Dom 18 czerwca 2018

7 sposobów na czyste okna

Jestem miłośniczką czystych okien. Niestety nie mam tyle wolnego czasu, by tak jak kiedyś, myć je raz w miesiącu. Raz na kwartał też źle nie jest, bo nadal widać, co znajduje się na zewnątrz.

W tej czynności najbardziej wkurza ilość czasu, którą trzeba poświęcić, by osiągnąć najlepszy efekt. Bo mycie okien to impreza na kilkanaście/kilkadziesiąt minut, w zależności od tego, ile jest roboty (trudno porównywać koszmar mycia w domku jednorodzinnym do kawalerki). Ale chyba największą zmorą związaną z myciem okien są smugi, które w sposób bezlitosny ujawnia słońce.

Ja mam swoje sposoby na okna idealnie czyste, bez smug. Wszystko zebrałam dla Was poniżej:

     1. Płyn lub chusteczki  do mycia szyb

Klasyka, choć niespecjalnie ekologiczna. Nie będę się specjalnie nad tym rozwodzić – kto lubi, ten używa.

  1. Płyn do spryskiwaczy

Nie żartuję, moja koleżanka czyści tylko nim szyby. Radzi sobie z każdym brudem, szczególnie tym od zewnątrz.

  1. Płyn do mycia naczyń

To zawsze jest pod ręką, więc możecie wlać niewielką ilość płynu do ciepłej wody, umyć tym okna i na koniec przetrzeć na sucho.

  1. Ściereczki z mikrofibry

Kupiłam w zestawie dwie ściereczki. Jedną moczę w czystej wodzie i myję nią szyby, a drugą, suchą, wycieram je. To szybki i skuteczny sposób, choć te ściereczki, które mam ja zostawiają gdzieniegdzie “farfocle”, tak jakby mikro strzępki materiału przyciągnięte do powierzchni szyby. Sposób na to też już mam – po wszystkim przecieram  okno tetrową pieluchą i jest pięknie.

  1. Myjka parowa

Mam taką i działa przyzwoicie. Woda pod ciśnieniem usuwa chyba każdy brud. Niestety,  mam myjkę starszego typu i trochę wody z niej kapie na podłogę podczas czyszczenia. Szczerze mówiąc było to na tyle zniechęcające, że od dobrych trzech lat z niej nie korzystałam ;).

  1. Woda i cytryna

Na ok. 2,5 litra wody wyciśnij jedną dużą cytrynę. Rozmieszaj i umyj tym specyfikiem okna. Będzie naturalnie, pachnąco i naprawdę czysto!

  1. Woda i ocet

Klasyka. Na szklankę wody wlej dwie łyżki octu, choć ja widziałam wiele wariantów poszczególnych proporcji. Umyj i wytrzyj na sucho. Zapach octu szybko znika.

A jeśli pragniesz okien idealnie czystych, sięgnij po:

  • ręcznik papierowy, zamiast papieru toaletowego,
  • gazetę, ale nie kolorową na błyszczącym papierze, tylko klasyczną, o czarno-białym druku,
  • nylonową rajstopę,
  • pieluchę tetrową lub gazę (mój ulubiony sposób), w ostateczności szmatkę uciętą ze starej, bawełnianej koszulki.

Wypucuj nimi szyby po umyciu, żeby cieszyć się połyskiem i czystością bez smug.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Związek 15 czerwca 2018

Jak przetrwać mundial? To proste!

No i stało się. Na rosyjskiej ziemi rozpoczęły się Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej Anno Domini 2018. Tradycja zakorzeniona w polskich genach jest dość silna – panowie zasiadają przed telewizorami, a panie… no właśnie? Jakoś trzeba sobie poradzić.

Oglądaj z mężem! Czy tam partnerem, wszystko jedno. Nawet jeśli nie cierpisz piłki, w ten sposób zapewniasz sobie możliwość, by choć na chwilę spokojnie usiąść. W czasie meczu panuje demokracja, on ogląda, ale i Ty oglądasz, niby czemu masz wstawać do płaczącego dziecka? Siedź, teraz jego kolej przewijać. Tylko pamiętaj, że musisz być twarda. Nawet jeśli piłka obchodzi Cię średnio, możesz liczyć na atrakcje dodatkowe. Wypowiedzi padające z ust komentatorów, to niekiedy prawdziwe perełki, zwłaszcza wyrwane z kontekstu. Już pierwszy dzień nie zawiódł. Nie wiem​, kto komentował mecz otwarcia (na pewno nie Szpakowski, nie Szaranowicz i nie Babiarz, tych poznaję po głosie), ale już na dzień dobry padło: „Trener Arabii przerżnął eliminacje jak trzeba…” Ponadto nie oszukujmy się, na piłkarzach przyjemnie zawiesić oko 😉

Nie chcesz oglądać? Nie to nie. Ogłuchnij. Cokolwiek by się nie działo, jakiekolwiek wrzaski by nie dobiegały z salonu – nie reaguj. A już na pewno nie pytaj, co się stało. Odpowiedź może być, hmm… no niemiła może być. Jest też wielce prawdopodobne, że z salonu zabrzmi: „Przynieś mi piwo!” Nie wiem, jakie obyczaje panują w Twoim domu, więc w sumie decyzja należy do Ciebie. Ja bym się nie ruszyła. Od podawania alkoholu są mężczyźni i ja akurat bardzo tego przestrzegam. Nawet jak podam na stół elegancką kolację to i tak mój mąż musi iść do kuchni po wino. I kij z tym, że ja przed sekundą w tej kuchni byłam i mogłam przynieść. Ale to tak na marginesie.​

Zamknij się w drugim pokoju i nie wychodź. Wreszcie masz czas, żeby spokojnie zrobić paznokcie, przeczytać zaległe książki czy po prostu odpocząć. Oczywiście pod warunkiem, że uda Ci się sprzedać dzieci teściowej. Możesz też położyć dowolną maseczkę na twarz. Nie ma obaw, Twój mężczyzna nawet na Ciebie nie zerknie. Z tego też powodu nie ma sensu, żebyś w czasie mundialu wbijała się w jakieś super seksowne ciuchy. On nie spojrzy, a Tobie będzie przykro.

Wyjdź z domu. Ciepło jest. Na początku mecze będą dwa razy dziennie. Jeśli naprawdę nie lubisz piłki, nie katuj się. Prawdopodobnie większość ścieżek rowerowych i siłowni pod chmurką będzie świeciła pustkami. A na pewno nie będzie na nich takiego tłoku jak zazwyczaj. Zresztą w stacjonarnych siłowniach będzie podobnie. I na basenach. Korzystaj! Jeśli sport brzydzi Cię w każdej postaci, spotkaj się z innymi, podobnie jak Ty, poszkodowanymi przez mężczyzn-kibiców koleżankami.

Idź na zakupy! Jeśli lubisz oczywiście. Ja nie cierpię. Nie czuję też potrzeby ukrywać przed mężem, ile faktycznie wydaję na ciuchy. Ale jeśli ty czujesz, to najlepszy moment. Możesz to zrobić pod koniec meczu, nic do niego nie dotrze. A jak zapyta? Spokojnie odpowiedz: „No przecież już ci mówiłam. Jak zwykle mnie nie słuchasz, tylko piłka i piłka”. Więcej nie zapyta 😛

Jeśli chcesz się za coś zemścić (no w końcu różnie to bywa), zorganizuj sobie spotkanie, na które absolutnie nie możesz zabrać dzieci. Ewentualnie zostań w pracy po godzinach. Dla ułatwienia podpowiem Ci, kiedy grają Polacy:

– 19 czerwca, we wtorek, o 17.00 z Senegalem,

– 24 czerwca, w niedzielę o 20.00 z Kolumbią,

– 28 czerwca, w czwartek o 16.00 z Japonią.

Niedziela średnio się nadaje, ale wtorek i czwartek jak najbardziej. Tylko zorganizuj to tak, żeby wyglądało na siłę wyższą. Coś w stylu: jak pech, to pech 😛

Ponieważ mundial zahacza aż o trzy tygodnie wakacji (kto to wymyślił?!), zastanów się, czy to nie jest ten moment, kiedy pierwszy raz jedziesz na urlop bez męża. Jeśli masz ochotę.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Dom 14 czerwca 2018

Gdzie diabeł nie może, tam dziecko pośle

Jak większość z Was wie, jestem mamą trójki synów. Starsi już są w miarę ogarnięci i potrafią zająć się sensowną zabawą, aż miło na nich popatrzeć. Nie muszę się o nich specjalnie martwić, choć i tak profilaktycznie sprawdzam, co tam kombinują.

Inaczej jest z moim niespełna półtorarocznym synem, prawdziwym ananaskiem. Mój mały Aleksander to dziecko, które ma chyba motorek w pewnej części ciała. Gdy mam coś do zrobienia w łazience, Aleksander stoi tuż obok, zajęty wyciąganiem wagi spod wanny i waleniem nią o podłogę, albo otwiera pralkę, opcjonalnie ją włącza i wyłącza. Lubi też wyrzucać brudne ciuchy z kosza.

Gdy ja schylam się, by schować wagę, odłączam pralkę od zasilania, pakuję z powrotem ciuchy do kosza, już słyszę z boku, że moje dziecko odkręca  kurki z wodą. Biegnę do tych kranów, zakręcam je, po czym odwracam się, a moje dziecko na powrót wysypuje kosz z ciuchami. Nie wytrzymuję, zabieram młodego, zamykam drzwi i idę do pokoju. Jednym okiem zerkam na Olka, drugim okiem staram się ogarnąć kolejny tekst w pracy.

No to jadę z tym koksem, ale zapada cisza i już wiem, że powinnam zacząć się martwić. Dopóki mały kręci się wokół mnie i gada, wiem co robi. Ale jak milknie za winklem, to jest to bardzo zły znak. A więc wchodzę do drugiego pokoju, patrzę, a Olek zajął się wyciąganiem rzeczy z szafek. Tak sobie myślę, że szafki to pół biedy, bo wszystko poskładam z powrotem, gorzej będzie, jak szuflada mu na nogi spadnie. Rzucam to, co robię i lecę do szafek, rozkopując jednocześnie zabawki na boki, co by nikt się o nie nie zabił. Sytuacja opanowana, wracam do zajęcia.

Po paru chwilach słyszę głuche tupanie. Patrzę, a mały stoi, a raczej skacze po stole. Jak on tam do cholery wlazł, skoro u mnie krzesła leżą lub są postawione jedno na drugim, by się po nich nie wspinał? Zdejmuję zbója, odkładam krzesła na bok (dwa są na stałe przywiązane do nóg stołu) i zadowolona idę do kuchni. Nie minęło parę minut i słyszę klikanie. Już wiem że w ruch poszedł mój laptop. Patrzę, a Olek przy stole stoi na swoim rowerku biegowym (trójkołowym) i wali w klawiaturę! No szlag by to trafił, pewnie mi w dokumentach znowu coś namiesza. A że obok laptopa postawiłam kawę, przy opcji zalania klawiatury, śmiało mogłabym sobie w łeb strzelić.

Już z lekkim ciśnieniem po raz setny odciągam Olka od  brojenia i idę kończyć co zaczęłam. Jakie to szczęście, że zaraz wychodzę odebrać starszego syna ze szkoły. W przeciągu pół godziny moje dziecko-petarda jest w stanie zrobić taki – wybaczcie –  burdel, który się w głowie nie mieści. Gdybym tego co dzień nie przerabiała, w życiu bym nie uwierzyła, że jedno dziecko jest w stanie uczynić, że dom wygląda jakby przeszło przez niego tornado, tsunami i  armagedon w jednym. Okna mam zabezpieczone, kuchnię przed niszczycielską siłą chroni bramka. Ale reszta domu w starciu z młodym jest bez szans 😉

Kto ma tak samo jak ja?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close