Uroda 11 marca 2013

Dziecko u dentysty

Czy jest wśród Was ktoś, kto wierzy w stereotyp, że zęby mleczne są nieistotne? Mam nadzieję, że nie. I że każda mama i tata wiedzą, że prędzej czy później pierwsze ząbki naszego dziecka powinien zobaczyć specjalista.
Kiedy jest na to odpowiedni czas? Jak przygotować dziecko do pierwszej wizyty w gabinecie dentystycznym?
Chcę się podzielić z Wami moją wiedzą i doświadczeniem na temat pierwszego spotkania dziecka ze stomatologiem.

Dlaczego warto dbać o mleczaki?
„Mleczaki” mają do spełnienia ważna rolę! Przygotowują miejsce dla zębów stałych i jeśli zbyt wcześnie wypadną, będzie to przyczyna wady zgryzu. A jeśli będą zepsute trudno będzie utrzymać w zdrowiu zęby stałe – może minąć 6 lat a od wyrznięcia pierwszego zęba stałego do wypadnięcia ostatniego mlecznego. Mało kto wie, że bakterie  próchnicowe z zepsutego ząbka mogą też  przeniknąć do krwioobiegu i zaatakować narządy wewnętrzne.

Kiedy pierwsza wizyta w gabinecie dentystycznym?
Szukając odpowiedzi na to pytanie, znalazłam różne zalecenia:
– pojawienie się pierwszego zęba;
– około roku życia;
– wiek 2-3 lat.
Sama zabrałam syna do dentysty tuż przed jego drugimi urodzinami. Wiek 2,5 – 3 lat to najwyższy czas, aby odwiedzić stomatologa. W tym czasie większości maluchów może się pochwalić kompletnym uzębieniem – posiadają 20 mlecznych ząbków. Według mnie jest to też dobry okres ze względu na możliwość wytłumaczenia dziecku celu wizyty i odpowiedniego do niej przygotowania.
Uwaga! Pamiętajcie, że jeżeli zauważycie coś niepokojącego, na ząbkach pojawią się przebarwienia (także białe) – nie zwlekajcie. Nie warto czekać! Zęby mleczne psują się dużo, dużo szybciej, niż zęby stałe.

Nie taki dentysta straszny, jak go malują!
Wyobraźcie sobie, że trauma wywołana w dzieciństwie jest przyczyną strachu przed dentystą u ponad 70% pacjentów gabinetów stomatologicznych – tak wynika z danych Centrum Implantologii i Ortodoncji w Katowicach.
Zanim wybierzecie się na pierwszą wizytę do dentysty, warto więc przygotować malucha. Co możecie zrobić?
– nie opowiadajcie w obecności dzieci historii rodem z horroru na temat nieszczęśliwych przypadków  na fotelu dentystycznym!
– dawajcie przykład dbając o swoje zęby, chodźcie na wizyty kontrolne – dzięki temu dla malucha będzie to też czymś zupełnie naturalnym.
– nie używajcie (często robi się to nieświadomie, w dobrej wierze) komunikatów: „Nie bój się”, „To nie będzie takie straszne” – nasze dziecko zacznie się obawiać, że coś może być nieprzyjemne skoro rodzic o tym wspomina.
– rozmawiajcie o tym kim jest stomatolog, czym się zajmuje, w jaki sposób pomaga pacjentom. Pomocne mogą się okazać książeczki tematyczne.
– bawcie się w dentystę – ćwiczcie otwieranie buzi, zasłaniajcie swoje twarze maseczką (tak przecież będzie wyglądał doktor podczas oglądania ząbków naszej pociechy);
– rozmawiajcie o wizycie w gabinecie stomatologicznym – dziecko powinno wiedzieć gdzie i po co idzie.

Miłe początki
Pierwsza wizyta powinna się odbyć zanim pojawi się leczenie. Ważne by odbywała się w miłej, przyjaznej i spokojnej atmosferze – bez pośpiechu, zbędnych nerwów. Wybierzmy gabinet, który znamy i sami mamy zaufanie do personelu lub taki, który jest specjalnie przygotowany do małych pacjentów.
Wybierz odpowiednią dla Twojego smyka porę dnia.
Koniecznie poinformujmy dentystę, że dziecko jest pierwszy raz. Wtedy stomatolog szczególnie postara się, by nie zrazić malucha, zaprzyjaźnić się z nim i uatrakcyjnić wizytę na wszelkie możliwe sposoby.
Niektóre gabinety mają w swojej ofercie wizyty adaptacyjne, w trakcie której dzieci poznają gabinet, lekarza, personel, oglądają sprzęt dentystyczny (wiertło nie jest nazywane wiertłem, ale np. „bzyczkiem”, ssak to „siorbek”, a znieczulenie np. „magiczna różdżka”).
A po wizycie proponuję jakąś nagrodę dla dzielnego pacjenta. Mnie wyręcza nasz dentysta, który wręcza synkowi balony – Aleks jest zawsze zachwycony!

Gdy pierwsza wizyta już za Wami…
… to kontynuujcie te spotkania. Specjaliści zalecają, by kontrola ząbków małych pacjentów odbywała się nawet co 3 miesiące! Jeśli nie uda się Wam tak często, to bezwzględnie umawiajcie się na wizytę raz na pół roku.

Byliście już ze swoimi dziećmi u dentysty? Czy był to stomatolog typowo dzie­cię­cy czy przyj­mu­ją­cy głównie do­ro­słych? Jak wy­glą­dała wi­zy­ta?

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Iza Kasparek
11 lat temu

zauwazylam u malego na dwojce białe przebarwienia pierwsza wizyta przed nami;/

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  Iza Kasparek

Jasne, koniecznie idźcie to sprawdzić! Daj znać, czy to przebarwienie jest oznacza coś niedobrego (oby nie!) i jak w ogóle poszło.

aneta
aneta
11 lat temu

oj tak wizyta u dentysty to bardzo ważna sprawa… Pni Izo nie chce źle wróżyć ale nam dentysta powiedział że jak pojawią się przebarwienia to szybko przybywać bo to pierwszy znak próchnicy na mleczakach ;/

ladyincolors
ladyincolors
10 lat temu
Reply to  aneta

próchnica raczej daje lekkie przebarwienie, ale nie biale. Moze to od nadmiaru fluoru…

miskiewicz88
miskiewicz88
11 lat temu

Ja właśnie dziś myślałam, żeby zapisać córeczkę do stomatologa. W styczniu skończyła 2 latka , więc to odpowiedni moment. Jak autorka także mam nadzieję, że każda mama wie, że o zęby mleczne należy dbać:)

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  miskiewicz88

Widzisz, to znak – Ty dziś pomyślałaś, a ja napisałam ten tekst 🙂
I najlepiej nie myśl za dużo tylko zapiszcie się szybciutko 😉 Sama wiem z doświadczenia, że im coś dłużej przekładam, tym bardziej ciąży mi to na psychice i trudniej się do tego zabrać!
Daj znać, jak było!

milena
milena
11 lat temu

ja wspomnienia z dentystą z dzieciństwa mam straszne, usiadłam na fotelu i jak zobaczyłam igłe uciekłam ,pani dentystka z pielęgniarkami goniły mnie złapały i ząb był rwany na podłodze. Jak pani wkładała mi gazik ugryzłam ja o ona zaczęła na mnie krzyczeć, że wiecej mam tu nie przychodzić. Jako dziecko ucieszyłam się bo myślałam ze już nigdy nie będę musiała isć do „sadysty”. Dlatego mam bzika na punkcie higieny jamy ustnej. Za nic na świecie nie chce dopuścić aby moje dzieci bały sie dentysty. Z synem bardzo szybko poszłam na piersza wizyte adaptacyjna, było super, bawilismy sie , zabawy były… Czytaj więcej »

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  milena

Milena, u mnie podobnie – sama mam traumatyczne przeżycia plus słabe zęby. Z genami nie wygram, ale tyle ile mogę zrobić to robię, a więc – mycie, systematyczne kontrole, ograniczanie słodyczy itp.

Magda Kupis
11 lat temu

U stomatologa jeszcze nie byłyśmy, nie wiem nawet czy jest w moim mieście typowo dziecięcy, planuję taką wizytę, ale dopiero po przygodach z innymi lekarzami, które nas czekają, żeby nie kojarzyła tego z czymś złym. Póki co przygotowujemy się intensywnie do tego co nas czeka, a jak już to ucichnie (mam ogromną nadzieję!) to zajmiemy się ząbkami 🙂
Ja nie wspominam źle dentysty (nawet tego szkolnego), nigdy się go nie bałam 🙂

Anna Haluszczak
11 lat temu

Mój mąż był z córeczką dziś na pierwszej wizycie. Nie wypadło chyba jednak zbyt dobrze – Karolcia nie chciała podobno otworzyć buzi, a dentystka nie miała za bardzo czasu dla małej. Ogólnie ząbki zostały zbadane i są zdrowe, ale niestety nie będzie to pewnie ulubiona lekarka mojej córeczki 🙁

Ilona Kowalczyk
11 lat temu

Wizytę mamy umówioną na przyszły tydzień. Będzie to pierwsza wizyta córki u dentysty. Ma 20miesięcy i nadal ząbkuje.

Monika Suchodolska
Monika Suchodolska
10 lat temu

Ja mam fajną dentystkę, mała chodzi to niej bardzo chętnie 🙂 czasem nawet sama się upomina o wizytę zawsze pozwala jej pooglądać narzędzia. Na wyjściu dostaje balony 😀 Do tej pory wszystkie ząbki ma zdrowe 🙂 pierwszy raz była jak miała 1,5 roku 🙂 teraz ma 2,5 🙂

Budująca Mama
Budująca Mama
10 lat temu

My jeszcze mamy to przed sobą, bo Zosia zzęby ma dwa 🙂 ale na pewno pójdziemy do naszej pani stomatolog, ktra znam ponad 20 lat i nigdy u innej nie bylam. pani Hanna Skoczek. Szamotuly, ul. Ogrodowa. pomimo 60 km warto do niej jechac .

ladyincolors
ladyincolors
10 lat temu

ja bylam z corka niedawno, ma 3,5 roku. Kiedys juz z nia bylam bo miala maly wypadek ale nie dala sie obejrzec dentyscie. Teraz siedziala grzecznie, doktor tylko zajrzal i pochwalil a ona na koniec strasznie plakala bo tez chciala zeby jej doktor wypolerowal zeby i zeby plukala buzie.

Emocje 8 marca 2013

Kobietą być…

Jestem jeszcze w półśnie ale słyszę nad sobą jakiś głos…
– Mama, mama, mama…
Otwieram jedno oko i słyszę:
– Mama obudzona 🙂 – z wielkim uśmiechem na twarzy oznajmia mi Adi.
No tak w zasadzie już obudzona…

Otwieram drugie oko, spoglądam na wtuloną we mnie Niśkę – na szczęście śpi. Odsuwam się delikatnie, żeby jej nie obudzić i przytulam się do synka.
Pytam, co mu się śniło. Przymykam oczy i próbując złapać resztki snu słucham opowieści. Po chwili znudzony leżeniem postanawia pobiegać po pokoju. W międzyczasie budzi się Niśka. Adi wpada z impetem na łóżko, daje jej buziaka i idzie wziąć ubranko, oznajmiając, że będzie się ubierać.  Niśka zdążyła się już znudzić leżeniem na łóżku, więc ubieram ją szybko, żeby nie skończyło się płaczem.

W kuchni z młodą na rękach przygotowuję śniadanie i zasiadamy do jedzenia (Niśka przy piersi).  Adi ma chwilę na oglądanie bajek, młoda bawi się w huśtawce albo na kocyku a ja mogę włączyć komputer i poczytać co się dzieje na świecie. Nie trwa to długo, bo Adi znudzony oglądaniem przybiega z książeczkami w ręku, krzycząc: „Mama citać w manocie” (Mama czytać w namiocie).
Ruszam więc na wezwanie i czytamy książeczki, czasem nawet po kilka razy tę samą. Potem jest czas na lepienie z ciastoliny, rysowanie – odrysowywanie stóp i dłoni, różnymi kolorami, jedna na drugiej, obok siebie i w innych możliwych konfiguracjach, a także obrysowywanie Niśki, która leży obok i … zaczyna marudzić. Muszę coś wymyślić, żeby i ją zainteresować!

Chwila przerwy i Adi zjada drugie śniadanko. Zaczynam w tym czasie szykować obiad. Młoda śpi w chuście, więc mam wolne ręce. Kroję, siekam, nastawiam garnek z wodą, szykuję mięso, obieram ziemniaki… wszystko na raz bo w końcu drugie śniadanie nie trwa wiecznie.
Nadchodzi Adi i domaga się wyniesienia na wysokości, bo z krzesła widzi znacznie lepiej i zaczyna pomagać w gotowaniu. Po kilku chwilach walki o wszystko co tylko napotkały jego rączki na swojej drodze wychodzimy z kuchni.

Obiad „się robi”, a my w tym czasie bawimy się w coś nowego. Wyobraźnia Adiego nie zna granic, więc może to być:
– Szukanie kamienia… cokolwiek nim jest??
– Wykopywanie szczypka z piasku… (to akurat postać z bajki)
– Uciekanie przed krokodylem czającym się w błocie, którego o dziwo mamy pełno w salonie
– A nawet łowienie ryb na niewidzialną wędkę wśród bezkresnych mórz, siedząc na schodach w przedpokoju.
Nierzadko do moich zadań należy sklejanie złamanej nogi lub wydmuchiwanie piasku z oczu (nawiało go chyba z nadmorskiej plaży). W tak zwanym międzyczasie karmię młodą trzymając wędkę, walcząc z krokodylami albo wszyscy razem wygrzebujemy coś z piasku leżąc na kocyku.

Kiedy mąż wraca z pracy to on ląduje w namiocie na bezludnej wyspie i przeżywa wspaniałe przygody. Ja w tym czasie karmię Niśkę i lecę do kuchni dokończyć obiad.
Kiedy wreszcie uda mi się odnaleźć zaginionych wędrowców – jemy i ciekawi kolejnych przygód całą czwórką wyruszamy na wędrówkę po zakątkach naszego ogrodu, a potem okolicy. Gonimy autobusy, koparki i inne wielkie pojazdy. Nad kanałem karmimy łabędzie i kaczki a wracając uciekamy przed krokodylami, próbując złowić coś na kolację.

Gdy nadchodzi wieczór – dzieci idą spać – zjadamy z mężem kolację, siedzimy jeszcze chwilę razem, ale ponieważ wstaje wcześnie rano to dość szybko idzie się położyć.
Zostaję sama, ale zamiast odpocząć ogarniam trochę mieszkanie, krzątam się po kuchni.. Jestem już mocno zmęczona, ale jeszcze siadam do komputera, chwila przy maszynie lub nad albumem Adiego lub Niśki (może przed ich 18-stką będą gotowe). Sklepowe albumy nie spełniają moich wymagań co do zawartości, więc tworzę “coś” własnymi siłami korzystając z pomysłów jakich pełno w internecie, to taki raczkujący jeszcze scrapbooking.

Biorę gorący prysznic. Jest koło północy… Karmię jeszcze młodą i wskakujemy pod kołdrę do łóżka, które mąż z Adim nagrzali już trochę. Daję buziaki moim mężczyznom, potem małej księżniczce i rozmyślając nad tysiącem różnych spraw odpływam w błogi sen.

Tak mija mi większość dni z mniejszymi lub większymi zmianami.
Powiecie pewnie, że to normalny dzień przeciętnej matki.
Ja na to zapytam  gdzie w tym wszystkim podziała się kobieta? Ta która została Matką, żoną, kucharką, towarzyszem przygód, lekarką i krawcową w jednej osobie.
Po namyśle stwierdzam, że gdzieś tam jest ale uśpiona, zapomniała o sobie, bo przecież mąż…  bo przecież dzieci….

Pewnie macie podobnie, zajęte tymi wszystkimi „ważniejszymi” rzeczami nie myślicie o swoich potrzebach, pragnieniach. Choć może się mylę, może tylko ja tak mam?

Jeśli jednak macie podobnie to obiecajmy sobie, że przynajmniej 2 godziny tygodniowo poświęcicie tylko dla siebie. Zrobicie coś tylko dla własnej przyjemności. Może to być wyjście z koleżanką na kawę, wyjście do fryzjera albo chociaż poleżenie z książką w maseczce na twarzy, popijając ulubione winko (dla karmiących jak ja, lepiej piwko bezalkoholowe).

Powiedzcie czy macie czas dla siebie? Czy w codzienności wypełnionej problemami maluchów znajdujecie czas na chwilę relaksu? Na zrobienie coś tylko dla własnej przyjemności?

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Lidia Madalińska
11 lat temu

Mój czas dla siebie to leniwe nic-nie-robienie wieczorem przed kompem… choc to tez nie do końca, bo tak jak Ty, przeglądam zdjęcia do albumu…taa, ychy…może kiedyś tak jak Ty będę mogła go wziąć do rąk 🙂 czy robię inne rzeczy związane z moja N., np. szukam fajnych piosenek, których sie uczę, a następnego dnia śpiewam je jej (jakie nie po polskiemu to zdanie – wybaczcie, ale nie chce mi się go już poprawiać:)) W swojej codzienności jestem kobietą, z tymże priorytety sie zmieniły i nie zależy mi już na wielu rzeczach, na których zależało mi kiedyś, więc nie tęsknię za… Czytaj więcej »

Emocje 6 marca 2013

W krainie cienia… Wywiad z psychologiem Dorotą Gromnicką

Zostać mamą, często wyczekiwać właśnie na ten moment – jak można się smucić czy popaść w melancholię w tak doniosłych i radosnych okolicznościach?! Choć macierzyństwo i ojcostwo to życiowe role wnoszące w nasze życie światło, radość i miłość, to nowa droga życia „rodzica” nie zawsze – ba, prawie nigdy – nie jest usłana tylko różami… nawet te najpiękniejsze róże z rodzinnego ogrodu mają swoje kolce!

Czy można obronić się przed smutkiem? To pytanie kierujemy do eksperta, Doroty Gromnickiej – psychologa i autorki poradnika „Depresja. Jak pomóc sobie i bliskim”

Ciąża i okres połogu są bogate w emocje. Niestety również te negatywne – burza hormonów skutecznie rzuca nas na karuzelę nastrojów.  Czy można się obronić przed smutkiem?

Dorota Gromnicka: Smutek jest naturalną i normalną emocją człowieka, to reakcja na trudności, niepowodzenia, straty czy rozczarowania, a czasami zmęczenie.  Również w czasie ciąży i podczas połogu smutek może się pojawiać, także z powodu większej wrażliwości naszego nastroju spowodowanej zmianami hormonalnymi. Jeśli chcemy ograniczyć czas jego trwania czy częstotliwość występowania w czasie ciąży czy połogu, trzeba uważnie wsłuchiwać się w siebie, dbać o swoje dobro, nie żałować czasu na odpoczynek, zachowanie równowagi między pracą a przyjemnościami i na rozmowy z bliskimi osobami.

Baby blues – tzw. „syndrom 3-go dnia” po porodzie, spowodowany jest głównie spadkiem poziomu hormonów, jego  objawy to płaczliwość, huśtawka i obniżenie nastroju. Większość kobiet doświadcza tego zjawiska. Skoro wiemy o „baby blues”, czy można się jakoś przygotować „na zapas”?

D.G.: Dobrze, że o nim wiemy, przynajmniej aż tak bardzo nas nie zaskoczy, a to już jakaś linia obrony – świadomość. Choć zdarza się, że kobiety inaczej go sobie wyobrażają, trudno im zrozumieć swoje emocje w tym czasie i po prostu przyjąć je jako stan przejściowy. Nikt do końca nie jest w stanie przewidzieć intensywności swoich reakcji zarówno związanych ze zmianami hormonalnymi, ale także będących wynikiem mieszanki radości, zmęczenia, początkowego, normalnego zagubienia w nowej roli, dlatego trudno się całkowicie zabezpieczyć przed wystąpieniem syndromu 3-go dnia. Natomiast to, co możemy zrobić zanim pojawi się „baby blues” to oswajać się z myślą, że początki są radosne i zarazem wymagające, możemy być zmęczone i zagubione, ale to minie. Warto porozmawiać o tym z mężem, partnerem, aby on także wiedział, co się dzieje.

Depresja poporodowa jest groźnym zjawiskiem, czy można jej uniknąć?

D.G.: Depresja poporodowa jest chorobą i tak jak inne poważne choroby, trzeba ją leczyć i zająć się sobą w tym czasie w sposób szczególny. Warto zaznaczyć, że pojawia się u 10-15% kobiet. Znając swoje predyspozycje, dotychczasowy sposób reagowania można dość szybko zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego i poprosić o pomoc i wsparcie bliskich, odciążenie z obowiązków, dowartościowanie. Dobrą profilaktyką jest zachowanie równowagi w obowiązkach, rozmowa o swoich stanach emocjonalnych, dbanie nie tylko o dziecko, ale także o siebie, więź z partnerem. Są osoby, które mogą mieć pewne predyspozycje do pojawienia się depresji, ma to zazwyczaj związek z innymi jej epizodami, które już przeżywały albo z cechami charakteru, które w powiązaniu z nową sytuacją, dodatkowymi czynnikami wyzwalającymi stres i lęk (np. choroba dziecka, nieplanowana ciąża, rozstanie z partnerem) mogą negatywnie wpływać na funkcjonowanie kobiety.

Często nie brakuje również innych trosk: kłopoty zdrowotne mamy lub dziecka, problemy z przystosowaniem się do nowej rzeczywistości, lęk przed nieznanym czy problemy chociażby z nakarmieniem. Co poradziłaby Pani przyszłym i świeżo upieczonym rodzicom, czy jest sposób jak w tym całym zamieszaniu nie „zwariować”?

D.G.: Przede wszystkim trzeba stawiać sobie realne wymagania i oczekiwania. Jesteśmy kobietami, silnymi, wrażliwymi, ale też mającymi swoje lęki, ograniczenia, potrzeby, a niektóre sytuacje mogą nas po prostu zaskoczyć. Bycie dobra matką nie oznacza bycie perfekcyjną, „Zosią Samosią”, chodzącą encyklopedią. W tym wyjątkowym czasie warto dać sobie przestrzeń na naukę nowych umiejętności, możliwość popełniania błędów, troszczyć się o każdy promyk radości płynący z więzi z dzieckiem i z bycia rodzicem. Rozmowa, wsparcie i zadbanie o siebie nawzajem pomagają w lepszej adaptacji do tego, co nowe, piękne i czasami trudne.

Jak mogę być nieszczęśliwa będąc mamą? Jaką jestem matką skoro miewam „dość” spędzania dni z moim dzieckiem, tęsknię do innych zajęć? – wiele mam doświadcza takich wyrzutów, czy słusznie?

D.G.: Kobiety bardzo często są dla siebie surowe i karzą się za to, co nie jest zgodne z ich idealną wizją bycia matką. Często oznacza ona bycie nieomylnym, zawsze wypoczętym, pełnym energii… to nie jest możliwe. Gnębienie siebie, toksyczna krytyka są bardzo szkodliwe i w niczym nie pomagają, stają się kolejnym kneblem na ustach, kolejną raną, zamiast przynosić ulgę, potęgują frustrację. Warto pamiętać, że złość, bezradność, tęsknota ubierają się w różne myśli, również w takie, że ma się wszystkiego dość. Wtedy trzeba zastanowić się czego potrzebuję, co jest dla mnie ważne i jak to pogodzić z aktualnymi obowiązkami. Musi być na to miejsce, inaczej kobieta staje się wyczerpana, a „z pustego to nawet Salomon nie naleje”.

Pani Doroto, rodzice wydają się być idealnym celem dla potworów z krainy cienia. Ich emocje i uczucia – szczególnie te trudne – negatywne, zawsze rozlewają się w całym rodzinnym kręgu. Poczucie winy za własną słabość dokłada zmartwień do często już pełnej czary. Czy mama może mieć gorszy dzień, czy też w imię dobra dzieci nie może pozwalać sobie na słabości i smutek?

D.G.: Oczywiście, nawet powinna miewać gorsze dni, bo w ten sposób daje przestrzeń sobie, jak również ważny przekaz dorastającym dzieciom, które uczą się swoich emocji i czytania uczuć innych ludzi, że to normalny stan. Natomiast ważne jest, co robi podczas gorszych dni, jak mówi o swoim smutku, czy daje się do siebie zbliżyć. Ukrywanie go aż do momentu, kiedy nie jest w stanie utrzymać uczuć na wodzy i wybucha, może przynieść dodatkowe napięcia i stres. Na słabości czy błędy najlepszym lekarstwem nie jest poczucie winy. Najlepsze lekarstwo to wzięcie odpowiedzialności, tam gdzie sprawiło się ból należy przeprosić, poszukać rozwiązań i spojrzeć na siebie w całości, nie tylko przez pryzmat błędów. Błędy i słabości są w nas wpisane, ale nie tylko one nas definiują, sprawiamy także radość, dajemy miłość, uczymy wielu rzeczy, wielokrotnie reagujemy dobrze, ciepło i z cierpliwością.

Gdy tracimy siły – pogłaskać się po głowie i wypłakać, czy też w głębi serca nakrzyczeć na siebie, postawić się do pionu?

D.G.: To czas, kiedy na pewno musztra i twarda dyscyplina przysporzą więcej kłopotów. Rozmowa z bliską osobą, wypłakanie się pomogą obniżyć napięcie, a stąd już szybsza droga do odzyskania równowagi. To czas, kiedy zamiast na siebie krzyczeć trzeba się zrozumieć. Zrozumieć, co doprowadziło mnie do takiego stanu, czego potrzebuję od siebie, bliskich i jakie zmiany są konieczne w moim postępowaniu, planowaniu, aby nie doprowadzać siebie do „jechania na rezerwie”.

„Będę idealną mamą”, czy „będę najlepszą mamą jaką potrafię być”. Czy zbyt wysoko zawieszona poprzeczka może szkodzić?

D.G.: Zbyt wysoka poprzeczka nie pomaga nam być dobrymi, ale sfrustrowanymi i niezadowolonymi, bo każdy skacząc za wysoko spada, a to boli. Warto mieć oczekiwania wobec siebie, wymagania, stawiać sobie cele, zastanawiać się nad swoimi zachowaniami, po to by się rozwijać, rozumieć, dobrze funkcjonować, na pewno nie po to, by się musztrować i gnębić. Bycie rodzicem nie jest egzaminem, jest procesem, wiele się w nim może wydarzyć, wiele można poprawić, niektóre rzeczy przychodzą z czasem i są nie do końca zależne od nas. 

Nie zapominajmy o sobie, o swoich ludzkich słabościach i o naszych bliskich – gotowych podać nam pomocną dłoń. Serdecznie dziękuję Pani Dorocie za rozmowę, a wszystkim rodzicom życzę samych radości z macierzyństwa i ojcostwa!

Z  Dorotą Gromnicką rozmawiała Hanna Szczygieł

Dorota Gromnicka – psycholog i doświadczona psychoterapeutka. Studiowała na UKSW w Warszawie, Uniwersytecie La Sapienza w Rzymie oraz Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Ukończyła Szkołę psychoterapii w podejściu integracyjnym. Prowadzi psychoterapię indywidualną oraz grupową w Warszawskim Ośrodku Psychoterapii i Rozwoju „Strefa Zmiany”

Przeczytaj recenzję książki „Depresja. Jak pomóc sobie i bliskim”

 

Subscribe
Powiadom o
guest

3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Iza Kasparek
11 lat temu

od grudnia 2011r chodzę na terapie. walczę o siebie, swoje zdrowie, życie i choć odrobinę szczęścia… jeśli czujecie że coś dzieje sie nie tak z Wami czy waszymi znajomymi szukajcie pomocy bo WARTO 😉

milena
milena
11 lat temu

ja jestem osoba, która wszystkie złe emocje tłumi w sobie, nie pokazuje bliskim że jest mi źle, coś mnie gnębi. Nie umiem choć nie raz sobie obiecałam że to zmienię ponieważ rzutuje to na moje zdrowie. Ostatnio tych negatywnych emocji jest bardzo dużo a mimo to nie myślę o sobie tylko o bliskich jak oni sobie z tymi emocjami poradzą. Jednak niejednokrotnie myślałam o spotkaniu z psychologiem nigdy nie zrobiłam pierwszego kroku. moim zdaniem w szpitalach powinna byc oferowana pomoc psychologa.Ostatnio jak leżałam na ginekologii obok mnie leżała kobieta która dowiedziała się że dziecko które nosi pod sercem nie zyje.… Czytaj więcej »

Guest
Guest
11 lat temu

ja moze depresjii poporodowej niemialam ale 2miesiace po porodzie odszedl od nas „tata” poniewaz chcial byc wolnym..zostalam sama z dala od ojczyzny bez rodziny i pezyjaciol..ciezko bylo i niepowiem ze nieodczulam tego na zdrowiu psychicznym…. byl pewiem czas kiedy myslalam ze on chce do nas wrocic..wrocil..na miesiac.Zaszlam w kolejna nieplanowana ciaze i teraz jestem sama z roczna corcia i dzidzia w brzuchu.Stan psychiczny….na wyczerpaniu:-(

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close