Zdrowie 4 listopada 2021

Tych dobroczynnych substancji aronia ma najwięcej spośród wszystkich owoców…

Cudze chwalicie, swego nie znacie! Warto wiedzieć, że pod względem zawartości polifenoli, a więc bioaktywnych związków mających liczne, udowodnione walory prozdrowotne, aronia dosłownie bije na głowę nie tylko inne owoce oraz warzywa, lecz także m.in. zieloną herbatę, imbir czy czerwone wino. To właśnie dlatego już od wielu lat polskie przetwory z aronii kupują na potęgę np. Japończycy, Koreańczycy i Chińczycy.

Najwyższy czas, aby po latach zachwytów nad różnymi egzotycznymi „superfoods” – pochodzącymi z mniej lub bardziej oddalonych od nas regionów świata – polscy konsumenci odkryli i docenili wreszcie bogactwo rodzimej „superżywności”, a więc produktów spożywczych o wyjątkowych walorach odżywczych i zdrowotnych, które wytwarzane są w Polsce.

Jedną z największych „gwiazd” w tej kategorii powinna stać się aronia, której Polska jest zresztą czołowym producentem i eksporterem na świecie. Warto wiedzieć, że te wciąż niedoceniane w naszym kraju, niepozorne owoce, a także ich przetwory, wyróżniają się na tle innych rekordową zawartością polifenoli, przez co nazywane są czasem przez znawców tematu „polskim czarnym złotem”.

Aronia: długa lista potencjalnych korzyści dla zdrowia

Najpierw wyjaśnijmy, czym są polifenole. „Polifenole to bioaktywne związki roślinne, które nadają roślinom barwę. Są one odpowiedzialne także za ich charakterystyczny cierpki i gorzki smak. Ponadto chronią rośliny przed grzybami, bakteriami, owadami oraz przed promieniowaniem UV. Wszystkie polifenole pełnią w organizmie człowieka bardzo ważną rolę – są antyoksydantami, dzięki czemu mają m.in. działanie przeciwnowotworowe, przeciwzapalne, przeciwmiażdżycowe i hipotensyjne (czyli przeciwnadciśnieniowe – przyp. red.)” – czytamy na stronie Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej NIZP-PZH.

W praktyce, polifenole stanowią bardzo liczną i zróżnicowaną grupę związków, wśród których wyróżnia się m.in.: kwasy fenolowe, flawonoidy, stilbeny i lignany.

Jak już wcześniej wspomniano, aronia zawiera wyjątkowo dużą ilość polifenoli. Konkretnie, ich łączna zawartość w tych owocach wynosi od blisko 2000 nawet do 8000 mg na 100 g suchej masy, w zależności od odmiany, metod uprawy i momentu zbioru. Spośród różnych polifenoli występujących w aronii najwięcej jest antocyjanów oraz procyjanidyn. Owoce te są jednak również źródłem wielu innych polifenoli, choć w mniejszej ilości, takich jak np. flawanole czy kwasy fenolowe.

aronia

Fot. PAP/MediaRoom

„Według współczesnych badań farmakologicznych aronia ma wiele działań prozdrowotnych. Bogate w antocyjany ekstrakty z owoców aronii posiadają m.in. właściwości przeciwutleniające, antymutagenne, kardioprotekcyjne i przeciwhiperglikemiczne (przeciwcukrzycowe – przyp. red.)” – wskazują naukowcy z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego w poświęconej aronii analizie, która została opublikowana w specjalistycznym czasopiśmie „Journal of Medicinal Food”.

Podobnych publikacji naukowych na temat aronii można znaleźć bardzo wiele.

„Liczne badania potwierdzają, że wzbogacanie diety w polifenole, których dobrym i naturalnym źródłem jest aronia, chroni przed miażdżycą, zawałem serca, udarem mózgu oraz spowalnia starzenie się organizmu. Związki te nie tylko chronią organizm przed licznymi chorobami, ale także łagodzą ich skutki” – czytamy w eksperckim artykule opublikowanym na łamach fachowego czasopisma „Medycyna Rodzinna”.

Na tym jednak lista korzyści dla zdrowia oraz potencjalnych zastosowań aronii w profilaktyce i leczeniu chorób wcale się nie kończy.

„Np. piloci narażeni są na promieniowanie jonizujące niekiedy znacznie wyższe niż pracownicy elektrowni atomowej. Promieniowanie to powoduje, iż w organizmie wytwarzane są wolne rodniki, które uszkadzają lipidy, białka i DNA. Najlepszą metodą zmniejszania genotoksyczności jest podawanie silnych antyoksydantów. Tutaj także znalazły zastosowanie owoce aronii oraz sok z tych owoców” – podkreślają autorzy wspomnianego wyżej opracowania.

To właśnie w dużej mierze z tego powodu, czyli możliwości stosowania aronii jako środka zapobiegawczego i leczniczego przeciw szkodliwym skutkom promieniowania jonizującego (np. w chorobie popromiennej) zawdzięcza ona rosnącą popularność w krajach Azji, m.in. Japonii i Korei – ocenia dr hab. Stanisław Pluta z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach.

aronia

Fot. PAP/MediaRoom

Jakie jeszcze istotne korzyści zdrowotne może nam przynieść konsumpcja aronii?

Prof. Iwona Wawer z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, która należy do największych znawców tego tematu w naszym kraju, wskazuje, że spożywanie aronii lub jej przetworów może być też zalecane osobom mającym problemy ze wzrokiem, ponieważ zawarte w aronii składniki bioaktywne m.in. poprawiają mikrokrążenie i zmniejszają kruchość naczyń włosowatych w obrębie narządu wzroku. Ponadto, specjalistka zwraca uwagę na fakt, że polifenole spowalniają rozwój zmian i chorób neurodegeneracyjnych (upośledzenia funkcji mózgu postępującego z wiekiem lub wskutek niezdrowego trybu życia, nadużywania alkoholu, etc.).

Kończąc wątek polifenoli warto jeszcze wspomnieć, że w rankingu produktów spożywczych zawierających największą ich ilość – opublikowanym na łamach prestiżowego czasopisma „European Journal of Clinical Nutrition” – aronia zajęła siódmą lokatę wśród blisko 500 analizowanych produktów! Z analizy tej wynika, że jest ona najbogatszym na świecie źródłem polifenoli wśród owoców, ustępując jedynie niektórym ziołom i przyprawom, a także kakao. Daleko w tyle aronia zostawia takie produkty, jak np.: zielona herbata, brokuły, czerwone wino czy jabłka.

Aronia – nie tylko dla koneserów

Oczywiście, jak na prawdziwy „superowoc” przystało, aronia – poza samymi polifenolami – zawiera także mnóstwo innych cennych składników odżywczych.

Jak można się dowiedzieć m.in. na stronie NCEŻ, a także z różnych publikacji naukowych, np. z czasopisma „Postępy fitoterapii”, aronia zawiera także liczne witaminy (C, B2, B6, E, P, PP, K) oraz składniki mineralne (Mo, Mn, Cu, B, I, Co, Zn, Mg, K, Fe, Ca), jak również kwasy organiczne, białka, błonnik, karotenoidy, ksantofile, kwasy tłuszczowe i wiele innych. To wszystko sprawia, że jagody aronii naprawdę zasłużyły na miano superfood.

Mimo to, nie są one pozbawione pewnych wad. Za największą uchodzi ich cierpki smak. Dlatego rzadko spożywane są w postaci świeżej, nieprzetworzonej. Najczęściej konsumowane są w formie soków, dżemów, ekstraktów lub liofilizatów. Na szczęście w każdej z tych postaci stanowią mniej lub bardziej zasobne źródło wymienionych wyżej prozdrowotnych składników.

Prof. Iwona Wawer podpowiada, że optymalna dawka aronii dla osoby dorosłej to pół filiżanki owoców lub filiżanka soku lub łyżka stołowa płynnego koncentratu soku dziennie. Znawcy tematu podpowiadają, że warto korzystać też z mrożonych oraz liofilizowanych (suszonych w niskiej temperaturze) owoców aronii, gdyż zachowują one większość walorów świeżych owoców i jednocześnie są bardzo praktyczne w użyciu – można je zastosować jako dodatek do wielu dań, wypieków, deserów czy koktajli.

A zatem smacznego i na zdrowie!

Wiktor Szczepaniak, zdrowie.pap.pl
Materiał przygotowany we współpracy z Krajowym Związkiem Grup Producentów Owoców i Warzyw.
Źródła:
Journal of Medicinal Food: „Aronia plants: a review of traditional use, biological activities and perspectives for modern medicine”.
Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej: „Aronia – cierpka jagoda na zdrowie”.
Postępy Fitoterapii: „Ekologia, skład chemiczny, działanie prozdrowotne oraz badania biotechnologiczne aronii czarnoowocowej, aronii czerwonej i aronii śliwolistnej”.
Wykład prof. Iwony Wawer pt. „Aronia – polski czarny skarb”.
Medycyna Rodzinna: „Prozdrowotne właściwości owoców i przetworów z aronii”.
European Journal of Clinical Nutrition: „Identification of the 100 richest dietary sources of polyphenols: an application of the Phenol-Explorer database”.
Krajowe Zrzeszenie Plantatorów Aronii: „Aronia… Na zdrowie! Najkrótsza droga z krzewu na stół”.
Kompendium wiedzy na temat aronii ze strony kampanii informacyjno-edukacyjnej „Czas na polskie superowoce”.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie
Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Gry planszowe i nie tylko 3 listopada 2021

Kto da mniej – edukacyjna gra dla całej rodziny

„Kto da mniej” to emocjonująca gra edukacyjna dla całej rodziny. Licytuj, pytaj, dedukuj, zgaduj i baw się dobrze! 

Nie wiem, czy ktoś z Was będzie kojarzył, ale w latach dziewięćdziesiątych do czipsów Star Foods Tazo dodawane były małe okrągłe karty do gry. Znajdowały się na nich rysunki zwierząt, a wokół widniały takie informacje jak: waga, szybkość (z jaką się poruszały) i długość życia. Były też karty z państwami, na których widniały ich flagi, nazwy stolic, liczba ludności, powierzchnia oraz najwyższy szczyt. Po dziś dzień razem z braćmi i mamą wspominamy, jak lubiliśmy w to grać. Genialne było to, że przy okazji zwykłej (z pozoru) zabawy uczyliśmy się wielu ciekawostek (niektóre informacje nadal pamiętam, jak choćby to, że gepard biega z prędkością 112 km/h ?).

Poczułam więc miłe łaskotanie w brzuchu, kiedy dowiedziałam się, że Wydawnictwo Edgard Games ma w swojej ofercie grę „Kto da mniej”, która w pewnym stopniu przypomina mi popularną zabawę żetonami Tazo. Różnią się one oczywiście formą i zasadami, ale mają jedną wspólną cechę – bawią i edukują jednocześnie, co stanowi dla mnie ogromny atut!

Gra ma dwie wersje: Państwa i Zwierzęta. Jedna i druga ma te same proste zasady oraz niewiele elementów, co też jest dla mnie swego rodzaju plusem.

Owe elementy to:

– 50 kart zwierząt z podpowiedziami i ciekawostkami,

– 5 kart licytacji,

– 5 kart dodatkowego pytania,

– 1 kostka.

Celem rozgrywki jest odgadnięcie, jakie zwierzęta, bądź jakie państwa ukryte są na poszczególnych kartach. Aby to zrobić, osoba prowadząca rundę odczytuje z wybranej karty zapisane na niej podpowiedzi – teoretycznie powinny to być trzy wskazówki z sześciu możliwych, które losuje się przy pomocy kostki, ale w praktyce tę zasadę można nieco zmodyfikować i umówić się, że prowadząca osoba odczyta wszystkie podpowiedzi widniejące na karcie. Jest to szczególnie pomocne w kilku pierwszych rundach lub gdy gramy z małymi dziećmi (+/- poniżej 10 roku życia).  

Następnie gracze licytują, po ilu pytaniach (które sami zadadzą prowadzącemu) będą w stanie odgadnąć, co lub kto widnieje na karcie. Jedna osoba może zadać maksymalnie piętnaście pytań, jednak prawo pierwszeństwa do odgadywania ma ten, kto zalicytuje najmniejszą liczbę pytań.

To trochę, jak w programie „Jaka to melodia”, gdzie uczestnicy licytują, po ilu nutkach odgadną piosenkę – kto zalicytuje mniej nutek, próbuje swoich sił. Tutaj jest bardzo podobnie, tyle że podajemy liczbę pytań pomocniczych, a nie nutek.

Pytania mogą być ogólne np. Czy to jest ssak? Czy to zwierzę żyje na pustyni? Albo… Czy to państwo leży w Europie? Czy jest tam gorąco?

Mogą też być bardziej szczegółowe np. Czy to zwierzę ma kopyta? Czy poluje w wodzie? Albo… Czy w tym państwie jest wiele starożytnych zabytków? Czy leży w Azji? Etc.

Po zadanych pytaniach gracze próbują odgadnąć, co widnieje na danej karcie, jeśli komuś się uda, zdobywa ją.

Gra kończy się wtedy, kiedy ktoś zdobędzie określoną liczbę kart – w instrukcji jest napisane, że w wersji szybkiej należy zgarnąć trzy, w wersji długiej pięć, jednak tę liczbę można spokojnie zmienić wedle uznania. My np. lubimy grać do końca, tj. do wyczerpania wszystkich kart.

I to mi się w tej grze bardzo podoba, nie dość, że zasady są proste, to jeszcze dodatkowo można je swobodnie modyfikować, dopasowując np. do wieku graczy. Świetnie się to sprawdza w przypadku moich dzieciaków, które mają trzy, pięć i dziesięć lat. Teoretycznie Staś i Pola są jeszcze za mali na tę rozgrywkę – sugerowany wiek graczy na opakowaniu to 8-99 lat – jednak w praktyce okazało się, że Pola świetnie sobie radzi w wersji „Zwierzęta”.

Państwa” są zdecydowanie trudniejsze, nie tylko dla moich dzieci, ale i dla mnie!  ? Choć tu muszę przyznać, że w tej wersji gry zdecydowanie lepiej jest zgadywać, gdy pomija się losowanie podpowiedzi i odczytuje się je wszystkie, z góry na dół. Tym bardziej że ostatnia na liście wskazówka to zawsze stolica danego państwa. Więc jeśli nic nam nie mówią podpowiedzi typu: koniczyna, deszczowa pogoda, zielony skrzat i św. Patryk, to jak usłyszymy Dublin, od razu będziemy wiedzieli, że chodzi o Irlandię ?

Generalnie gra przeznaczona jest dla dwóch do pięciu osób, ale równie dobrze można wciągnąć do rozgrywki większą liczbę uczestników, tworząc jedną drużynę i grając wspólnie. Można wówczas ustalić, że musimy odgadnąć jak największą liczbę zwierząt bądź państw, zadając prowadzącemu określoną liczbę pytań. Na przykład ustalamy, że zadajemy wspólnie prowadzącemu 45 pytań i po ich wyczerpaniu, liczymy, ile udało nam się zebrać kart.

Gra „Kto da mniej” w zasadzie z marszu podbiła nasze serca, doskonale zabija nudę. Podoba nam się to, że możemy grać zarówno razem, jak i osobno rywalizując ze sobą. Myślę, że świetnie będzie się sprawdzać podczas spotkań z rodziną lub przyjaciółmi i na wszelkich wyjazdach. Gra bowiem, jak wspominałam wyżej, zawiera raptem kilka elementów, które dodatkowo można jeszcze ograniczyć tylko do kart zwierząt i państw, dzięki czemu rozgrywkę będzie można toczyć również w podróży.

Ja jestem tą grą zachwycona, urzekła mnie jej prostota i edukacyjny charakter.

 

Dziękuję wydawnictwu Edgard Games za przekazanie recenzenckiego egzemplarza gry.

Fot. Archiwum prywatne J. Fizia

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
DAGMARA P.
DAGMARA P.
3 lat temu

Ale to fajne! Mikołaj się zbliża ?

W szkole 2 listopada 2021

Psycholog: co siódmy młody Polak może być uzależniony od uczenia się

Co siódmy młody Polak może być uzależniony od uczenia się – wynika z badań psychologa dra Pawła Atroszko. Stosunkowo bardziej narażone są kobiety. Problem dotyka też dzieci, które „znajdują się pod ogromną presją nieustannej nauki pod testy i niepopełniania błędów”.

„Uzależnienie się od uczenia jest badane jako potencjalna wczesna forma uzależnienia od pracy. Praca w tym rozumieniu oznacza wysiłek wkładany w osiągnięcie jakiegoś celu. Obecnie uzależnienie od pracy nie jest jeszcze oficjalnie rozpoznawane jako jednostka diagnostyczna – natomiast to, że przepracowywanie się kompulsywne, czyli pod wewnętrznym przymusem, jest objawem zaburzenia osobowości, wiadomo od dawna. Teraz coraz częściej mówi się, że jest to jednak uzależnienie” – tłumaczy dr Atroszko z Uniwersytetu Gdańskiego, który zajmuje się głównie badaniami ilościowymi na próbach reprezentujących populację ogólną.

Uzależnienie to coś, co utrzymuje się przez dłuższy czas i nawraca – może dotyczyć substancji psychoaktywnych lub zachowań. Wspólnymi elementami różnych uzależnień są: powtarzalność, nagradzający charakter (przyjemność lub zmniejszenie dyskomfortu), kompulsja (wewnętrzny przymus) i negatywne konsekwencje np. w postaci stresu, depresji, problemów zdrowotnych lub pogorszonego funkcjonowania w innych sferach. Istotne są również: brak kontroli nad zachowaniem i objawy odstawienne.

„Odnosząc to do uczenia się, zaniepokoić nas powinny m.in. takie objawy, jak utrata kontroli nad zachowaniem – co oznacza, że dana osoba nawet chciałaby się zrelaksować, np. w weekend czy w czasie świąt – ale nie potrafi, bo czuje wewnętrzny przymus do nauki. To może być nawet uczenie się do egzaminu, który odbędzie się za pół roku. Podobnie z odstawieniem – jeśli ktoś przestaje się uczyć, to czuje się np. poirytowany, zlękniony, cierpi na bezsenność, odczuwa bóle głowy. To już są naprawdę ciężkie przypadki, ale prowadząc badania z pogłębionymi rozmowami klinicznymi spotykamy się z nimi coraz częściej” – mówił.

Z jego analiz wynika, że problem ma poważne znaczenie epidemiologiczne, czyli może dotykać dużej liczby osób. „Z moich badań przesiewowych w populacjach nastolatków i młodych dorosłych w Polsce wynika, że na stu uczniów szkół średnich czy studentów może być około 15 osób uzależnionych od uczenia się. Dla porównania od gier komputerowych uzależnionych będą jedna lub dwie osoby na sto – podał dr Atroszko.

„Biorąc pod uwagę samych studentów, których w Polsce jest ok. 1,2 mln, to mamy grupę 180 tys. osób” – podkreślił.

Jak dodał, na skalę problemu wskazuje ponadto porównanie konsekwencji zdrowotnych osób uzależnionych od gier komputerowych i uczenia się – to w tej drugiej grupie, w przeliczeniu na sto osób, znacznie więcej będzie doświadczało chronicznego stresu, cierpiało na depresję i czy zaburzenia lękowe, a także problemy zdrowia fizycznego np. ze strony układu pokarmowego.

Zdaniem psychologa, jeżeli chodzi o grupę dzieci i młodzieży, problem tkwi głównie w systemie edukacji i podejściu rodziców. „W Polsce szkoła nie przekazuje dzieciom wiedzy, ale uczy pod testy – to system ciągłego oceniania, bo ciągle jakieś kartkówki, testy, egzaminy. A jeżeli ktoś jest sumienny to będzie się uczyć, uczyć i uczyć” – kontynuował.

Kolejną kwestią jest presja ze strony rodziców – np., aby dziecko dostawało same szóstki i piątki w szkole, i kiedy czwórka jest już traktowana jak porażka.

Ważnym aspektem ponadto są problemy emocjonalne, których – mówił – szkoła nie potrafi rozwiązywać.

„Uzależnienia są formą regulowania własnych emocji, czyli gdy ktoś doświadcza negatywnych emocji lub nie radzi sobie z czymś, to zaczyna używać jakiejś substancji albo jakiegoś zachowania, żeby poczuć się lepiej i poradzić sobie ze stresem. Jak działa alkohol w tym zakresie – wiadomo. Natomiast jeżeli chodzi o uczenie się, mamy dwa aspekty. Po pierwsze, ta czynność powinna pomagać poczuć się lepiej, czyli musi mieć nagradzający charakter, np. może dawać przyjemność nabywania wiedzy czy satysfakcję z dobrych ocen. Drugim elementem jest doświadczanie ulgi. A jeżeli jesteśmy zmuszani do uczenia się – czy to przez system edukacji czy rodziców – to wszyscy wokoło oczekują, ze będziemy się bardzo dużo uczyli. Dlatego też czujemy ulgę, że robimy to, czego się od nas oczekuje” – podkreślił.

Psycholog wskazał jednocześnie, że w takich sytuacjach przede wszystkim należy poszukać źródła problemu – rzeczy, która skłoniła dziecko do ucieczki w uczenie się, jak w omawianym przypadku, albo w gry komputerowe czy pornografię.

Osobami podatnymi na uzależnienie się od uczenia są m.in. osoby sumienne. Zdaniem badacza znaczenie ma też płeć.

„Zarówno nasze polskie, jak i międzynarodowe badania wyraźnie wskazują, że kobiety są bardziej narażone na uzależnienie od uczenia się. Bazując na ugruntowanych w psychologii badaniach można postawić pewne hipotezy wyjaśniające to zjawisko. Po pierwsze, kobiety są bardziej wrażliwe na kary, co może przekładać się na ich podejście do uczenia się w systemie edukacji bazującym na formalnych i nieformalnych karach. Poza tym mają wyższą ugodowość i sumienność. Od najmłodszych lat wymaga się od dziewcząt spełniania oczekiwań innych osób. Przykładowo rodzice często chcą, żeby ich córka była dobrą i grzeczną uczennicą. Przez to kobiety odczuwają większą presję na osiągnięcia szkolne. Natomiast dobrze przebadane różnice w odniesieniu do uzależnień od substancji wskazują, że kobiety inaczej reagują na stres i radzą sobie z nim w inny sposób. To przekłada się na odmienne mechanizmy uzależnienia” – wskazał.

Dr Atroszko przyznał, że problemem jest dotarcie do osób, które mogą być uzależnione od uczenia się.

„Z jednej strony nie jest to jeszcze rozpoznawalna klinicznie jednostka, więc klinicyści – nawet mając pacjentów, którzy teoretycznie mieliby predyspozycje do tego – raczej nie będą o to pytać. Z drugiej strony same osoby, które doświadczają tego uzależnienia, nie szukają wsparcia, ponieważ nie wiedzą, że taki problem może istnieć. Dlatego tak ważne jest upowszechnianie tej kwestii” – powiedział.

Przestrzegł, by do tego problemu nie podchodzić jak do gaszenia pożarów, jak już ktoś zrujnuje sobie zdrowie. Lepiej jest działać prewencyjnie.

„Należy rozpoznawać problem jak najwcześniej, i tak organizować system nauki, żeby dołączyć do niego prewencję. W idealnym systemie edukacji nauczenie nie byłoby piętnowaniem każdej pomyłki, ale indywidualnym podejściem do dziecka, rozwijaniem jego kompetencji – czyli jak najmniej formalnego oceniania, a jak najwięcej zindywidualizowanej informacji zwrotnej. W obecnym systemie nie ma do tego miejsca, czasu i środków” – powiedział.

„W kontekście kryzysu polskiej psychiatrii problem uzależnienia się od uczenia jest taką wisienką na torcie, która pokazuje, że szkolnictwo, które w ogóle nie dostarcza dzieciom kompetencji emocjonalnej, społecznej, nie daje wsparcia, tylko wymaga, wymaga, wymaga – może prowadzić do dalszego wzrostu problemów psychicznych wśród dzieci i młodzieży” – podsumował dr Atroszko.

Źródło informacji: Nauka w Polsce

Zdjęcie: Pixabay License

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close