Zapach jabłek
Obracam w dłoni dorodne jabłko. Błyszczy, pięknie pachnie i wygląda… W smaku nie jest już takie wspaniałe, bardziej jak papier, niż wymarzony smakiem owoc. A u mojej babci na wsi, tam gdzie i ja lata temu mieszkałam, to dopiero były jabłka!
Stare, niemieckie jabłonie, powykręcane czy to siłą wiatru, czy przygięte do ziemi przez wiek, niosły owoce, prawdziwe i zachwycające.Tego smaku już nie ma i chyba wszystko stracone, bo najstarsi w rodzinie nie pamiętali fachowych nazw tych babcinych jabłoni, więc nijak je odzyskać. Drzewo ścięte dobrze ponad dekadę temu, po ataku zarazy, nie ma nawet jak zdjęć zrobić, żeby znawcy zapytać, więc tylko żal został, bo jak tu odzyskać smak dzieciństwa?
Nawiedziło mnie, chcę mieć taką jabłoń jak u babci, obok swojego domu, który kiedyś wybudujemy z mężem. Szukałam więc w sieci informacji o niej, ale sprawa jest trudna. Jak znaleźć jabłko, odtwarzając wygląd, smak i aromat na podstawie doznań z dzieciństwa? Bo, to co pamiętam, zawiera się w strzępkach wspomnień – niewielkie jabłka, wyjątkowo soczyste, żółciutkie z zaczerwienieniami na skórce. Ich miąższ był zwarty, chrupiący, pachnący o smaku… no właśnie, jaki to był smak? Nie umiem określić, kojarzy mi się z czymś świeżym, słodkim, pysznym.
Sama jabłoń nie była wysoka, miała gęste, ciut pokręcone gałęzie, które bardziej rozkładały się na boki, niż pięły się w górę. Pień nie był zbyt gruby, kora chropowata, na dole bielona – chyba jak u większości drzew owocowych, nie tylko jabłoni. Jabłka najlepsze były te zleżałe na ziemi, ich wysyp kojarzy mi się z końcówką sierpnia lub wrześniem i słonecznymi dniami.
Często dopada mnie nostalgia za przeszłością, za tymi wspaniałymi jabłoniami, czereśniami, śliwami, słodko-kwaśnymi wiśniami, które trwale brudziły ubrania. Smaczne, zdrowe, ekologiczne i wpół dzikie, niezapomniane. Szukałam więc dalej zdjęć tych jabłek w google i… nie znalazłam nic idealnie pasującego wśród bardziej popularnych odmian jabłoni.
Żeby się pocieszyć i uporządkować posiadane informacje o jabłonce rosnącej na koplu, zadzwoniłam do taty. Od słowa do słowa, stworzyliśmy charakterystykę tych jabłek, bo im więcej informacji, tym większa szansa na sukces. Już miałam kończyć rozmowę, a tato nagle zaskoczył “czekaj, dziadki mówili kiedyś o niej Cukrówka, ale nie jestem pewien, czy dobrze pamiętam”.
Tato może i nie był pewien, ale Google wiedział!!! Tak, to stara przedwojenna Cukrówka!!! Tyle czasu szukałam, tyle pytałam i bez efektu, aż do teraz. Przyznam, że łzy zaświeciły mi w oczach, bo można jeszcze kupić tę jabłoń, można ją przeszczepić. A dzięki temu, przywrócę wspomnienia, nie tylko o dziadku, który zasnął na wieki, zaraz po ścięciu tej jabłoni. Odeszli oboje, tak jakby odejście jednego, pociągnęło odejście tego dawnego, powojennego świata na dawnej, pruskiej wsi.
Zasadzę i Złotą Renetę i Cukrówkę, a za kilkanaście lat, podnosząc z miękkiej trawy złociste, znaczone czerwienią jabłka, znów ciepło pomyślę o świecie, do którego zawsze będzie mi tęskno.
Cudowny artykuł, też kocham jabłka