Wakacje z dziećmi w domu – mam obawy o własne zdrowie psychiczne…
Pierwszy tydzień wakacji za nami, moje najstarsze dziecię zadowolone, za to ja mam wrażenie, że w ciągu ostatnich siedmiu dni przybyło mi siwych włosów, i ubyło sporo pokładów cierpliwości. A gdzie tam reszta wakacji?! Istnieje prawdopodobieństwo, że jeśli sytuacja się nie poprawi, wyląduję w jakimś zakładzie zamkniętym. I to na własne życzenie.
Bo wiecie, dzieci mam troje (nie licząc męża ;-)). Dwóch chłopców, jedną dziewczynkę. Przedział wiekowy: 1, 3 i 8 lat. Rozbieżność niemała, zatem z ich dogadywaniem się i wspólną zabawą bywa różnie. Popadają ze skrajności w skrajność. Raz się kochają i przytulają aż do przesady, innym razem się nienawidzą i tłuką nawzajem, jak najwięksi wrogowie. A ja muszę w tym wszystkim uczestniczyć i jakoś to ogarniać.
Póki co daję radę, bez wspomagaczy uspokajających, ale prawdę mówiąc nie wiem jak długo tak pociągnę? Bywa bowiem, że mam ochotę wyjść z domu i pierdyknąć głośno drzwiami. Albo, co gorsza, powiesić te małe potwory za uszy, jak mokre pranie. Ewentualnie pozamykać ich w osobnych pokojach, z zapasem wody i czekać tak długo, aż zrozumieją, że matka jest tylko jedna i należy szanować jej zdrowie – również psychiczne.
Co prawda najmłodszego mogłabym potraktować ulgowo i oszczędzić, wszak to tylko mały, rozkoszny bobas, który niewiele jeszcze rozumie. Jednak z drugiej strony, jest za to bacznym obserwatorem, który chłonie wszystko co zobaczy i usłyszy jak gąbka, a więc chcąc nie chcąc uczy się od starszego rodzeństwa tego i owego – niekoniecznie dobrego. Tak więc pomimo swego młodego wieku potrafi już płakać bez powodu i na zawołanie, rzucać się ostentacyjnie na podłogę, krzyczeć wniebogłosy, rzucać czym popadnie (ze złością), a nawet bić – i to całkiem mocno! Czekam tylko kiedy zacznie wołać: Nie lubię Cię. Nienawidzę Cię. Mam Cię już dość. I – Nie wchodzisz do mojego pokoju!
Bo tak właśnie krzyczą do siebie starszy brat z siostrą. Do mnie z resztą czasami też. Takie to życie matki…
Tak więc nie będę ukrywać, że w ciągu roku szkolnego było dla mnie o tyle lepiej, że jedno dziecko znikało na kilka godzin i miałam wtedy względny spokój. Teraz cała trójka jest w domu od rana do wieczora i rzadko kiedy panuje tu cisza, zgoda i porządek. Prawdę powiedziawszy momentami mam wrażenie, że nieustannie wszędzie robią rozpiździel – moje sprzątanie i ciągłe upominanie zdaje się na nic, syzyfowa praca i zbędne zdzieranie mojego aksamitnego głosu.
Z kolei od wiecznego hałasu: wrzasków, pisków, płaczu, i wykłócania – co jest czyje i kto co komu zabrał, pęka mi czasami głowa. Bywa, że tracę cierpliwość i dołączam do nich – krzyczę, że mam już tego po dziurki w nosie i więcej nie zdzierżę. A oni patrzą wtedy na mnie jakby zdziwieni, na moment milkną, dając mi nadzieję na chwilę wytchnienia, po czym znowu zaczynają swoje akcje.
Bywa też, że jestem tak zmęczona tym całym chaosem, że zamykam się w sobie i nie wydobywam z siebie żadnego dźwięku, nie okazuję żadnych emocji. Null, zero – jakby wszystko ze mnie wyparowało. Oni się kłócą, wrzeszczą i skarżą jeden na drugiego, a ja mam to gdzieś! Nie słucham ich. Spływa po mnie to, co mówią i robią. Niewiele wówczas brakuje żebym zaczęła się bujać na krześle jak psychopatka. I muszę tak chyba wyglądać, bo oni patrzą na mnie wtedy podejrzliwie. Zdarza się nawet, że ogłoszą rozejm, zaprzestaną awantur i zapytają biedną matkę – co się stało? Ha!
Może to jest na nich sposób, a może niech po prostu się przyzwyczajają, bo do końca sierpnia mogę faktycznie ześwirować… 😉
P.s. Wszystkich zatroskanych o losy moich dzieci zapewniam, że kocham je nad życie i krzywdy im nie zrobię – za uszy mogę powiesić jedynie ich wyprane pluszaki 😉
łączę sie w bólu 🙂
Staram się dziecku zorganizować czas wakacyjny by się nie nudziło. Niestety nie zawsze udaje mi się to w pełni ale znalazłam i na to sposób, a mianowicie zabieram syna i jego kolegę na basen by tam wyładowali swą energię. Dojazd na basen mając do dyspozycji samochód nie jest problemem, a brak drugiego fotelika idealnie zastępuje alternatywnym rozwiązaniem jakim jest Smart Kid Belt. Jest to urządzenie z atestami i homologacją, które pozwala na dopasowanie pasów bezpieczeństwa do wymiarów dziecka. Po takiej eskapadzie na basen chłopcy wracają zadowoleni i zmęczeni.