaby z łatwością zliczyć i zapamiętać. Wszystkich, poza przyczyną wizyty w tym miejscu, łączy podeszły wiek.
Jeśli pacjentów jest mało, logiczne jest, że i pracy personel ma stosunkowo niewiele. Mógłby się więc wysilić i podarować swój czas, tym którzy go potrzebują, bo np. ze względu na stan zdrowia nie wstają z łóżka i nie potrafią sami o siebie zadbać (zjeść, napić się, umyć, załatwić, etc.).
Niestety to co dla mnie jest oczywiste, dla innych to abstrakcja. Dla nich, mniej pacjentów oznacza mniej pracy, a więcej czasu na plotki w dyżurce.
Tak się niefortunnie złożyło, że na ten oddział trafiła moja babcia. I pierwszy raz w życiu miałam okazję zobaczyć na własne oczy mniej więcej to, co czasami widziałam w telewizji.
Totalny brak empatii, wypalenie zawodowe (lub nawet minięcie się z powołaniem), oziębłość, a wręcz chamstwo w stosunku do tych schorowanych, starszych ludzi…
Moja babcia problemy ze zdrowiem ma nie od wczoraj, bywała więc już w szpitalach, różnych rzeczy doświadczyła i ja widziałam ją również w różnych stanach, ale tym razem, pierwszy raz wyglądała tak źle. Mam wrażenie, że przez tych kilka dni pobytu w szpitalu postarzała się o dobrych 10 lat. Jej oczy zrobiły się tak przerażająco smutne, jakby namacalnie uchodziło z nich życie.
A cały ten przykry widok potęgowały jej prośby, by jak najszybciej ją stamtąd zabrać. I ten strach, żebym przypadkiem kogoś nie upomniała, nie wykonała fałszywego ruchu, bo to się później na niej odbije.
Wyobraźcie sobie, że dorosła osoba boi się pójść bez pytania o pozwolenie do łazienki – paranoja, prawda?! A tak właśnie było. Mało tego! Ci chorzy ludzie leżą w swych łóżkach, dzień po dniu, załatwiają się pod siebie i nikt nie przyjdzie pomóc im się umyć. Pielęgniarki zmieniają tylko “kaczki”, pieluchy, wciskają tabletki, czasami karmią (na siłę) i to wszystko. Więc jeśli kogoś nie odwiedza regularnie rodzina, to ma przerąbane! Tak jak sąsiadka z sali mojej babci. Rodzina jej nie odwiedzała. A personel też nie pytał, czy czegoś jej potrzeba. Leżała więc czasami spragniona i głodna…
Tymczasem te p*py siedziały sobie w swojej kanciapce i plotkowały! A jak człowiek śmiał się o coś upomnieć, czy po prostu zapytać, to od razu przyjmowały bojową pozycję i gotowe były rzucić się z pazurami.
Mówię wam, chamstwo i totalna znieczulica. Wywalić wszystkich na zbity pysk to mało. Człowiek płaci całe życie składki, haruje jak wół, a później na stare lata przyjdzie mu prosić się o godną opiekę, stać od świtu w kolejkach do specjalisty, za którego jeszcze trzeba zapłacić, bo przecież na NFZ wizyty się nie doczeka.
Mimo wielu lat na karku i lichego zdrowia, trzeba mieć dużo siły, by znosić tego typu sytuacje i liczne upokorzenia, jakie serwuje nam służba zdrowia (i nie tylko).
Czy to się kiedyś zmieni??