Nie uważam, żeby dziecku potrzebny był telefon. Mimo to moja córka go dostanie
– Mamusiu, w czwartej klasie to już będzie obciach, tylko ja nie będę miała telefonu!
– Jak to tylko ty?
– No może jeszcze ze dwie osoby, ale tak to już wszyscy mają, nawet Zuzia.
No faktycznie, jak nawet Zuzia ma, to koniec świata! Niemniej jednak w przypadku dziewięciolatki, która lada moment idzie do czwartej klasy, rzecz trzeba było potraktować poważnie. Na propozycję wzięcia mojego starego telefonu prawie się obraziła.
– No weź, tam nawet internetu nie ma, tam nic nie ma!
Faktycznie. Tamten stary telefon nadaje się tylko do dzwonienia i wysyłania SMS-ów. Nawet z MMS-ami jest problem, bo nic nie widać. Niemniej jednak służył mi ładnych parę lat i do dziś trzyma baterię dłużej niż mój smartfon.
– A co ty byś chciała mieć w telefonie?
– No te wszystkie aplikacje co mam u ciebie, internet, no i żebym mogła dzwonić.
Ale się porobiło! Aplikacje, internet i jeszcze do tego dzwonić! Aplikacji faktycznie w moim telefonie jest za dużo. Duśka poinstalowała tam swoje Super Świeżaki, parę apek do oglądania kosmosu i nie wiem, co jeszcze. Poza tym robi moim albo mojego męża telefonem różne zdjęcia, niekoniecznie warte tego, by nimi pamięć zapychać, ale nie pozwala usuwać. Bo są ważne. Nie rozumiem, no ale skoro są… Szanuję. Mąż też. Tylko jakby śmietnik nam się robi. Do tego permanentnie rozładowuje nam baterie, bo na telefonie wygodniej oglądać YouTube. Przy jedzeniu na przykład. Geny mówię Wam. Mój mąż też lubi coś pooglądać przy jedzeniu. Ja na odmianę wolę czytać.
– Coś jeszcze?
– Tak, musi być różowa guma do niego.
Co ją znowu nagrało z tym różowym?!
Gadanie o telefonie trwa już chyba z pół roku. Z jednej strony nie jestem przekonana do pomysłu, bo niby po co dziecku telefon? Nigdzie sama nie chodzi, właściwie zawsze jest na oku, a jak nie mam z nią bezpośredniego kontaktu, bo jest u koleżanki, to mam z mamą koleżanki. W domu może dzwonić z mojego telefonu (chwała temu, co wymyślił nielimitowane rozmowy), u mnie instaluje swoje aplikacje i ogólnie rządzi się moim telefonem bardziej niż powinna. Z drugiej strony – rządzi się moim telefonem bardziej niż powinna i chociaż to rozumiem, to czasem się irytuję. Z trzeciej strony – odwieczny argument – wszyscy mają, tylko ja nie. Mnie jako osobę dorosłą średnio obchodzą takie drobiazgi, ale dobrze pamiętam, że w szkole przeżywało się nawet to, że wszyscy mają chińskie kredki świecowe i pióro kulkowe.
Po głębokim namyśle, kilkunastu dyskusjach z mężem, przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw łącznie ze stanem naszych finansów, uznaliśmy, że Duśka jednak telefon dostanie. W zasadzie to mogłaby sobie sama kupić, bo mimo moich próśb, jednak dostała trochę kasy na komunię, ale przekonaliśmy ją, żeby tego nie robiła. Pierwszy telefon ma się właściwie po to, żeby się dowiedzieć, co jest z nim nie tak i co tak naprawdę powinien mieć, żeby był idealny. No to niech trenuje. Na telefonie tatusia 😛 Tatuś dostanie mój, a ja sobie kupię nowy. Bo ja już wiem, że w telefonie musi być akcelerometr, żyroskop i magnetometr. Teraz tylko muszę poczekać na zwrot podatku.
Nadal nie uważam, żeby dzieciom były potrzebne telefony. Z drugiej strony często łapię się na tym, że jak Duśka np. wraca z wycieczki, to mam chęć zadzwonić do niej i zapytać gdzie jest. I z niejakim zdziwieniem stwierdzam, że mogę zadzwonić praktycznie do każdego z wyjątkiem własnego dziecka. Dziwne trochę. Telefon przestał być luksusem, powoli staje się standardem. Świat poszedł naprzód. Duśka przestanie używać mojego telefonu i w sumie z tego też się cieszę, bo zdecydowanie za dużo w nim grzebie. W końcu mi coś na amen zablokuje jak nic. Będzie miała swój numer, będzie mogła swobodnie kontaktować się z koleżankami. Bo chociaż to swego rodzaju absurd, to widzę, że ona sama czuje się nieco odsunięta. Ani zdjęcia komuś wysłać, ani zadzwonić, ani z komunikatora na szybko skorzystać. A koleżanki to robią!
Gdzieś trzeba było znaleźć równowagę między zdrowym rozsądkiem a nieco mimo wszystko absurdalnymi potrzebami dziewięciolatki. Dlatego to ja dostanę nowy telefon, a nie ona. Będzie mniej żal jakby (splunąć i odpukać!) zgubiła. Teraz jeszcze szukam sensownego abonamentu albo oferty na kartę, żeby nas z torbami nie puściła.