14 lutego 2023

Doktórka od familoków – Magdalena Majcher

Tytuł: Doktórka od familoków
Autor: Magdalena Majcher
Kategoria: powieść obyczajowa
Wydawnictwo: W.A.B
Liczba stron: 304

Przybywam do Was z recenzją książki Doktórka od familoków. Jest to najnowsza powieść autorstwa jednej z moich ulubionych polskich pisarek, Magdaleny Majcher. Przyznam się, choć może nie powinnam, że książka dotarła do mnie jako ostatnia z zaplanowanych egzemplarzy do recenzji. Oczywiście nie wytrzymałam i zamiast odłożyć ją grzecznie na półkę, by czekała na swoją kolej, od razu za nią się zabrałam.  

Doktórka od familoków — kolejne zaskoczenie 

Powiem Wam szczerze, że autorka po raz kolejny mnie zaskoczyła. Odkąd przeszła pod skrzydła Wydawnictwa W.A.B, koncentruje się na pisaniu zupełnie innych książek, niż na początku kariery. Przyznaję, że mając w pamięci moją ukochaną Sagę nadmorską, odczuwałam niepokój, czy taka zamiana mi się spodoba, ponieważ autorka mocno poszła w stronę literatury true crime. Ale Ona naprawdę wie, co chce przekazać czytelnikom i jak to zrobić. Wystarczy wspomnieć ostatnią Finalistkę, którą przeczytałam na jednym “posiedzeniu”.

Tym razem trafiła do mnie Doktórka od familoków, która zaintrygowała mnie w momencie, gdy tylko o niej usłyszałam. O sprawie Szopienic wcześniej nic nie wiedziałam, a okazała się tak samo wciągająca, jak porażająca.

O czym jest Doktórka od familoków?

Nie będziecie zaskoczeni. Książka jest o doktórce (tak ją określali pacjenci), czyli młodej lekarce opiekującej się mieszkańcami katowickich Szopienic. Mowa o rzeczywistej osobie, doktor Jolancie Wadowskiej-Król, która odważyła się przeciwstawić systemowi i dochodzić sprawiedliwości w imieniu zwykłych, nieświadomych zagrożenia ludzi.  

Ta historia wydarzyła się w latach siedemdziesiątych, we wspomnianych już Szopienicach, robotniczej dzielnicy powstałej obok huty. Owa huta dawała zatrudnienie wielu osobom, które wraz z rodzinami zamieszkiwały pobliskie familoki, czyli budynki wielorodzinne. Byli to raczej prości i biedni ludzie, których codzienność najczęściej zawężała się do tego, co wypić (mężowie i ojcowie) i co do gara włożyć (żony i matki). Familoki stały przy płocie odgradzającym osiedle od terenu huty. Dzieciaki, które umorusane latały po dzielnicy, każdego dnia podziwiały kolorowe dymy unoszące się w powietrzu. Dla tych ludzi to nic szczególnego, ot, twarde, robotnicze życie w PRL-u, do którego po prostu przywykli. 

Wszystko trwało tak do czasu, gdy do lokalnej przychodni, w której pracowała doktórka, zaczęły trafiać dzieciaki z ostrą anemią, niewyrośnięte, niektóre kulejące. Co więcej, często nie radziły sobie z nauką i trafiały do szkół specjalnych. W jednej tylko rodzinie Kościelniaków (w sumie to główni, poza doktórką, bohaterowie książki) było aż dwoje dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. A podobnych przypadków było w dzielnicy jeszcze więcej. Tłumaczono to całkiem logicznie — biedne rodziny nie dają sobie rady z kształceniem i wychowywaniem. A że często pojawia się problem, co do gara włożyć, to bajtle nie mają na czym rosnąć.

Nie daje się jednak nie zauważyć coraz większej liczby słabych dzieci. Wstępne wyniki ich badań są na tyle niepokojące, że Wadowska-Król po niespodziewanej wizycie profesor pediatrii, Bożeny Hager-Małeckiej, zaczyna doszukiwać się prawdziwej przyczyny problemów.

Oczywiście powiedzieć wprost władzy ludowej o swoich podejrzeniach, to jak ukręcić bata na samą siebie. Jednak mimo ryzyka doktórka zaczyna dochodzić niewygodnej prawdy. To, co odkrywa, paradoksalnie staje się szansą na ratunek dla mieszkańców familoków. Szansą, która ma swoją cenę. Wystarczy tylko wspomnieć, że władza ludowa “wywrotowcom” tak łatwo nie wybaczała. A że po drodze zaczynają wypływać na powierzchnię niewygodne fakty i pracownicy huty coraz śmielej przebąkują, co dzieje się za murami zakładu pracy, to sami wiecie…  

Doktórka od familoków — wrażenia 

Jak wiecie, książki Magdaleny Majcher pożeram w mgnieniu oka, i tak też było tym razem. Z ciekawości zajrzałam na stronę lubimyczytać.pl, aby sprawdzić prognozowany czas na przeczytanie lektury. Dojrzałam tam 5 godzin i 4 minuty, ja stwierdzam jednak, że nawet 4 godzin lektura mi nie zabrała. Wciągnęła mnie bez litości.

Akcja nie jest szczególnie dynamiczna, ale powieść czyta się tak, jakby się oglądało film. Nic dziwnego, ponieważ historia jest świetnie podana. Siermiężna codzienność, perypetie poszczególnych rodzin, kwestia przyszłości “zmarnowanych” dzieciaków — to wszystko rozbudza ciekawość. Sprawa “śląskiego Czarnobyla” zwyczajnie porusza, a postawa doktórki wzbudza podziw i szacunek. To, czego dokonała ta niezwykła kobieta, jakiego ryzyka się podjęła, świadczy o tym, jak wspaniałym jest człowiekiem. Jej po prostu należała się ta książka. 

I wiecie, co Wam jeszcze mogę napisać? Na samiuśki koniec, gdy doczytywałam posłowie (doczytuję też podziękowania ;)), autorka przybliża dalsze losy pani doktor, a mnie normalnie ścisnęło wzruszenie, że tak dobrych, mądrych i zarazem skromnych ludzi nosi ta ziemia. Oby więcej ich było, choć akurat sama historia, która rozegrała się w Szopienicach, nigdy już nie powinna się powtórzyć. 

Czy polecam Doktórkę z familoków? Odpowiedź chyba już znacie 🙂 

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem W.A.B

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close