1 grudnia 2021

Antylopa z Podbeskidzia – Artur Andrus

Tytuł: Antylopa z Podbeskidzia
Autor: Artur Andrus
Oprawa: twarda
Liczba stron: 383
Rok wydania: 2021
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

 

Artur Andrus to niewątpliwie legenda, zarówno dziennikarstwa (przez wiele lat był związany z radiową Trójką), jak i polskiej sceny kabaretowej. Jego charakterystyczny, raczej powolny sposób mówienia i błyskotliwe poczucie humoru od lat oczarowują zarówno młodszych, jak i starszych odbiorców. Ja uwielbiam go szczególnie za nietuzinkową zabawę słowem (choćby słynne: piłem w Spale, spałem w Pile), dużą zdolność do improwizacji i świetny zmysł obserwacyjny. To człowiek, który potrafi na poczekaniu napisać fraszkę lub piosenkę, na przykład na podstawie tego, co znajdzie w gazecie. I o tym właśnie jest Antylopa z Podbeskidzia.

To właściwie nie tyle książka, którą czyta się z zapartym tchem, co zbiór wspomnień albo felietonów na temat ballad dziadowskich. Ballady te, pisane naprędce przed różnymi występami, nieprzypadkowo noszą taką nazwę. Po pierwsze ich bohaterowie z założenia mają imiona kojarzące się mało arystokratycznie, po drugie – ich jakość, jak sam autor twierdzi, jest właśnie dziadowska, bo na dopracowanie nie ma czasu. Tu akurat się z nim nie zgadzam. Utwory te, mimo iż faktycznie dość proste, często powiązane rymami częstochowskimi, są na swój sposób urocze i bardzo przyjemne w odbiorze.

Antylopy nie da się czytać szybko. Przynajmniej ja nie umiem, chociaż daję Wam słowo, że z szybkim czytaniem problemów nie mam. Jednak tutaj przeszkadzają mi dwie rzeczy: po pierwsze cały czas słyszę w głowie głos pana Artura, a on – jeśli chodzi o wymowę – jest raczej długodystansowcem niż sprinterem, po drugie nie widzę sensu czytania ze stoperem w ręce. Ten zbiór felietonów to przyjemność, którą warto sobie dawkować. Ot, jeden, dwa, góra trzy rozdziały do poduszki i na tym koniec. No dobrze, można dojść do pięciu. Więcej nie, bo za szybko się skończą. Ponadto, moim prywatnym zdaniem, czytanie felietonów hurtowo kompletnie nie ma sensu. Gdzieś po drodze traci się przyjemność z delektowania się grą słów, subtelnymi podtekstami, niebanalnym poczuciem humoru. Dlatego ja położyłam sobie książkę przy łóżku i czytam na raty, a w międzyczasie czytam inne książki. Pojedyncze rozdziały mają od dwóch do (mniej, więcej, bo nie liczyłam) pięciu stron, więc można sobie taki jeden felietonik przeczytać choćby w przerwie na reklamy, szczególnie w telewizji komercyjnej. To zdecydowanie zdrowsze dla umysłu. Właściwie to i trzy spokojnie można przeczytać, jeśli blok reklamowy ma typową objętość.

Antylopa z Podbeskidzia ma blisko czterysta stron, czyli uzbiera się dobrze ponad sto rozdziałów. Naprawdę jest się w czym rozsmakowywać. To gratka nie tylko dla miłośników kabaretu i felietonów jako takich, ale też językowych purystów, bo całość napisana jest przepiękną i bardzo bogatą polszczyzną, o co niestety w literaturze często coraz trudniej.
Na uwagę zasługują też czarno-białe gazetowe ilustracje Daniela de Latour, mające podkreślić felietonowy i jednocześnie gazetowy charakter książki. Zapewne stąd też wziął się jej większy niż przeciętnej pozycji format. Także czcionka jest ciut większa niż w większości książek, które miałam okazję trzymać w ręce, a i interlinia całkiem przyzwoita. Dzięki temu czyta się dokładnie tak, jak powinno: lekko, łatwo i przyjemnie. Bo właśnie taka jest Antylopa z Podbeskidzia. Jej zadaniem jest bawić, wywoływać uśmiech na twarzy, czasem zdumienie, ale nigdy smutek lub czy złość.

Dla kogo jest Antylopa z Podbeskidzia? Pewnie, wbrew pozorom, nie dla wszystkich, chociaż wszystkim bez wyjątku bym poleciła. W pierwszej kolejności młodzieży, żeby na odmianę poobcowała z czystą polszczyzną. Myślę, że fani Artura Andrusa i w ogóle miłośnicy sztuki kabaretowej nie będą rozczarowani. Poleciłabym ją też pesymistom i malkontentom, żeby nabrali dystansu do otaczającego ich świata. A także wszystkim, którzy po prostu mają chęć się uśmiechnąć. Pozycja jest na tyle neutralna, że bez obaw można ją wręczyć jako prezent mikołajkowy lub gwiazdkowy.

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Nasza Księgarnia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close