Emocje 20 września 2018

Czym pachnie strach?

Odkryłam niedawno, że strach może mieć zapach. Drażniący, nie do usunięcia. Zapach szpitalnych murów i choroby, która rzuca na szalę życia i śmierci istnienie drogiej sercu osoby. Uwidacznia się na ciemnej plamie sufitu, który niebezpiecznie wisi nad głową, gdy gasną wszystkie światła. To właśnie tam ulatują wszystkie czarne myśli, a wielkie cienie wyłażące zza szafy i ruch firanki wzmagają najgorsze odczucia.

Strach  można poczuć. Może ściskać w dołku, na samą myśl o ostateczności, może powodować gęsią skórkę, gdy w napadzie paniki odsuwam od siebie najczarniejsze myśli.

Strach ma też smak. Smakuje goryczą, gdy pytam, dlaczego zło otula osobę, która na to nie zasłużyła. Smakuje samotnością, gdy dotyk zawisa w pół drogi niepewności. Co powiedzieć, jak pocieszyć?

Strach też słychać. Wybrzmiewa w tykaniu zegara, gdy wskazówki bezlitośnie odmierzają upływ czasu w niewiadomym kierunku życia lub śmierci. Kryje się pod wielkimi słowami, które powinny dawać siłę, a stają się jedynie atrapą bezpieczeństwa. Strach, niczym wierny pies siada tuż obok, zapraszając do towarzystwa smutek i beznadzieję. Z łatwością podsuwa pod zamknięte powieki obrazy rzeczy nieudanych, sytuacji zawinionych, i tych, które już nigdy nie mają się wydarzyć.

I to co najtrudniejsze – zaciera dobre wspomnienia, każąc pamiętać, że nawet najgorętsze łzy nie rozgrzeją struchlałego serca.

Kto go ode mnie zabierze?

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ciąża i dziecko 19 września 2018

Brudne majtki w torebce, kupa na bluzce… – tak się robi zakupy z dziećmi!

Wybrałam się na zakupy z dwojgiem moich młodszych dzieci. Trzecie na szczęście było w tym czasie w szkole, więc o jeden „bagaż” miałam lżej. A tak się składa, że czasami z tym najstarszym bywa najtrudniej – bo wymyśla głupie zabawy, np. w chowanego lub berka, wciągając przy tym do gry młodsze rodzeństwo.

Zakupy miały być szybkie – wziąć to, co na przygotowanej wcześniej liście i w nogi. Piękna pogoda akurat była, to co będziemy marnować czas w centrum handlowym. Dla mnie to było oczywiste, dla moich dzieci niekoniecznie.

Pola na przykład postanowiła wyjątkowo w tym dniu szwędać się między licznymi regałami samodzielnie. Nie, żeby chciała mi celowo uciekać, po prostu interesowały ją różne rzeczy i koniecznie musiała je pooglądać. Nie zważając przy tym, czy jestem w pobliżu, czy nie.

Tak więc ja oglądałam swoje produkty, ona swoje. Niby miałam ją na oku, co chwilę wołałam i przywoływałam do siebie, ale mimo to w pewnym momencie na chwilę gdzieś mi umknęła. Rozglądam się w prawo, w lewo, nie ma jej. Wołam, nie odpowiada. Wołam drugi raz i słyszę – „No co mamo? ”.

Odwracam się więc nerwowo, patrzę… i nigdzie jej nie widzę. Nawołuję ją więc ponownie. A ona ze spokojem odpowiada – „No tu jestem”.

I wtedy ją dostrzegłam!  Wysoko, na schodach – takiej drabinie na kółkach. Na której jak byk jest napisane „NIE WCHODZIĆ!”.

A ona weszła, skubana! Jak ją zobaczyłam na samym szczycie, to aż mi się ciepło zrobiło. Podbiegłam więc prędko, żeby ją stamtąd ściągnąć, z sercem próbującym wyskoczyć mi przez gardło, a ona jeszcze beztrosko pyta – “No co mamuś??”.

Ja Ci dam „co?”! – syczę przez zęby, modląc się jednocześnie w duchu, żebyśmy nie spadły, bo schody były na tyle strome, że łatwo można wywinąć na nich orła.

I wtedy mi się przypomniało, jak kilka lat wcześniej w tym samym centrum handlowym byłam na zakupach z Jasiem. Woziłam go w sklepowym wózku. Zatrzymałam się przy dziale z nabiałem i gdy zgłębiałam tajniki etykiety jakiegoś produktu, ten piernik mały wstał z siedziska – nie wiem, jak mu się to udało?! – i stojąc sobie spokojnie na tym wózku, wołał mnie z uśmiechem od ucha do ucha! Jakby tak runął na ziemię i walnął głową o kafle, to byłby niezły klops!

Oczy dookoła głowy to zdecydowanie za mało dla jednego biednego rodzica, nieprawdaż?

No ale później było już spokojniej – Pola kroczyła grzecznie blisko mnie – tyle że najmłodszy postanowił zrobić mi małego psikusa.

Znudzony bowiem leżeniem w wózku zażądał wyciągnięcia. Tak więc dalszą część zakupów robiłam w mojej „ulubionej” pozycji – z dzieckiem na biodrze, przerzucanym z jednej ręki do  drugiej, tak co by równomiernie rozłożyć ten słodki ciężar. Gdy moje ręce miały mi już odpaść, rzuciłam go z powrotem do wózka, grożąc po cichu, że nic mnie to nie obchodzi, że jemu się nie podoba leżenie plackiem. Mnie bolą ręce i dłużej nosić nie będę!

O jakże się zdziwiłam, gdy w tym momencie poczułam coś mokrego, a zaraz potem dostrzegłam wielką żółto-zieloną plamę na mojej białej bluzce! No nie! Tylko nie to! Taka awaria, teraz?! Wrrrr!

Wyobraźcie sobie moją radość i spojrzenia ludzi, gdy pędem biegłam do kasy, ciągnąc za sobą dwoje dzieci i nieudolnie próbując ukryć kupę na moim t-shircie! A żeby było śmieszniej, stojąc w kolejce i nerwowo przebierając z nogi na nogę, Pola ośmieliła się zapytać  mnie – „Co tak śmieldzi mamo??”!

I ten smród przypomniał mi, jak kiedyś byłam z Jasiem w sklepie odzieżowym. Płaciłam już za nasze zakupy, gdy on kręcąc się koło mnie, stwierdził głośno, że coś śmierdzi. Faktycznie fiołkami nie pachniało, wręcz przeciwnie, można było się przewrócić od tego odoru. I co się okazało – Jasiek miał małą niespodziankę w majtkach! Musiałam więc lecieć z nim prędko ogarnąć tę wpadkę, brudne majty zawinąć w reklamówkę (dobrze, że chwilę wcześniej zrobiłam zakupy ;-)) i wsadzić do swojej torebki!! O zgrozo! Wstyd okrutny! Do dziś pamiętam te dziwne spojrzenia ludzi, jakbym to ja puszczała brzydkie bąki 😀

No i po latach sytuacja się powtórzyła – ludzie się gapią i kręcą nosami od tego smrodu. A ja biegusiem do toalety – na szczęście była! Szkoda tylko, że kupa Stasia okazała się taka rozlazła, że lepiej było ją umyć pod kranem, niż babrać się z chusteczkami. Więc wsadziłam go do umywalki jak do wanny i umyłam… letnią wodą, bo ciepłej jak na złość nie było.

Na to nagle Poli zachciało się siku. I to już tak mocno, że wytrzymać nie mogła. Więc zanim odłożyłam Stasia do wózka, ona zaczęła popuszczać. A żeby było śmieszniej, w pomieszczeniu (w pokoju matki z dzieckiem) nie było klozetu! Co więc zrobić jak już jej cieknie po nogach – zrobić kałużę na podłodze?! No nie, lepiej było wsadzić ją do… umywalki!

O matko, jak ja klęłam w duchu, że chrzanię takie zakupy, że tylko mnie muszą spotykać takie przygody i że już nigdy więcej z berbeciami nigdzie nie jadę! Choć dobrze wiem, że to nie prawda, bo jak Tata jest w pracy, to nie mam wyjścia 😉

No więc, mimo iż miałam w planach jeszcze spacer i lody, musiałam zawijać się z tą swoją bandą do domu – ja w obsranej bluzce, Pola w obsikanych spodniach. Prezencja pierwsza klasa, czyż nie?! 😉

 

Macie podobne doświadczenia ze swoimi dzieciakami?? 😀

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Targi 14 września 2018

Mamaville vol. 15 Warszawa

Zakupy, zakupy i jeszcze raz zakupy. Kto ich nie kocha? Rodzice małych dzieci są niejako przymuszeni do ich dokonywania, bo maluchy rosną. Potrzebują też coraz to nowych zabawek i akcesoriów. I właśnie dlatego mieszkańcy Warszawy już po raz piętnasty mają okazję wziąć udział w Targach Mamaville dla mamy i dziecka.

No dobrze, doprecyzujmy. Dla rodziny. Nikt nie dyskryminuje ojców. Oni także są mile widziani na targach. Na pewno nie będą się nudzić. Bogata strefa edukacyjna i rozrywkowa (mężczyźni są jak dzieci, uwielbiają się bawić 😉 ) i dobrze zaopatrzony bufet (dania ciepłe i zimne, mięsne, wegetariańskie i wegańskie) na pewno przekonają panów do wyjścia z domu. A potem to już z górki, bo Targi Mamaville nie pozostawią obojętnymi nie tylko rodziców, ale i przypadkowych gości.

Ideą targów jest dostarczanie rodzicom solidnej dawki wiedzy (ciekawe warsztaty tematyczne) oraz zapewnienie dostępu do wysokogatunkowych akcesoriów, zabawek i ubrań dla dzieci. I nie znajdziemy tu masówki, jakiej pełno w marketach. Wystawcy na Targach Mamaville reprezentują polskie firmy i autorskie rozwiązania. Nierzadko w roli wystawców występują młode mamy, które ciesząc się macierzyństwem, znajdują czas na rozwijanie swoich niecodziennych pasji. Stąd bez fałszywej skromności można powiedzieć, że Mamaville to targi jedyne w swoim rodzaju.

Ponieważ impreza adresowana jest do rodzin, nie zabraknie kącika rodzinnego dla mamy i dziecka (dyskretne karmienie i przewijanie), dużego parkingu i podjazdów dla wózków. Szerokie alejki ułatwiają poruszanie się po terenie targów.

 

Organizatorzy zapraszają wszystkich mieszkańców Warszawy i okolic.

Miejsce: Arena Ursynów, ul. Pileckiego 122, Warszawa.

Data: 16 września 2018.

Godziny otwarcia: 10 – 17

 

Wstęp na Targi Mamaville jest bezpłatny.

 

Więcej informacji tutaj → https://www.facebook.com/events/899129666955383/

 

Blog w Roli Mamy tradycyjnie obejmuje kolejną edycję Targów Mamaville patronatem medialnym.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close