Daleko mi do pozbawionej wad matki idealnej. A Tobie?
MATKA NR 1
Mijasz ją na ulicy – szalenie zgrabna, ma uda bez grama tłuszczu, płaski brzuch i jest tak szczupła, jak ty nie byłaś nawet w poprzednim wcieleniu. W dodatku ma trójkę dzieci i jesteś pewna, że pod okryciem wierzchnim jej skóra jest jędrna i gładka, jak twoja, gdy miałaś jakieś osiemnaście lat.
MATKA NR 2
Rozmawiasz z nią przez telefon – radosnym głosem opowiada, jaki dobry kryminał właśnie skończyła i szczerze nie rozumie, że nie zaczęłaś książki, którą pożyczyła ci pół roku temu. Dodaje, że wczoraj zobaczyła na targu wiśnie w koszyku i nie mogła im się oprzeć. W rezultacie zrobiła dwadzieścia słoików dżemów wiśniowych i to nie używając drylownicy. Słysząc to z wyrzutami sumienia, spoglądasz na upapraną dżemem z biedronki buzię swojego dziecka.
MATKA NR 3
Spotykasz ją przypadkiem w centrum handlowym, ale bardzo się śpieszy, bo za chwile ma spotkanie ze Szwedami w sprawie ważnego przetargu. Owszem jakiś czas temu się wahała, czy wrócić do pracy, ale szybko podjęła decyzję – zresztą najlepszą w swoim życiu – bo nie dopadła jej rutyna, nie wypadła z zawodowego obiegu, ba, nie ominął ją awans! No i czuje, że nie stoi w miejscu i się rozwija. Świetnie radzi sobie w godzeniu obu życiowych ról – po prostu jest dobrze zorganizowana.
MATKA NR 4
Siedzi z tobą czasami w piaskownicy i dziwnie ci się przygląda, jak pociskasz dziecku bułkę i poisz soczkiem. Okazuje się, że ona by tego nigdy, bo tylko woda jest najzdrowsza, a na drugie śniadanko własnoręcznie przetarte owoce – wróć! Nie przeciera ich przecież, bo ominęła etap papek, karmi przecież BLW. A w ogóle zbiera się już do domu, żeby ugotować zupę (zagęszczoną nasionami chia), drugie (z quinoa zamiast ryżu) i deser (możesz się założyć, że z jagodami goji). Ty na wszelki wypadek przemilczasz fakt, że dziś jecie z mężem ruskie z folii.
MATKA NR 5
Wrzuca na fejsa fotki swoich cudnych dzieci z występów, zawodów, foty medali i dyplomów… A przed chwilą zamieściła zdjęcie córki z finału regionalnego konkursu pięknego czytania, zaraz po tym, gdy podpisałaś w zeszycie korespondencji informację „Proszę w domu ćwiczyć z synem czytanie”.
MATKA NR 6
Trafiasz na nią, gdy wychodzisz z marketu z promocyjnie kupionymi cotton balls. Dowiadujesz się, że wydałaś niepotrzebnie kasę, idziesz na łatwiznę, bo takie dekoracje można zrobić samemu i jaka wtedy jest satysfakcja. Ona na przykład przedwczoraj szyła pół nocy girlandę z chorągiewek, a wczoraj robiła pompony (te modne ostatnio, które są nieodzownym atrybutem aranżacji pokoju dziewczynek). To nic trudnego, tylko kwestia wizyty w kilku sklepach papierniczych i paru godzin wycinania.
MATKA NR 7
Widziałaś ją dziś przez okno, jak z gracją pchała wózek w śnieżnobiałych tenisówkach, lśniących, modnie ściętych i układających się w gładką taflę włosach oraz z profesjonalnym makijażem pewnie z podkładem, nałożonym gąbeczką, pudrem, różem i długimi rzęsami podkręconymi zalotką. I choć patrzysz na nią – z nosem przy szybie, w niewyjściowym dresie – to wyraźnie czujesz tę delikatną nutę perfum, która ją otacza niczym poranna mgiełka.
MATKA NR 8
Umówiłyście na kawę i dowiedziałaś się, że ona zupełnie nie rozumie, jak można dzieciom kupować świecące, grające, kolorowe i pseudo edukacyjne zabawki z plastiku. Jest przecież taki wybór pięknych drewnianych, które naprawdę rozwijają kreatywność. Wyjątek w kwestii zabawek na baterie stanowi szumiś, bez którego dwa lata temu nie wyobrażała sobie wychować swojego dziecka. Siedzisz jak na szpilkach, w obawie by nagle w twojej torebce nie włączyło się migające, samoporuszające się i grające „Jingle bells” autko.
I tak dalej, i tak dalej…
Mogłabym pewnie spokojnie dobić do setki przykładów matek, przez które dostajemy skurczu brzucha i ścisku gardła, od których czujemy się gorsze. Niestety mit idealnej matki, ciągłe rozliczanie samych siebie, wyrzuty sumienia, a nawet poczucie winy, tkwią w naszych kobiecych umysłach. Wciąż czujemy, że musimy być lepsze. Tymczasem każda z powyższych mam, którym gdzieś w środku zazdrościmy, ma chwile zniechęcenia, zmęczenia i nieraz brakuje jej cierpliwości. Ona też ma swoją zabieganą szarą codzienność. Każda popełnia błędy i ma na swoim koncie mniejsze lub większe grzeszki.
Oj daleko mi do matki idealnej. Daleko! Staram się jednak być spokojna i być sobą – jestem mamą dla mojego dziecka, a nie dla wyników w ogólnoświatowym konkursie piękności i zaradności. Ty też pamiętaj, że nie musisz być perfekcyjna. Każda z nas jest wyjątkowa, niepowtarzalna i najlepsza dla swojego dziecka. I nigdy żadna inna jej nie przebije. Przestań więc być dla siebie ostra i mieć pretensje o niebycie ideałem. Wyluzuj. Po prostu wyluzuj.
Parówki są spoko jedli maja dobry skład. Jak dzieci mają ochotę kupuję im piratki z Lidla
Prawda 🙂
Dobrze przeczytać coś takiego, od razu lepiej na sercu. Mi to powinien ktoś codziennie przypominać żebym wyluzowala.