Jak rozmawiać z nastolatkiem o polityce?
Jak rozmawiać z nastolatkiem o polityce? No nie uwierzycie, ale wujek Google na ten temat milczy. Dziwne, bo zawsze ma dużo do powiedzenia. Jednak ja spróbuję podzielić się z Wami moim doświadczeniem, bo w naszym domu polityka nie jest tematem tabu.
Czy trzeba rozmawiać z nastolatkiem o polityce?
To pytanie można trochę z modyfikować i zapytać, czy w ogóle trzeba rozmawiać z dzieckiem o polityce. No i tu odpowiedź będzie brzmiała: „To zależy”. Maluchy raczej mają politykę w nosie, szczególnie jeśli na co dzień się z nią nie stykają. U nas w domu była (zresztą nadal jest) zasada nieoglądania wiadomości (obojętnie na jakim kanale tv) przy dziecku. Jak Duśka była mała, staraliśmy się ją chronić przede wszystkim przed złymi wiadomościami, a nigdy nie wiadomo, którą wojnę, zamieszki, rozruchy czy choćby awanturę w sejmie akurat telewizja pokaże.
O polityce nie rozmawialiśmy więc wcale, ale już o sposobie funkcjonowania państwa jako takiego owszem, bo raz na jakiś czas szliśmy całą rodziną na wybory. Trzeba więc było dziecku wyjaśnić, kto to jest prezydent i jak się go wybiera.
Teraz mamy w domu nastolatkę i rzecz wygląda inaczej. Nie unikamy rozmów o polityce, jeśli dziecko samo do nich dąży, a dąży. Szczególnym zainteresowaniem cieszy się (co chyba zrozumiałe) minister Czarnek i wszelakie reformy systemu edukacji. Na topie jest też premier Morawiecki, z jakiegoś powodu młodzież sporo wie o jego poczynaniach. Natomiast jak się okazało, dziecko nie ma pojęcia, kto to jest Krystyna Pawłowicz. Może i dobrze.
Czy trzeba rozmawiać z nastolatkiem o polityce? Moim zdaniem tak. Jeśli sam drąży i zadaje pytania, to lepiej spokojnie to czy tamto wyjaśnić, niż pozwolić, by dziecko czerpało wiedzę z memów albo TikToka.
Jak rozmawiać z nastolatkiem o polityce?
Spokojnie i rzeczowo. Wiem, że to może być trudne, ale trzeba zacisnąć zęby, żeby nie przekazać dziecku własnych (często negatywnych) emocji. Swoje poglądy polityczne można ujawnić, ale wypadałoby uzasadnić, dlaczego jednego polityka darzymy zaufaniem i szacunkiem, a drugiego niekoniecznie. Przy czym lepiej używać merytorycznych argumentów niż oklepanego: „Tamci też kradli, ale ci są lepsi, bo tak”. Nie łudźcie się, dociekliwy nastolatek tego nie łyknie.
Bywa i tak, że emocje (szczególnie dziecka) wymkną się spod kontroli. Czy to źle? Moim zdaniem nie. Wolę wiedzieć, co kłębi się w głowie mojej córki, by w porę odpowiednio reagować. Czasem dzięki takim wybuchom mam okazję to i owo wyprostować, bo wiedza wyniesiona z internetu naprawdę jest wybiórcza. I uwierzcie mi, skierowanie rozmowy na rzeczowe i merytoryczne tematy działa lepiej, niż klasyczne: „Uspokój się, rozmawiaj jak człowiek”. Grunt to umieć opanować własne emocje w takim momencie, chociaż przy rozmowach o polityce to nie zawsze jest łatwe.
Kiedy rozmawiać z nastolatkiem o polityce?
Na rozmowę o polityce trzeba mieć czas, bo temat długi jak „Moda na sukces”, a i dygresji na pewno pojawi się sporo. I macie na to moje słowo: nastoletnie dziecko chętniej wda się w dyskusję na temat inflacji i jej prawdziwych przyczyn („No przecież wszyscy wiedzą, że inflacja zaczęła się przed wojną!” – cytat z mojego dziecka) niż karnie usiądzie do lekcji. Dobrze więc się zastanówcie, czy dajecie się wciągnąć w taką rozmowę w odpowiednim momencie. Jeśli temat nie jest palący, lepiej się po prostu umówić, że porozmawiamy po odrobieniu lekcji, po kolacji, jutro, w weekend.
Są jednak takie momenty, kiedy rozmowy nie da się uniknąć i tematy, z którymi dziecko nie powinno zostać samo. Ja to przerabiałam przy okazji strajków kobiet i zniszczenia naszego kościoła. Było trudno, ale pogadać trzeba było od razu.
Kiedy nie rozmawiać z nastolatkiem o polityce?
Hmm. Ja unikam tego rodzaju rozmów w miejscach publicznych (pogadamy w domu) i tuż przed snem, bo się może okazać, że spać pójdziemy za godzinę lub dwie, co źle wpłynie na poranną pobudkę. Proponuję też dziecku, żeby nie dawało się wciągać w takie dyskusje w szkole, szczególnie przy nauczycielach.
Co robić, gdy ktoś w rodzinie ma inne poglądy polityczne, niż my?
Nic. Taką przyjęłam strategię. Nikogo nie przekonuję i nie pouczam. Każdy jest dorosły, ma swoje poglądy i bierze za nie odpowiedzialność. Stanowczo ucinam wszelkie rozmowy o polityce na spotkaniach rodzinnych, szczególnie tych z okazji świąt, jeśli wiem, że może być gorąco.
Dziecko uczę, że można szanować i lubić nawet tych, którzy stoją po drugiej stronie barykady. Mamy taki przykład w rodzinie – bardzo miła osoba, uwielbiamy ją, mamy ciepłe relacje, ale o polityce na wszelki wypadek nie rozmawiamy.
PS: Zdjęcie wybrałam trochę z przekory, żeby było coś ładnego przy tym brzydkim temacie 😉