Emocje 11 maja 2018

Ty też dajesz się rolować blogerom? Sprawdź, jak to robią

Ponoć konstytucja gwarantuje nam wolność słowa, a już internet to w ogóle gwarantuje nam wszelakie wolności. Ponoć. Bo jak tak sobie ostatnio chodziłam po Facebooku, to zauważyłam dość dziwne, jak dla mnie, zjawisko.

Blogerzy banują za darmo

Tak. Nie boję się tego napisać, chociaż liczę się z tym, że środowisko blogerów zechce mnie zjeść. Smacznego. Znam co najmniej kilku takich blogerów, którzy o ironio losu mają naprawdę duże grono fanów, co banują każdego gościa ośmielającego się mieć inne zdanie. Bo tak i już. Bo na mojej tablicy ja rządzę i nie będzie mi tu nikt mówił, że białe jest białe, skoro ja mówię, że białe jest czarne. A nawet jak ja mówię, że białe jest białe, to też mi nikt nie powie, że czarne. Innymi słowy – chcesz się wypowiadać na mojej tablicy, to masz myśleć tak samo, jak ja. A jak nie, to won. Polemika stanowczo zakazana.

Nie będę tu pokazywała palcem, o kogo mi chodzi, bo nie w tym rzecz. Mnie chodzi o to, że takie zjawisko w ogóle ma rację bytu i co ciekawe – jest przez sporą część internautów popierane. A myślałam naiwnie, że kółka wzajemnej adoracji wyszły z mody. W ten sposób blogerzy tworzą sobie grono wiernych fanów, którymi potem mogą się chwalić przed reklamodawcami. No fakt, mają naprawdę dobrze stargetowaną grupę odbiorców 😛

 

Cynizm to moje drugie imię

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o pieniądze. Śmiem twierdzić, że tak jest i tym razem. Grono wiernych piesków przytakuje, że szczepionki są be/cacy (niepotrzebne skreślić), że pieluchy tylko jednorazowe/wielorazowe, że karmienie to tylko mlekiem naturalnym/modyfikowanym, że w ciąży można/nie można pić alkohol. I to naprawdę nie chodzi o to, kto ma rację. Chodzi o to, żeby przytakiwać. Bo jak już się nauczycie przytakiwać (tylko czasem nie przytakujcie mi bezmyślnie, nie znoszę wazeliniarstwa), to wszystkie reklamy łykniecie jak Reksio szynkę i nawet tego nie zauważycie. Blogerzy, którzy tworzą grono potakujących piesków, robią to po to, żeby móc się pochwalić przed reklamodawcą liczną społecznością. Kasa, Misiu, kasa. Nie twierdzę, że wszyscy tak robią, ale sporo tak. Zanim mnie zniesmaczyli do tego stopnia, że przestałam obserwować ich tablice, zdążyłam zobaczyć co i jak reklamują. A że sama pracuję w branży pokrewnej reklamie, na pewne rzeczy jestem naprawdę mocno wyczulona. I teraz cynicznie Wam mówię – jeśli trafiliście do stada potakujących piesków, to po prostu dajecie się rolować.

Ale przecież blogowanie to praca

Tak. I to wcale nie taka lekka jak się niektórym wydaje. Ale z drugiej strony i nie taka ciężka, jak nam niektórzy blogerzy wmawiają, nie dajmy się zwariować. Są blogi naprawdę na poziomie, z których można wyciągnąć sporo wartościowych treści. A że przy okazji dostaną to czy tamto od sponsora albo żywą gotówkę za reklamę, to jakby normalna sprawa. Bloger też człowiek i jeść musi. Musi też mieć sprzęt do pracy. Nie neguję tego. I nie, nie zazdroszczę tym, co idą na skróty. Zastanawiam się tylko, gdzie kończy się etyka, a zaczyna bezlitosny biznes.

Po co to wszystko napisałam?

Bo mi leży na wątrobie, a bloga ma się między innymi po to, żeby czasem napisać o tym, co gryzie i uwiera. Mnie uwiera bezmyślność rzeszy internautów, którzy ślepo klaszczą ludziom każącym im myśleć tak, a nie inaczej. Uwiera i zdumiewa. To tak można, serio? Nie mieć własnych poglądów, jak papuga cytować innych i mówić, że skoro ON tak powiedział, to na pewno tak jest? Można nie sprawdzać, nie szukać alternatywnych źródeł wiedzy, choćby nie próbować mieć swojego zdania? Zastanawiam się czasem, czy w drodze ewolucji nie zaczynają nam się zmniejszać mózgi. Stworzyliśmy sztuczną inteligencję i nasza własna przestaje być potrzebna. Za to kciuki są coraz dłuższe i coraz sprawniejsze.

Blog W Roli Mamy ma prawie siedem lat. Kto jest z nami od początku, ten wie, że kiedyś nas tu było więcej. Nie powiem Wam, czemu dziewczyny zrezygnowały. To ich sprawa i niech się same tłumaczą. Powiem Wam, dlaczego ja tu jestem. Bo mogę sobie napisać nawet taki tekst jak ten, który poniekąd strzela w blogowe kolano. I nikt mi go nie ocenzuruje. I Waszych komentarzy tu ani pod żadnym innym tekstem, też nikt nie ocenzuruje.

 

PS. Przez prawie siedem lat działalności zablokowałyśmy jedną osobę na Facebooku. Przekroczyła nasze liberalne granice dobrego smaku, mówiąc wprost: chamstwo i wulgarność wypleniłyśmy w zarodku 😛 Jedną! Prawie sześć lat temu!

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Znad kołyski 11 maja 2018

Na co zwrócić uwagę, wybierając smoczek dla malucha?

Dzieci rodzą się z silnym odruchem ssania, który ukształtował się jeszcze w okresie płodowym. Zwykle przystawianie do piersi jest w stanie zaspokoić potrzebę ssania, jednak wielu rodziców decyduje się podać dodatkowo smoczek. Wybór przypadkowego modelu nie jest najlepszym rozwiązaniem, ponieważ może wpłynąć negatywnie na wiele aspektów zdrowia dziecka. Na co zatem zwrócić uwagę, by smoczek był bezpieczny i jednocześnie akceptowalny przez malucha?

Smoczek jest tym dziecięcym gadżetem, który nierzadko trafia na listę wyprawkową – najczęściej „na wszelki wypadek”. Nawet jeśli zakładasz, że nie podasz go maluchowi, warto świadomie podjąć decyzję co do zakupu konkretnego modelu.

Dlaczego wybór odpowiedniego smoczka ma znaczenie?

W podawaniu smoczka niemowlęciu nie ma nic złego. Warto jednak poświęcić trochę czasu na wybór odpowiedniego modelu. Od tego, na jaki się zdecydujesz, może zależeć m.in. prawidłowy rozwój zgryzu, prawidłowy rozwój mowy czy nawet czas trwania karmienia piersią.

Wybór smoczka powinien być dokładnie przemyślany, ponieważ źle dobrany może:

  • zahamować rozwój wyrostków zębowych, skutkiem czego mleczaki będą wyrzynać się krzywo,
  • wpłynąć na powstawanie wad zgryzu, deformacji kształtu podniebienia, zmiany ustawienia szczęki dolnej,
  • spowodować opóźnienie rozwoju mowy poprzez fakt, iż mięśnie języka nie będą prawidłowo napinane.

Dobry smoczek, czyli jaki?

Można wymienić wiele różnych parametrów, na które powinniście zwrócić uwagę podczas wyboru smoczka:

Posiadane atesty

Produkt musi posiadać stosowne atesty, które świadczą o dopuszczeniu go do sprzedaży. Certyfikaty są potwierdzeniem spełnienia konkretnych norm europejskich.

Brak BPA

Bisfenol A (BPA) to substancja chemiczna, którą wykorzystuje się m.in. do utwardzania wyrobów. Z uwagi na swoje szkodliwe działanie, stosowanie tego związku jest zakazane w produkcji akcesoriów powstających na terenie Unii Europejskiej. Jako że na polski rynek mogą trafić produkty spoza UE, należy dokładnie sprawdzić czy smoczek nie zawiera BPA.

Silikon czy lateks?

Smoczki wykonywane są z dwóch materiałów: silikonu lub lateksu. Coraz więcej osób preferuje modele silikonowe – są twardsze, nie ulegają odkształceniom i trudniej je przegryźć. Natomiast modele wykonane z lateksu są miękkie i bardzo łatwo o ich uszkodzeni spowodowane np. zagryzaniem.

Odpowiednia konstrukcja

Aby zminimalizować ryzyko pojawienia się wad zgryzu oraz innych problemów, warto wziąć pod uwagę odpowiednią konstrukcję smoczka. Najlepiej, jeśli będzie to model właściwie wyprofilowany, np. anatomiczny. Jego cechą charakterystyczną jest cieńszy materiał przy tarczce, a końcówka jest większa i specyficznie wygięta. Polecane są również smoczki dynamiczne – symetryczne (np. dynamiczne smoczki uspokajające od Lovi), które przypominają brodawkę i które „pracują” tak jak ona podczas ssania. Dzięki temu nie zaburzają naturalnego odruchu ssania, a co za tym idzie – nie zniechęcają do piersi.

Nie tylko główka, ale również tarcza ma ogromne znaczenie. Powinna być właściwie wyprofilowana – tak, aby zapewnić dziecku swobodę podczas oddychania przez nos. Ważne są przy tym otwory w tarczce, które nie ograniczają przepływu powietrza – zapobiegają tym samym podrażnieniom delikatnej skóry malucha.

Rozmiar dopasowany do wieku

Producenci smoczków produkują modele różnej wielkości – po to, aby dostosować ją do wieku malucha. Najlepiej wybierać akcesoria z takich kategorii wiekowych jak: 0-3 miesiące, 3-6 miesięcy, 6-18 miesięcy.

Osłonka higieniczna

To dodatkowy atut, który może zadecydować o przewadze jednego smoczka nad innym. Plastikowa osłonka ochroni główkę przed zabrudzeniami – gdy smoczek nie jest używany przez malucha.

smoczek

Podajesz dziecku smoczek? O tym pamiętaj

Niezależnie od tego, na jaki model się zdecydujesz, warto mieć na uwadze kilka kwestii związanych z prawidłowym użytkowaniem tego gadżetu. Pamiętaj, aby:

  • nie podawać dziecku smoczka brudnego
  • nie oblizywać główki – jest to niehigieniczne
  • podawać maluchowi smoczek tylko wtedy, gdy jest to niezbędne
  • nie moczyć główki w herbatkach czy cukrze
  • wymieniać smoczek co kilka miesięcy lub po każdym uszkodzeniu.

Jeżeli uwzględnisz wszystkie wymienione wyżej wskazówki, korzystanie ze smoczka przez malucha będzie bezpieczne.

Subscribe
Powiadom o
guest

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Gabi P
Gabi P
6 lat temu

Wg mnie najlepsze są : smoczek AVENT od Philipsa oraz smoczek LOVI. Posiadają wszelkie atesty , specjalnie wyprofilowany dydek, który pozwala zachować lub udoskonalić zgryz małemu dziecku. Używają je moje dzieci od długiego czasu i nie mają żadnych problemów z wymową , gryzem czy z jedzeniem.

Emocje 10 maja 2018

Bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze. Wiemy, jak w prosty sposób nauczyć dziecko najważniejszych zasad. I nie tylko!

Bezpieczeństwo dzieci jest dla rodziców sprawą priorytetową. Żaden odpowiedzialny rodzic nie dopuszcza świadomie do powstania sytuacji zagrażających życiu dziecka. A jednak, mimo przezorności, wypadki się zdarzają.

Zbyt często słychać o potrąceniu dziecka przez auto, poparzeniu gorąca herbatą, pogryzieniu przez psa, a nawet upadku z okna. Różnie kończą się te historie, stając się poważnym ostrzeżeniem dla pozostałych rodziców.

Z drugiej strony trzeba przyznać, że ze świadomością zagrożeń u naszych pociech nie jest tak źle. Im dziecko jest starsze, tym  większą powinno posiadać wiedzę.

Dzieci są bardzo pojętnymi uczniami i chłoną wiedzę jak gąbka. Widać to szczególnie w sytuacjach, gdy to dziecko ratuje bliskim życie, zawiadamiając odpowiednie służby. To wspaniała postawa, ale trzeba przyznać, że skądś numery alarmowe maluch musi znać i ktoś mu wyjaśnił, co należy robić, gdy dzieje się coś niedobrego. Poza szkołą, to przede wszystkim rodzice uczą zasad dzieci. Edukujemy, powtarzamy zakazy i nakazy, przestrzegamy przed niedobrymi pomysłami.

Oczywiście powtarzanie suchych regułek nie zawsze przynosi rezultaty, bo to, co mówimy, jednym uchem wpada, a drugim wypada. Nie ma bardziej efektywnej nauki, od dawania przykładu i wchodzenia z dzieckiem w pewne sytuacje. Zatrzymanie się przed wejściem na pasy, oczekiwanie na podniesienie szlabanu, zwracanie uwagi na zmianę świateł, są ważnymi elementami nauki. Trudno oczekiwać, by dziecko, które widzi rodzica łamiącego przepisy, same je respektowało. Dlatego, Rodzicu, dawaj dobry przykład, ucz dziecko, a efekty Cię zaskoczą.

Baw się z dzieckiem, wybierz dla niego aktywności i gry, które je zaciekawią. Zabawa w policjanta, lekarza lub strażaka? Pewnie! To się sprawdza i możesz dołożyć coś jeszcze – gry edukacyjne.

Planszówki, które nie tylko bawią, ale i uczą, są niezwykle wartościowe. Ja znam trzy, które warto dziecku kupić:

Te gry z założenia są do siebie bardzo podobne, ale dotyczą innych zawodów i innej materii bezpieczeństwa. Teoretycznie są one dedykowane dzieciom od 6 roku życia, ale mój 4,5 latek dobrze sobie radzi z pomocą starszego brata.

Gry z serii od Artyk.pl uczą bezpiecznych zachowań i przepisów, określają, z czym łączy się praca policjanta, strażaka, czy lekarza. Gracze zapamiętują numery alarmowe, dowiadują się, jak zachowywać się w obliczu niebezpieczeństwa lub jak go uniknąć, sprawdzają swoją wiedzę, losując w toku gry karty funkcyjne (należy odpowiadać na wylosowane pytania) i usprawniają kondycję fizyczną  (losując wyzwanie do wykonania, np. skakanie na jednej nodze).

Jeśli macie już jedną planszę, możecie łączyć ją z pozostałymi planszami z serii gier o bezpieczeństwie. Mając komplet, żadna ważna informacja nie umknie dziecku.

A jak już będziecie syci wiedzy i przestrzegania zasad, zaszalejcie! Oczywiście wszystko w ramach rozsądku i bezpieczeństwa ;). Dla pełnego relaksu i wielu chwil śmiechu, polecę Wam grę “Iglomania”, którą moje dzieci pokochały.

To typowa zręcznościówka, bardzo fajnie pomyślana. W skrócie chodzi w niej o to, że gracze budują na specjalnym “rusztowaniu” igloo, które muszą delikatnie z niego zdjąć. Następnie po kolei, specjalnymi lodochwytaczami, każdy z graczy wyciąga ostrożnie wybrany bloczek tak, aby konstrukcja się nie zawaliła.

Dopóki igloo stoi, zabawa trwa w najlepsze. Pechowiec, który poza wybranym przez siebie bloczkiem wyciągnie sąsiednie, musi je odłożyć na kupkę. Wygrywa ten, kto zgromadzi jak najmniej wyciągniętych bloczków. Gdy jeszcze większy pechowiec strąci całą konstrukcję, gra się kończy. I można zacząć ją od nowa.

Widzicie, jak fajnie jest łączyć zabawę, relaks i edukację? Myślę, że w ten sposób spędzony czas wyjdzie każdemu na zdrowie. Dobrej, bezpiecznej zabawy, nigdy dość.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close