Dlaczego zimą chcemy więcej spać, mamy mniej energii i najchętniej zapadlibyśmy w sen o niemal dowolnej porze dnia lub nocy? Nie ma w tym nic dziwnego! To natura upomina się o swoje prawa. Nie ma sensu z nią walczyć, ale można sobie pomóc przetrwać ten trudny czas.
Skąd się bierze „apetyt na sen”?
Bezpośrednim sprawcą senności jest melatonina, zwana często hormonem snu. W zasadzie mogłaby być wytwarzana bez przerwy, jedyne, co ją hamuje, to światło słoneczne. Zimą z oczywistych powodów tego światła jest mniej. Nie dość, że dzień jest krótszy, to jeszcze pogodne i bezchmurne dni można policzyć na palcach jednej ręki. Częściej jest pochmurno, szaro i nawet w ciągu dnia trzeba w domu włączać światło. Dlatego właśnie, chociaż teoretycznie zimą nie potrzebujemy więcej snu niż latem, odczuwamy senność przez większość wieczoru.
Latem odwrotnie, wczesny wschód słońca i późny zachód skutecznie blokują produkcję melatoniny. Stąd mamy uczucie, że jesteśmy pełni energii, chęci do życia.
Drugim powodem senności jest obniżenie temperatury na zewnątrz, a często też i w domach. Nie wszędzie ogrzewanie radzi sobie ze stratami ciepła wynikającymi z wadliwej lub po prostu starej konstrukcji budynku. Tam, gdzie nie przeprowadzono termoizolacji, straty ciepła mogą być naprawdę duże. Efekt? Największym marzeniem staje się puchaty koc i wygodne łóżko.
Wniosek: w żadnym razie nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia z powodu zimowej senności i spowolnienia rytmu dnia! To całkowicie naturalne zjawisko, w ostatnich latach zaburzone przez sztuczne oświetlenie i budziki. Dacie wiarę, że kiedyś, dawno temu, jak się robiło ciemno, to człowiek pierwotny szedł do jaskini i sobie po prostu zasypiał? I w nosie miał, że jest dopiero szesnasta godzina 😛
Skąd czerpać zimą energię do życia?
Mnie osobiście pionizuje poczucie obowiązku, jak coś muszę, to muszę i nie ma zmiłuj. Jednak nie każdy ma tyle samodyscypliny i chęci, by wyrwać się z przepastnych objęć Morfeusza. Także budzik nie zawsze daje radę. Odkąd pojawiły się budziki elektroniczne z funkcją drzemki, poranne wstawanie może przeciągnąć się nawet o godzinę. Serio, znam takie przypadki. Tymczasem amerykańscy naukowcy (oni to lubią badać dziwne rzeczy) twierdzą, że jeśli ktoś wstanie po pierwszym budziku, to będzie „zamulony” zaledwie pół godziny, potem się na dobre rozbudzi. A jak ktoś ulegnie pokusie drzemek, to rozbudzanie potrwa nawet cztery godziny! Czyli jeśli chcemy być od rana pełni energii, musimy sobie kupić budziki starego typu, tam nie ma drzemek 😛
Jeszcze lepszym sposobem na naładowanie baterii jest wyjście na świeże powietrze. Nawet jeśli dzień jest pochmurny, to i tak na zewnątrz jest więcej światła niż w budynku. A jak jest słoneczny, to już w ogóle trzeba korzystać na całego. I nieważne, że akurat termometr pokazuje dwucyfrowy mróz. Nie ma złej pogody na spacer, są tylko złe ubrania!
Jeśli obowiązki nie pozwalają wyjść na zewnątrz, trzeba wpuścić jak najwięcej światła do domu lub biura. A więc odsłaniamy okna! Podciągamy całkowicie rolety do góry (nawet rolety dzień noc), odsłaniamy na bok firanki, montujemy na ścianach lub ustawiamy pod nimi dodatkowe lustra, które odbiją i rozproszą światło słoneczne. Mała rzecz, a cieszy!
Chce ci się spać? Ruszaj się!
Oczywiście nie wieczorem, kiedy naprawdę trzeba iść spać. Jednak w ciągu dnia kwadrans gimnastyki zadziała lepiej (i zdrowiej) niż filiżanka małej czarnej. Krew zacznie szybciej krążyć, a więc i szybciej dostarczać tlen do wszystkich tkanek i komórek, ponadto wytworzy się serotonina, zwana hormonem szczęścia. Czy szczęśliwy człowiek tak po prostu idzie spać?
Nie masz zwyczaju trenować i nie wiesz, od czego zacząć? W internecie znajdziesz pełno filmików z rozgrzewkami. To dobry początek.
Nie zapominaj o wietrzeniu mieszkania lub domu
Zimą stawiamy przede wszystkim na komfort termiczny. To zrozumiałe, niemniej nie zawsze słuszne założenie. Nawet jeśli za oknem jest – 20°C trzeba otworzyć okno, a jak się da, to i drzwi. Oczywiście, że się wyziębi, ale tylko na chwilę! A świeże powietrze nagrzewa się zdecydowanie szybciej niż zatęchłe. Robię ten eksperyment od jakiegoś czasu i to naprawdę działa! Potrafię obniżyć temperaturę w domu o kilka kresek (jak się zagapię, to nawet 10), a moje dziecko jest szczęśliwe, że mamy takie fajne powietrze. Tlen jest niezbędny do życia, to banał, ale prawdziwy. Zmniejszony poziom tlenu powoduje ospałość, trudności z koncentracją, myśleniem, działaniem. Ale – co może zaskakiwać – także trudności z zasypianiem. Nic to, że jesteśmy senni, w niewywietrzonym domu nie zaśniemy, takie błędne koło.
Pij! Wodę oczywiście 😛
Latem sięganie po butelkę z wodą wydaje się czymś naturalnym. Zimą przeciwnie – nie czujemy pragnienia. Co wcale nie oznacza, że nie potrzebujemy pić. Co prawda nie pocimy się, ale i tak tracimy sporo wody, ponoć nawet dwa razy więcej niż latem! Ma to być efekt wiatru, mrozu i suchego powietrza w ogrzewanych pomieszczeniach. A odwodniony organizm zachowuje się podobnie jak niedotleniony.
Zimowa senność nie jest niczym niezwykłym. Bądźmy dla siebie dobrzy i dorzućmy sobie godzinkę lub dwie do nocnego snu. Jednak nie popadajmy w przesadę. Dwanaście godzin w łóżku nikogo nie uszczęśliwi. No, chyba że we dwoje, ale to już zupełnie inna historia 😉
Zdjęcie: Pixabay