1 grudnia 2022

Anyway – Paulina Świst

Tytuł: Anyway
Autor: Paulina Świst
Oprawa: miękka
Liczba stron: 318
Rok wydania: 2022
Wydawnictwo: Muza 

Anyway Pauliny Świst – jeszcze książka, czy już tylko nowelka?

No dobra, może jestem trochę złośliwa, ale tylko trochę. Już w trakcie czytania wydawało mi się, że mimo ponad trzystu stron książka jest dziwnie krótka.

Zadałam sobie nawet trud policzenia pustych stron, jest ich aż 61! W ułamki już się nie bawiłam, ale każdy rozdział zaczyna się w jednej trzeciej strony, wiele kończy się po kilku linijkach, więc mamy dodatkowe pustki. Efekt? Jedynie około 245 tysięcy znaków, a to naprawdę nie jest dużo.

Dla porównania Fighter, pierwsza część do Anyway, ma ich około 315 tysięcy, a to też nie jest dużo. Powiem Wam jeszcze, że debiutancki Prokurator miał coś koło 380 tysięcy i to się naprawdę czuło. Znacie mnie i wiecie, że dobra książka to długa książka, tutaj za długość muszę odjąć punkty. I wcale nie chodzi mi o pisanie na metry, żeby tylko znaków nabić. Jednak Anyway w moim odczuciu mogło być naprawdę soczystym kryminałem, ma niesamowity potencjał, a stało się zaledwie szkicem. 

Pytam się grzecznie: dlaczego?! Dlaczego jedna trzecia książki to zaledwie wieczór i noc, w czasie której bohaterowie ochoczo uprawiają seks, a cała reszta, której jest znacznie więcej, musiała się zmieścić w pozostałych dwóch trzecich? Biorąc pod uwagę tempo początku, to całość powinna mieć co najmniej podwójną objętość. Tak, to byłby literacki ideał.

Anyway – bajka dla niegrzecznych dziewczynek

Naprawdę czekam na autora, który odważy się opisać romans typu: „brzydka ona brzydki on, a taka piękna miłość”. U Pauliny Świst jest typowo: piękna ona, przystojny i nieco diaboliczny on. Na pewno polubicie Igę i Krystiana, bo Paulina Świst ma rękę do tworzenia barwnych postaci, które – nawet jeśli coś nawywijają – dają się lubić od pierwszego spotkania na kartkach książki.

Tym razem na scenę wchodzą dwa bardzo wybuchowe charakterki, gotowe skoczyć sobie do gardeł, a jednak niemogące bez siebie żyć. I jak to zwykle u autorki bywa – zatwardziały łamacz serc niewieścich staje się nagle kochającym, i – co ważniejsze – wiernym partnerem na resztę życia. Taki tam nowoczesny Harlequin. Kto chce, niech wierzy, kto nie, to nie. Czyta się to całkiem przyjemnie.

Żeby nie było zbyt grzecznie i romantycznie to znajdzie się też trochę nowoczesnej Kamasutry, właśnie dla tych niegrzecznych dziewczynek, co to same szlajają się po barach, a swoje zamiary ogłaszają na Instagramie, jak główna bohaterka. Najwyraźniej nikt im nie opowiadał w dzieciństwie bajki o Czerwonym Kapturku albo innym złym wilku.

 

Żeby nie było, że tylko narzekam…

… to napiszę Wam teraz, co mi się podobało.

Po pierwsze bardzo mi się podoba okładka, bo w żaden sposób nie zdradza treści, a na to jestem ostatnio coraz bardziej wyczulona. Mało co mnie nie wkurza tak, jak spojlery od wydawców. Nic takiego nie znajdziecie na pierwszej stronie okładki. Zaglądanie na ostatnią nie jest przymusowe, Wasz wybór.

Po drugie – jest bardzo dużo Kseni i Patryka – bohaterów Fightera. To wyraźna zmiana, ale bardzo na plus i bardzo mi się to podobało. Do tej pory pary poznane w poprzednich książkach, w nowych jedynie gdzieś tam się przewijały w tle. No, może z wyjątkiem Mali M., ale to w ogóle inna bajka i w sumie szkoda, że niedokończona. Tym razem Ksenia i Patryk niemal nie ustępują miejsca w książce Idze i Krystianowi i to mi się naprawdę bardzo podobało.

Podobała mi się też fabuła jako taka. Historia wciąga, nie powiem, że nie. Wymyślona jest całkiem fajnie, sprytnie, z pomysłem i polotem. Momentami nawet zaskakuje.

Aha, muszę też zauważyć, że w Anyway praktycznie nie ma Śląska, akcja dzieje się w Warszawie i Trójmieście. I to też nowość, która mi się bardzo podoba, bo w tych rejonach czuję się zdecydowanie bardziej u siebie, niż w Katowicach lub Gliwicach.

 

Najfajniejsze cytaty

Nie, nie będę spojlerować i żadnego Wam nie zdradzę. Powiem tylko, że fajnych tekstów jest całkiem sporo, ale rzetelnym śmiechem wybuchnęłam zaledwie raz. Mogłabym to zwalić na jesienną depresję, ale… niektóre teksty już znałam, choćby z poprzednich książek. Ogólnie jednak czytałam z uśmiechem na twarzy i praktycznie na każdej stronie dałoby się podkreślić jakiś cytat do zapamiętania na później. Akurat do języka tej książki nie mogę się ani trochę przyczepić.

 

Anyway – ogólne wrażenia

Do znudzenia Wam piszę, że w dobrej książce powinien być trup. No jakiś w sumie jest, więc warunek muszę uznać za spełniony. Śmiesznie też było, więc Anyway spełnia moje dwa subiektywne warunki dobrej książki. Trzeciego niestety nie, bo książka jest zwyczajnie za krótka i tego się będę trzymać ;-P

Tak poza tym – fajnie było. Czyta się lekko, szybko i bez przymusu, nawet z przyjemnością, a chwilami (ale tylko chwilami) z wypiekami na twarzy.

 

Dla kogo jest Anyway?

Fanom Pauliny Świst na pewno się spodoba. Zresztą nie muszę ich przekonywać, bo chyba już wykupili wszystkie egzemplarze. Całej reszcie pozostają e-booki, na które na szczęście nie ma limitu.

A jeśli ktoś nie zna Pauliny Świst? Myślę, że Anyway spodoba się miłośnikom (albo raczej miłośniczkom) romansów z dreszczykiem, fanom lekkich, humorystycznych kryminałów i wszystkim tym, którzy potrzebują się zresetować przy niezobowiązującej do niczego lekturze.

 

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Muza

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close