Klaun z Koszalina – odgrzewany kotlet do straszenia dzieci
– Mamusiu, musimy porozmawiać – oświadczyło mi dziecko, jak tylko wysiadło z autobusu szkolnego.
– Jasne, nie ma sprawy. A o czym?
– Powiem ci w domu.
Hmmm…
– Nie możesz teraz?
– Nie, bo jeszcze ktoś usłyszy.
No nie powiem, zaintrygowała mnie. I trochę nastraszyła. Co to może być takiego, że dziecko nie chce rozmawiać na ulicy, na której tak naprawdę nikogo nie ma? Ten przechodzień dwieście metrów przed nami się nie liczy.
– Mamusiu, czy ty słyszałaś coś o klaunie z Koszalina? Wiesz coś o nim?
– Nic. A powinnam?
– No właśnie nie wiem.
– A czemu pytasz? O co chodzi?
– No jedna dziewczynka w szkole, ona nie jest z naszej klasy, nie wiem, jak się nazywa, mówiła, że jest takie coś i że to jest groźne, tak samo, jak Momo. Widziała w internecie i się teraz boi i jeszcze mówi, że jak zadzwoni do nas ktoś z nieznanego numeru, to na pewno ten klaun.
– I co niby ma wam zrobić przez telefon?
– No właśnie nie wiem. Mówiłam im, że Momo nie jest groźne, że to taka paskudna rzeźba i ktoś to wykorzystał do straszenia dzieci, ale nie chciała mnie słuchać. Inne dzieci też nie chciały. I teraz się boją tego klauna. Wiesz coś o nim?
– Nie wiem, ale zaraz się dowiem.
Magia internetu. Skoro jakaś nieznana z imienia dziewczynka była w stanie znaleźć coś w internecie, to przecież ja też to znajdę, prawda?
No powiem Wam, że jak człowiek takie internety poczyta, to potem może faktycznie bać się wyjść z domu. Ponoć postać klauna w cyrku to już przeżytek. Teraz klaun jest bohaterem… horrorów! Mało tego, osoby przebrane za klaunów rzekomo chodzą po ulicach, straszą przechodniów, porywają dzieci… Czasem nawet używają niebezpiecznych przedmiotów, noży albo broni. No dobra, spieszę Was uspokoić, w Polsce moda na groźnych klaunów jakoś się nie przyjęła. Może szkoda, bo przynajmniej z daleka byłoby takiego przebierańca widać i człowiek by wiedział, że trzeba uciekać.
Klaun z Koszalina był pierwszy i chyba jak do tej pory w Polsce jedyny. Gdyby pojawił się kolejny, dajcie znać, oki?
Nie będę Wam tu szczegółowo opisywała poczynań klauna z Koszalina, w końcu skoro to czytacie, to znaczy, że macie internet. Powiem tylko, że faktycznie zarówno zdjęcia, jak i filmik, który pojawił się na YouTube, jeżyły włosy na głowie. Osoby o słabych nerwach proszone są o nieoglądanie. I na pewno nie pokazujcie tego dzieciom!
Klaun z Koszalina zaintrygował internautów i ci próbowali go wytropić. Zabawa dla niektórych była przednia, no ale co kto lubi. Ja tam nocą po opuszczonych ruderach bym się nie szlajała. Może jestem mało odważna.
Sprawiedliwość klaunowi trzeba oddać, zamieszania narobił sporo, wieść o nim rozeszła się szybciej niż wirus grypy w szczycie sezonu. W Koszalinie i okolicach każdy słyszał o strasznym klaunie, a dzięki internetowi usłyszała o nim cała Polska. No dobra, może nie cała, ja nie słyszałam. Do dziś. A rzecz miała miejsce dwa lata temu. Co ja wtedy robiłam? Nieważne.
Kiedy już cała ziemia koszalińska drżała ze strachu, klaun postanowił się ujawnić. Okazało się, że… ani on nikogo nie porywa, ani nie jest psychopatą, za to jest żądny sławy. Ale nie znaczy to, że cierpi na silną megalomanię, nic z tych rzeczy. Otóż klaun z Koszalina narobił w sieci niezłego szumu, pozbawił snu co mniej odważne kobiety i dzieci (mężczyzn też, ale oni się nie przyznają), a wszystko to po to, by zwrócić uwagę na potrzeby dziecięcego hospicjum w Koszalinie.
Ja wiem, sprawa jest stara, typowy odgrzewany kotlet, ale jak Wam dziecko przyjdzie przerażone ze szkoły, to już będziecie wiedzieć, o co chodzi.
Pozostała sprawa wyjaśnienia dziecku motywów pana klauna.
– To nie mógł wymyślić czegoś innego? Musiał straszyć?
– Wiesz, może to nie było najlepsze, ale cel osiągnął. Wszyscy o nim usłyszeli.
– Nie mógł normalnie powiedzieć, że potrzebna kasa dla chorych dzieci?
– Kotek, ale w internecie pełno jest próśb o kasę dla chorych dzieci. Żeby się przebić i dać zapamiętać, trzeba wymyślić coś extra.
– No ale nie da się jakoś grzeczniej?
– To wymyśl coś.
– Ja?
– No tak, przecież każdy może. Wymyślisz, pójdziemy do naszego miejskiego hospicjum, zapytamy co oni na to i jak się zgodzą, to wrzucimy do internetu.
– Tak po prostu?
– Tak, tym się nie musisz martwić, ja to ogarnę. Ty tylko coś wymyśl.
No to teraz czekam…