Emocje 31 lipca 2018

Jak być najlepszą wersją siebie?

Jak często zastanawiacie się na sobą i swoim życiem? Mnie się zdarza i to wcale nie tak rzadko. Jestem świadoma, że to jaka jestem i w jaki sposób żyję, zależy przede wszystkim ode mnie i staram się być odpowiedzialna za tę jakość. Z jednej strony chciałabym być najlepszą wersją siebie, z drugiej tyle rzeczy mi nie wychodzi, zwyczajnie nawalam.

Usiadłam dziś do komputera, by zrobić coś à la rachunek sumienia, ale by może zachęcić Was do takiej refleksji. Tak po prostu, bez powodu, ani z okazji nadejścia nowego roku, okrągłych urodzin czy wyjątkowego życiowego wydarzenia…

Punkt pierwszy – robienie dobrych rzeczy.

Uwielbiam to uczucie, gdy udało mi się komuś pomóc. Fajnie jest być potrzebnym, pomocnym, przynieść komuś radość. Nie dla chwały, oklasków, sławy, ale dla uśmiechu, błysku w oku, albo satysfakcji, że się udało, że ktoś odczuł naszą sympatię, dobry gest.

Punkt drugi – mówienie: kocham, przepraszam, dziękuję.

W stosunku do pewnych osób jest to banalnie proste, do innych – niewyobrażalnie trudne. To, co odczuwamy w stosunku do różnych osób, wpływa przede wszystkim na nas samych. Czy złość, nienawiść nie przynosi nam bólu? I to często większego nim osobie, do której to negatywne uczucie żywimy. Dlatego dobrze jest się przełamać i okazywać wdzięczność, miłość, żal, nawet gdy jest to bardzo trudne.

Punkt trzeci – systematyczność.

Systematyczność się nam opłaca – jesteśmy na bieżąco, poświęcamy mniej czasu na zrobienie czegoś, nie mamy wyrzutów sumienia, więc spokojnie. Niestety bywam niesystematyczna, moją bolączką jest zarządzanie sobą i własną pracą w czasie! O jak często szukam wymówek, przekładam, odwlekam na później, robię wszystko, żeby nie robić tego, co zrobić muszę. A nie lepiej byłoby mieć to z głowy! Bo czy to nie jest tak, że bycie systematycznym kojarzy nam się z dyscypliną, rygorem… a te mało kto lubi. Nie będę w tym miejscu radziła, by pracować nad swoją motywacją, silną wolą itd., wspomnę jedynie o czymś, co u mnie się sprawdza. By zwiększyć swoją- nazwijmy to – produktywność w danym dniu, przygotowuję sobie jego plan, czyli punktuję rzeczy, które zależy mi, by zrobić.

Punkt czwarty – radość życia.

Każdy z nas ma w życiu czas lepszy i gorszy. Ale o wiele łatwiej jest mieć oczy szeroko otwarte na wszystkie nawet maleńkie pozytywne rzeczy, zdarzenia, które się dzieją. One potrafią dobrze nastroić, odczarować pochmurny dzień. Spojrzenie też na siebie przychylnym okiem. Nie pozwalajmy, by małe szczęścia przelatywały nam przed nosem. Z tym akurat nie mam problemu, zawsze widzę szklankę do połowy pełną. Szczęśliwy człowiek to nie ten, który wszystko ma, ale ten, który cieszy się wszystkim, co ma.

Punkt piąty – niemarnowanie czasu.

Chciałoby się dodać… na głupoty. Bezmyślne oglądanie telewizji (i nie mam tu na myśli ciekawego filmu), oglądanie profilów znajomych na Facebooku, udowadnianie racji, obsesyjne sprawdzanie telefonu… Bo czy wszystko, co robimy na co dzień, jest nam potrzebne, jest dla nas ważne, czy chociaż przynosi nam radość? A może tylko zjadają czas, którego pula jest ograniczona? A to przecież od każdego z nas zależy, jak z czasu korzystamy. Ja muszę sobie od czasu do czasu przypominać, że chcę żyć tak, jakby to był ostatni dzień mojego życia. Muszę sobie uzmysławiać, że każda minuta jest ważna i by nie tracić czasu na mało istotne rzeczy.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Jedzie pociąg z daleka

Autor: Jeffrey D. Allers
Ilustracje: Nikola Kucharska
Wiek: 7-107 lat
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 30 min

” Jedzie pociąg z daleka, na nikogo nie czeka […]” – każdy zna słowa tej kultowej piosenki! A teraz będzie mógł poznać i równie dobrze zapamiętać grę o tym samym tytule.

Powiem Wam, że „Jedzie pociąg z daleka” jest jedną z najlepszych gier rodzinnych, którym poświęciliśmy czas z dzieciakami. Ma ona wszystko, by stać się tak rozpoznawalna, jak Monopol czy choćby Scrabble — jest wciągająca, buduje atmosferę, zmusza do myślenia i podkręca ducha rywalizacji pomiędzy graczami.

” Jedzie pociąg z daleka” jest grą kafelkową, czyli za pomocą kafelków (fragmentów składających się na pole planszy do gry) budujemy dowolną sieć torów, po których przesuwamy lokomotywy. Każdy z graczy ma w swojej zajezdni cztery lokomotywy, z których każda musi dotrzeć do innego miasta. Kto pierwszy, ten bogatszy, bo im wcześniej docieramy swoją lokomotywą do danej stacji, dostajemy więcej punktów. Ci, którzy docierają po pionierze, otrzymują odpowiednio mniej punktów za przyjazd. Gracz, który po podsumowaniu rundy zdobędzie najwięcej punktów wygrywa. 

Gra opiera się na logicznym myśleniu i spostrzegawczości, z tego powodu najbardziej spodoba się dzieciom powyżej siódmego roku życia. Mój niespełna pięciolatek nie do końca zrozumiał zasady i jego tory powstają w sposób wyłamujący się poza schemat ;). 

My, zasiadając we czwórkę już na „dzień dobry” obczajamy, gdzie opłaca się w pierwszej kolejności jechać. Kombinujemy, rozmyślamy i jest przy tym wiele radości i satysfakcji. Daje się również słyszeć jęk zawodu, ale trzeba umieć przegrywać ;). Niestety ani razu nie udało mi się wygrać 🙂

Uwielbiamy grać w tę grę, bo poza wersją podstawową, w którą gramy z dziećmi, jest jeszcze rozszerzona, o trochę bardziej skomplikowanych zasadach. W wersji rozszerzonej przewidziano dodatkową punktację oraz liczenie długości torów.  W obu wersjach należy uważać na to, by lokomotywy nie zderzyły się na tym samym torze, ponieważ są usuwane, a wraz z nimi ginie nadzieja na zdobycie większej ilości punktów. Plansze z punktacją są odrębne dla opcji składającej się z dwóch, trzech, jak i czterech graczy.  

Każda z plansz, po których jeżdżą lokomotywy jest inna. Pionki — lokomotywy są drewniane, żetony i same kafelki wykonano dokładnie i z grubej tektury, są więc bardzo trwałe. 

Ta gra jest idealna zarówno na letnie wieczory, jak i  leniwe niedzielne popołudnia. My do rozegrania czterech kolejek potrzebujemy mniej więcej 30-40 minut. Idealnie na nienużącą i angażującą rozrywkę. Być może gracze ze starszymi dziećmi będą szybciej układali kafelki i przesuwali lokomotywy po torach, ale przecież nie o czas chodzi, ale o to, by bawić się jak najlepiej.

“Jedzie pociąg z daleka” to gra, którą serdecznie mogę — i chcę — Wam serdecznie polecić.

Dziękuję wydawnictwu Nasza Księgarnia za przekazanie gry do recenzji.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

6 domowych sposobów na oparzenia słoneczne

Latem z największą przyjemnością korzystamy ze słońca. Opalamy się godzinami, marząc o opaleniźnie godnej pozazdroszczenia. W pewien sposób przyciemnioną skórę traktujemy jako dowód udanego urlopu, a dla wielu z nas im mocniejsza opalenizna, tym lepsza.

Aby było szybciej, celowo pomijamy smarowanie skóry kosmetykami z wysokimi filtrami przeciwsłonecznymi. Efekt przychodzi szybko, tylko zamiast równomiernego brązu, najczęściej pojawia się paląca czerwień i razem z nią schodząca skóra. Poparzenie słoneczne bywa bardzo nieprzyjemne, a nawet niebezpieczne. Im dłuższa ekspozycja na palące słońce, tym większy kłopot. Aby załagodzić problem bolesnej skóry, można sięgnąć po apteczne preparaty lub wykorzystać to, co akurat mamy pod ręką.

1. Chłodny kompres

Namocz ręcznik w chłodnej, ale nie lodowatej wodzie, by oszczędzić sobie szoku termicznego, i przyłóż do skóry. To samo dotyczy lodu, który należy zawinąć w czystą ściereczkę, żeby uniknąć miejscowego odmrożenia. Podobnie zadziała chłodny prysznic.

  1. Jogurt naturalny

Jogurtem bez cukru (może być także maślanka lub kefir) posmaruj podrażnione miejsca, by odczuć ulgę. Skóra nie tylko zostanie schłodzona, ale i nawilżona.

  1. Woda

Tym razem nie na ciało, ale do picia. Opalanie sprawia, że sporo wody ucieka z organizmu. poparzona skóra jest bardzo wrażliwa i zapewnienie jej nawilżenia od wewnątrz przyniesie pozytywne efekty dla jej kondycji.

  1. Sok z aloesu

Jeśli hodujesz leczniczy aloes na swoim parapecie, odetnij liść, przetnij go na pół i wyciśnij z niego “żel” lub przejedź przeciętą stroną liścia poparzoną skórę. Aloes łagodzi podrażnienia i regeneruje skórę.

  1. Zielona herbata

Zaparz zieloną herbatę, a po ostudzeniu wykorzystaj do okładu, by przyspieszyć proces gojenia się skóry.

  1. Miód

Jeśli oparzenie nie jest rozległe, posmaruj wrażliwe miejsce miodem. Miód ma właściwości przeciwzapalne i antybakteryjne, działa zbawiennie na niewielkie podrażnienia skóry.

Powyższymi sposobami możesz śmiało radzić sobie sama, o ile oparzenie nie jest duże. Pamiętaj, że kiedy rumień skóry jest rozległy i towarzyszy mu silne pieczenie skóry, opuchlizna, pęcherze, wysięk surowiczy i gorączka, oznacza to oparzenie II stopnia. W tym przypadku nie można leczyć się na własną rękę i należy zgłosić się do lekarza.

 

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close