Uroda 11 marca 2013

Dziecko u dentysty

Czy jest wśród Was ktoś, kto wierzy w stereotyp, że zęby mleczne są nieistotne? Mam nadzieję, że nie. I że każda mama i tata wiedzą, że prędzej czy później pierwsze ząbki naszego dziecka powinien zobaczyć specjalista.
Kiedy jest na to odpowiedni czas? Jak przygotować dziecko do pierwszej wizyty w gabinecie dentystycznym?
Chcę się podzielić z Wami moją wiedzą i doświadczeniem na temat pierwszego spotkania dziecka ze stomatologiem.

Dlaczego warto dbać o mleczaki?
„Mleczaki” mają do spełnienia ważna rolę! Przygotowują miejsce dla zębów stałych i jeśli zbyt wcześnie wypadną, będzie to przyczyna wady zgryzu. A jeśli będą zepsute trudno będzie utrzymać w zdrowiu zęby stałe – może minąć 6 lat a od wyrznięcia pierwszego zęba stałego do wypadnięcia ostatniego mlecznego. Mało kto wie, że bakterie  próchnicowe z zepsutego ząbka mogą też  przeniknąć do krwioobiegu i zaatakować narządy wewnętrzne.

Kiedy pierwsza wizyta w gabinecie dentystycznym?
Szukając odpowiedzi na to pytanie, znalazłam różne zalecenia:
– pojawienie się pierwszego zęba;
– około roku życia;
– wiek 2-3 lat.
Sama zabrałam syna do dentysty tuż przed jego drugimi urodzinami. Wiek 2,5 – 3 lat to najwyższy czas, aby odwiedzić stomatologa. W tym czasie większości maluchów może się pochwalić kompletnym uzębieniem – posiadają 20 mlecznych ząbków. Według mnie jest to też dobry okres ze względu na możliwość wytłumaczenia dziecku celu wizyty i odpowiedniego do niej przygotowania.
Uwaga! Pamiętajcie, że jeżeli zauważycie coś niepokojącego, na ząbkach pojawią się przebarwienia (także białe) – nie zwlekajcie. Nie warto czekać! Zęby mleczne psują się dużo, dużo szybciej, niż zęby stałe.

Nie taki dentysta straszny, jak go malują!
Wyobraźcie sobie, że trauma wywołana w dzieciństwie jest przyczyną strachu przed dentystą u ponad 70% pacjentów gabinetów stomatologicznych – tak wynika z danych Centrum Implantologii i Ortodoncji w Katowicach.
Zanim wybierzecie się na pierwszą wizytę do dentysty, warto więc przygotować malucha. Co możecie zrobić?
– nie opowiadajcie w obecności dzieci historii rodem z horroru na temat nieszczęśliwych przypadków  na fotelu dentystycznym!
– dawajcie przykład dbając o swoje zęby, chodźcie na wizyty kontrolne – dzięki temu dla malucha będzie to też czymś zupełnie naturalnym.
– nie używajcie (często robi się to nieświadomie, w dobrej wierze) komunikatów: „Nie bój się”, „To nie będzie takie straszne” – nasze dziecko zacznie się obawiać, że coś może być nieprzyjemne skoro rodzic o tym wspomina.
– rozmawiajcie o tym kim jest stomatolog, czym się zajmuje, w jaki sposób pomaga pacjentom. Pomocne mogą się okazać książeczki tematyczne.
– bawcie się w dentystę – ćwiczcie otwieranie buzi, zasłaniajcie swoje twarze maseczką (tak przecież będzie wyglądał doktor podczas oglądania ząbków naszej pociechy);
– rozmawiajcie o wizycie w gabinecie stomatologicznym – dziecko powinno wiedzieć gdzie i po co idzie.

Miłe początki
Pierwsza wizyta powinna się odbyć zanim pojawi się leczenie. Ważne by odbywała się w miłej, przyjaznej i spokojnej atmosferze – bez pośpiechu, zbędnych nerwów. Wybierzmy gabinet, który znamy i sami mamy zaufanie do personelu lub taki, który jest specjalnie przygotowany do małych pacjentów.
Wybierz odpowiednią dla Twojego smyka porę dnia.
Koniecznie poinformujmy dentystę, że dziecko jest pierwszy raz. Wtedy stomatolog szczególnie postara się, by nie zrazić malucha, zaprzyjaźnić się z nim i uatrakcyjnić wizytę na wszelkie możliwe sposoby.
Niektóre gabinety mają w swojej ofercie wizyty adaptacyjne, w trakcie której dzieci poznają gabinet, lekarza, personel, oglądają sprzęt dentystyczny (wiertło nie jest nazywane wiertłem, ale np. „bzyczkiem”, ssak to „siorbek”, a znieczulenie np. „magiczna różdżka”).
A po wizycie proponuję jakąś nagrodę dla dzielnego pacjenta. Mnie wyręcza nasz dentysta, który wręcza synkowi balony – Aleks jest zawsze zachwycony!

Gdy pierwsza wizyta już za Wami…
… to kontynuujcie te spotkania. Specjaliści zalecają, by kontrola ząbków małych pacjentów odbywała się nawet co 3 miesiące! Jeśli nie uda się Wam tak często, to bezwzględnie umawiajcie się na wizytę raz na pół roku.

Byliście już ze swoimi dziećmi u dentysty? Czy był to stomatolog typowo dzie­cię­cy czy przyj­mu­ją­cy głównie do­ro­słych? Jak wy­glą­dała wi­zy­ta?

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Iza Kasparek
11 lat temu

zauwazylam u malego na dwojce białe przebarwienia pierwsza wizyta przed nami;/

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  Iza Kasparek

Jasne, koniecznie idźcie to sprawdzić! Daj znać, czy to przebarwienie jest oznacza coś niedobrego (oby nie!) i jak w ogóle poszło.

aneta
aneta
11 lat temu

oj tak wizyta u dentysty to bardzo ważna sprawa… Pni Izo nie chce źle wróżyć ale nam dentysta powiedział że jak pojawią się przebarwienia to szybko przybywać bo to pierwszy znak próchnicy na mleczakach ;/

ladyincolors
ladyincolors
10 lat temu
Reply to  aneta

próchnica raczej daje lekkie przebarwienie, ale nie biale. Moze to od nadmiaru fluoru…

miskiewicz88
miskiewicz88
11 lat temu

Ja właśnie dziś myślałam, żeby zapisać córeczkę do stomatologa. W styczniu skończyła 2 latka , więc to odpowiedni moment. Jak autorka także mam nadzieję, że każda mama wie, że o zęby mleczne należy dbać:)

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  miskiewicz88

Widzisz, to znak – Ty dziś pomyślałaś, a ja napisałam ten tekst 🙂
I najlepiej nie myśl za dużo tylko zapiszcie się szybciutko 😉 Sama wiem z doświadczenia, że im coś dłużej przekładam, tym bardziej ciąży mi to na psychice i trudniej się do tego zabrać!
Daj znać, jak było!

milena
milena
11 lat temu

ja wspomnienia z dentystą z dzieciństwa mam straszne, usiadłam na fotelu i jak zobaczyłam igłe uciekłam ,pani dentystka z pielęgniarkami goniły mnie złapały i ząb był rwany na podłodze. Jak pani wkładała mi gazik ugryzłam ja o ona zaczęła na mnie krzyczeć, że wiecej mam tu nie przychodzić. Jako dziecko ucieszyłam się bo myślałam ze już nigdy nie będę musiała isć do „sadysty”. Dlatego mam bzika na punkcie higieny jamy ustnej. Za nic na świecie nie chce dopuścić aby moje dzieci bały sie dentysty. Z synem bardzo szybko poszłam na piersza wizyte adaptacyjna, było super, bawilismy sie , zabawy były… Czytaj więcej »

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu
Reply to  milena

Milena, u mnie podobnie – sama mam traumatyczne przeżycia plus słabe zęby. Z genami nie wygram, ale tyle ile mogę zrobić to robię, a więc – mycie, systematyczne kontrole, ograniczanie słodyczy itp.

Magda Kupis
11 lat temu

U stomatologa jeszcze nie byłyśmy, nie wiem nawet czy jest w moim mieście typowo dziecięcy, planuję taką wizytę, ale dopiero po przygodach z innymi lekarzami, które nas czekają, żeby nie kojarzyła tego z czymś złym. Póki co przygotowujemy się intensywnie do tego co nas czeka, a jak już to ucichnie (mam ogromną nadzieję!) to zajmiemy się ząbkami 🙂
Ja nie wspominam źle dentysty (nawet tego szkolnego), nigdy się go nie bałam 🙂

Anna Haluszczak
11 lat temu

Mój mąż był z córeczką dziś na pierwszej wizycie. Nie wypadło chyba jednak zbyt dobrze – Karolcia nie chciała podobno otworzyć buzi, a dentystka nie miała za bardzo czasu dla małej. Ogólnie ząbki zostały zbadane i są zdrowe, ale niestety nie będzie to pewnie ulubiona lekarka mojej córeczki 🙁

Ilona Kowalczyk
11 lat temu

Wizytę mamy umówioną na przyszły tydzień. Będzie to pierwsza wizyta córki u dentysty. Ma 20miesięcy i nadal ząbkuje.

Monika Suchodolska
Monika Suchodolska
10 lat temu

Ja mam fajną dentystkę, mała chodzi to niej bardzo chętnie 🙂 czasem nawet sama się upomina o wizytę zawsze pozwala jej pooglądać narzędzia. Na wyjściu dostaje balony 😀 Do tej pory wszystkie ząbki ma zdrowe 🙂 pierwszy raz była jak miała 1,5 roku 🙂 teraz ma 2,5 🙂

Budująca Mama
Budująca Mama
10 lat temu

My jeszcze mamy to przed sobą, bo Zosia zzęby ma dwa 🙂 ale na pewno pójdziemy do naszej pani stomatolog, ktra znam ponad 20 lat i nigdy u innej nie bylam. pani Hanna Skoczek. Szamotuly, ul. Ogrodowa. pomimo 60 km warto do niej jechac .

ladyincolors
ladyincolors
10 lat temu

ja bylam z corka niedawno, ma 3,5 roku. Kiedys juz z nia bylam bo miala maly wypadek ale nie dala sie obejrzec dentyscie. Teraz siedziala grzecznie, doktor tylko zajrzal i pochwalil a ona na koniec strasznie plakala bo tez chciala zeby jej doktor wypolerowal zeby i zeby plukala buzie.

Zabawa 6 lutego 2013

Pomysły na zimowe spacery

Nie przepadam za zimą. Choć jest piękna, a uroku skrzącemu śniegowi nie można odmówić, najbardziej lubię oglądać ją przez okno. Odkąd jestem właścicielką psa i mamą Bartka, spacery poniekąd stały się koniecznością. Często nie mam z kim zostawić dziecka, a psa wyprowadzić muszę, więc ciepło ubieram małego, zakładam obrożę ze smyczą psu i hej do przodu! W trakcie cieplejszych pór roku przyjemności płynące ze spaceru są oczywiste, a tu często przekopując się przez śnieg po kolana, muszę mieć pomysł na rozruszanie towarzystwa.

Jedną z naszych przodujących zabaw jest rozkopywanie butami śniegu, tak intensywnie, żeby rozsypywał się na boki. Zabawa zaczyna się jak tylko Fokus (nasz czterołapny) zauważy co się wyprawia! Skacze za śniegiem na boki, łapie w pysk śnieg przy czym cały pokrywa się białym puchem. I doskakuje raz do mnie a raz do Bartka szczekając przy tym na zachętę. Czasem jednak się zdarzy że pies złapie nie lecący śnieg ale mojego buta i dziękuję wtedy Bogu, że to tylko zabawa, bo jakby zacisnął zęby na mojej nodze to… wolę nie myśleć.

Kolejna nasza zabawa na poprawienie nastrojów to łapanie gałęzi iglaków i strząsanie śniegu – 10 metrów od bloku mam las, więc mamy nieograniczone możliwości takiej zabawy 😉 Bartek z Fokusem ustawiają się pod drzewami, a ja szarpię za gałęzie i obserwuję jak pies z zadowoleniem wyskakuje do góry, a Bartek wymachuje rączkami łapiąc jak najwięcej śniegu w malutkie rączki. Oczywiście jest też „mikro” wersja tej zabawy, o ile drzewka są małe, to Bartek sam ściąga śnieg z gałązek zaczepiając psa.

Oczywiście nie mogę tu pominąć takiego standardu jak rzucanie śnieżkami. Śnieżki kleimy pospołu – ja i Bartek, po czym przypuszczamy atak na psa. Pies ma lekkiego fisia i z zapałem wyskakuje w kierunku kulek łapiąc je w pysk i zjadając to co zostanie mu w zębach. Niestety nie da się lepić z moim towarzystwem bałwanów, bo wizja moja i Bartka się znacznie różni co do wyglądu owego, a pies podjada to co toczone jest na bieżąco. Może w przyszłym roku pójdzie nam łatwiej.

Wersją alternatywną spaceru są oczywiście sanki, ale moje dziecko jakoś specjalnie nie przepada za taka formą przemieszczania się po śniegu, a pies mimo wielkich gabarytów zaprzęgowy nie jest, więc potencjał tej zabawy nie został jeszcze wyeksploatowany.

A Wy w jaki sposób umilacie sobie zimowe spacery? Niezależnie czy wychodzicie z psami czy bez z pewnością nie lubicie się nudzić i marznąć, więc opiszcie swoje sposoby, a ja chętnie je wykorzystam w praktyce.

PS. Spieszcie się, zima już długo nie potrwa 😉

Źródło zdjęcia: Flickr

Subscribe
Powiadom o
guest

8 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Paulina Garbień
11 lat temu

och, jak mnie się tęskni za śniegiem i zabawami zimowych na spacerach…
niestety śniegu mieliśmy tego roku jakieś 1,5 cm i to przez pół dnia, co i tak jest sukcesem, bo w ub. roku nie było go wcale… w każdym razie z zimowych zabaw spacerowych, fajne jest robienie orzełka/aniołka na śniegu, rzucanie śnieżkami to oczywiście podstawa tak jak lepienie bałwana, no i jeszcze wchodzenie lub rzucanie się w śnieżne zaspy, wchodzenie jest bezpieczniejsze 😉

Magda Kupis
11 lat temu

Chciałam napisać o aniołko-orzełkach i o wchodzeniu w zaspy- ulubione zabawy mojej Toli 😀

Beata Piórko
11 lat temu

Też pod lasem mieszkamy. Każda górka = żywe kule śnieżne 😀 W lesie nawet stara matka może się powydurniać haha Wszystko potem mokre, ale zabawa przednia 🙂

Kasia Zabun
Kasia Zabun
11 lat temu

nienawidze zimna i zimy,ale mam dzieci a za czym idzie-obowiazek wyprowadzania ich na swieze powietrze,najlepiej codziennie…robimy wszystko co ogolnie w sniegu i ze sniegiem robic mozna…zyje nadzieja na wiosne 🙂

Aneta Bednarek Ruszkowska

Bardzo ładnie napisałaś, i wszystko brzmi świetnie. My podobnie bawiliśmy się w śniegu ale w Łodzi nie ma śniegu od kilku tygodni i nie ma żadnej przyjemności z wychodzenia na spacery. Na szczęście wiosna coraz bliżej 🙂

Aneta Bednarek Ruszkowska

haha, odnosnie tego co pisalam wyzej – wlasnie przeczytalam, ze zapowiadaja nowe opday sniegu w Lodzi 🙂

Żaklina Kańczucka
11 lat temu

U nas- czyli nad Bałtykiem, śnieg to już przeszłość, ale i tak nie
zaszaleliśmy bo Bartek miał zapalenie oskrzeli i dość długi czas spędził
w domku :/

Lidia Madalińska
11 lat temu

my oprócz zabaw wymienionych powyżej, zjeżdżamy na sankach z górki, bawimy się na placu zabaw – żjeżdżamy na zjeżdżalni, kręcimy się na karuzeli, bujamy na huśtawce, a to wszystko w pięknej scenerii śnieżnej. Dokarmiamy wiewiórki, których w pobliskim lasku nie brakuje. Wrzucamy kule śnieżne na sanki i je wesoło ciągniemy udając, że to pociąg towarowy. Gdy są kałuże, to N. wrzuca do nich śnieg ciesząc się przy tym, bo śnieg momentalnie znika 🙂 Gdy coś jeszcze mi się przypomni, to dam znać 🙂

Dania główne 27 grudnia 2012

Zupa pudliszkowa czyli pomidorowa z sercem

Zupa pomidorowa, czyli nic bardziej banalnego nie da się w kuchni ugotować (no może poza wodą na herbatę). Może to i prawda, ale nie kiedy do gotowania zabierze się jedenaścioro małych kucharzy – oczywiście pod czujnym okiem prowadzących zabawę dorosłych. Tak właśnie wyglądały warsztaty, na których moje dziecko gotowało swoją pierwszą w życiu zupę. A to wszystko dzięki firmie Pudliszki, która zaprosiła nas do Little Chef na tę wspaniałą imprezę.

Na dzień dobry każdy mały kucharz dostał czapkę kucharza i fartuszek, oczywiście w kolorze zupy pudliszkowej. Zaraz potem obowiązkowe mycie rąk i do pracy! Czym byłaby zupa pudliszkowa bez prawdziwego domowego makaronu? Każde dziecko dostało kawałek ciasta i musiało je rozwałkować. Ale nie tradycyjnym drewnianym wałkiem (choć i takie mali kucharze mieli możliwość wypróbować), tylko maszynką do wałkowania ciasta, która mnie osobiście przypomina wyżymaczkę do starej dobrej Frani. Pamiętacie jak to wyglądało? Różnica była taka, że wyżymaczkę ustawia się od razu na najcieńszy możliwy rozmiar i używa raz, ciasto przez wałki musiało przejść pięć razy. A ileż przy tym było radości, śmiechu i zamieszania! Przyznaję, pomyślałam że zaplanowano to tak, żeby zajęcia trwały dłużej, ale pani Ania nadzorująca wałkowanie, wytłumaczyła mi, że gdyby od razu nastawić najcieńszy rozmiar ciasto miałoby grudki. No cóż, człowiek całe życie się uczy. Za szóstym razem ciasto wychodziło z maszynki w postaci cienkich nitek. No prawie. Trochę się kleiły i trzeba było rozdzielać ręcznie. Brzmi strasznie? Nie dla małych i ambitnych kucharzy, prawie na wyścigi rozdzielali makaron, który potem trzeba było jeszcze pociąć nożyczkami. Cięliście kiedyś makaron nożyczkami? Ja się przyznaję, że nigdy, ale może się skuszę, radość w oczach dziecka – bezcenna.

Dzieci robiły makaron a mamusie w tym czasie obierały warzywa do zupy. Troszkę na pokaz dla dzieci, bo w garnku już wesoło bulgotał wywar z mięsa i warzyw.Na szczęście mali kucharze nie mają poczucia czasu i nie zauważyli, że marchewka jakimś cudem po 10 minutach była już miękka. Tak naprawdę, jak powiedziała pani Katia, mistrzyni ceremonii, warzywa z mięsem gotowały się trzy godziny. Makaron się gotował a dzieci… kroiły marchewkę:) Ugotowaną i wystudzoną, więc nawet najmłodsi nie mieli z tym problemu, chociaż noże do ostrych nie należały. Tak na marginesie, najmłodsze było moje  3,5 letnie dziecko, ale świetnie odnalazło się wśród starszych kolegów i koleżanek, nawet zawarło nową przyjaźń 🙂

Nadszedł czas na najważniejszy moment, doprawienie zupy koncentratem pomidorowym, więc wszystkie dzieci otoczyły blat z gotującym się wywarem, każde chciało zamieszać! Zwykłą zupę pomidorową doprawiamy zwykłym koncentratem, zupę pudliszkową oczywiście koncentratem firmy Pudliszki. Małe zamieszanie wywołało niewinne pytanie czy zupa ma być ze śmietaną czy nie, ile dzieci tyle zdań, a wydawałoby się, że są tylko dwie możliwe odpowiedzi. Na szczęście pani Katia zna się na sztuce gotowania i osiągnęła kompromis, który zadowolił wszystkich.

Zupa gotowa, czas na degustację. Powiem Wam prawdę, zupa była na mięsie, więc ja jako zagorzała wegetarianka nie spróbowałam, ale była to pierwsza od niepamiętnych czasów zupa, o której nie mogłam powiedzieć, że brzydko pachnie. Zazwyczaj wszystko co na mięsie gotowane ma denerwujący mnie zapach, tym razem było inaczej, więc w zupie pudliszkowej naprawdę jest coś wyjątkowego. Dowodem na to były szybko opróżniane talerze i krzyki: „ja chcę dokładkę!”

Kiedy dzieci jadły, mamy zostały zaproszone na zapoznanie się z nowymi smakami pudliszkowych koncentratów, tradycyjny zyskał trzy nowe wersje: z natką pietruszki, z bazylią i z czosnkiem. Ten ostatni wypróbowałam w domu gotując chińszczyznę, mój mąż powiedział, że dawno mi nie wyszła taka dobra :)) No cóż, my kobiety mamy swoje sekrety, zwłaszcza gdy Pudliszki troszkę pomogą!

Po obiedzie przyszedł czas na deser – pyszną szarlotkę upieczoną przez panią Anię. Jak nie jestem fanką tego ciasta, tak zjadłam dwa kawałki (a co tam, odchudzać się będę w styczniu).

Na koniec dzieci dostały dyplomy za ugotowanie pysznej zupy pudliszkowej i pięknie zapakowane prezenty, a w środku płyta „Do zjedzenia”, książka „Pichciuchy czyli rodzina w kuchni” i oczywiście koncentraty w czterech smakach. Pudliszki zamieszkają u nas w domu na dłużej 🙂

Fartuszki też powędrowały do domu małych kucharzy. W tej chwili jest to ulubiony strój mojego dziecka – pierwsze słowa jakie wypowiada po przebudzeniu to: „chcę się napić”, drugie: „gdzie mój fartuszek?”

Popołudnie z Pudliszkami było naprawdę bardzo udane, co chyba widać na zdjęciach?

A Wy jak często gotujecie zupę pudliszkową? Może macie małe triki kuchenne, którymi się z  nami podzielicie?

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Hanna Szczygieł
11 lat temu

Super, tylko pozazdrościć!

MIrella
MIrella
11 lat temu

Nie zazdrość, ugotuj :))

Joanna Pawlińska
11 lat temu

Przyznam się bez bicia, pomidorówka to jedno z niewielu dań, które mi kompletnie nie wychodzi 😉 Nie pytajcie mnie jak może nie wyjść.

Magda
Magda
11 lat temu

Ulubiona zupka mojej córci póki co 🙂

Barbara Heppa-Chudy
11 lat temu

Fajnie byłoby się wybrać na takie wspólne gotowanie!
Czy Pudliszki nie organizują czasem warsztatów poza Warszawą?

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close