7 kwietnia 2022

Gray Man. Na celowniku – Mark Greaney

Tytuł: Gray Man. Na celowniku
Autor: Mark Greaney
Oprawa: miękka
Liczba stron: 491
Rok wydania: 2022
Wydawnictwo: Poradnia K

Druga część cyklu książek o Gray Manie – Gray Man. Na celowniku – już na okładce wita nas polecajką od Lee Childa, który napisał krótko: Uwielbiam Gray Mana. Muszę przyznać, że nie dziwię się temu wyznaniu. Gray Man ma wiele wspólnego z Jackiem Reacherem – jest podobnie jak on niezłomny, świetnie walczy wręcz, jest doskonałym strategiem, przeszedł specjalistyczne przeszkolenie i wychodzi cało z wszelakich opresji. Gdyby bohaterowie książek istnieli w rzeczywistości, to ci dwaj na pewno by się polubili.

Gray Man. Na celowniku to książka, która powstała ponad dziesięć lat temu, konkretnie w 2010 roku. Realia polityczne i gospodarcze były wówczas nieco inne i dziś książka momentami wydaje się nierzeczywista, wręcz naiwna, szczególnie w obliczu tego, co właśnie dzieje się za naszą wschodnią granicą. Mimo to niewątpliwie osoby ceniące sobie mocne męskie pióro, pełną zwrotów akcji fabułę i niewybredne słownictwo powinny po nią sięgnąć.

Gray Man jest dokładnie taki sam, jakiego zapamiętałam z pierwszej części. Niezniszczalny. To słowo chyba najlepiej do niego pasuje. Kiedy jest taka potrzeba, potrafi wytrzymać nawet bardzo silny ból, nie traci głowy i zimnej krwi w ekstremalnych sytuacjach, podejmuje śmiałe decyzje i nie waha się zabijać. Mówiłam Wam nie raz – dobra książka to taka, która jest śmieszna, albo w której są trupy. Do tej wyliczanki powinnam dodać jeszcze długość – dobra książka musi się długo czytać. Akurat ta ma blisko pięćset stron i na żadnej się nie nudziłam! Curt Gentry (gdyby ktoś nie pamiętał – tak brzmi prawdziwe nazwisko Gray Mana) stale jest w biegu, a gdy biegnie on, biegną też wydarzenia i czasem naprawdę trudno za nimi nadążyć.

Tym razem nasz bohater, były agent CIA i spec od mokrej roboty, będzie musiał kogoś zabić. Zleceniodawcą jest jeden z rosyjskich oligarchów, a sprawa naprawdę poważna – na celowniku Gray Mana ma się znaleźć nie kto inny, tylko sam prezydent Sudanu, który ma na sumieniu wiele tysięcy istnień ludzkich. Ponieważ Curt Gentry z zasady zabija tylko tych, którzy jego zdaniem faktycznie zasługują na śmierć, postanawia przyjąć zlecenie. Jednak niedługo potem odzywa się do niego były szef z jednostki CIA, proponując coś całkiem odwrotnego – nie zabije prezydenta, a jedynie go porwie, by przekazać europejskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Wykonanie zadania ma być odkupieniem rzekomych dawnych win, Curt Gentry bowiem ciągle jest poszukiwany przez łowców głów na całym świecie a nagroda za jego odnalezienie naprawdę wysoka, a głowy Gray Mana żądne jest właśnie CIA. To niemal cud, że daje radę bezpiecznie chodzić po ulicach. Albo jest tak dobry w swoim fachu.

Czy da się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu? Zaspokoić potrzeby wymagającego i bezwzględnego Rosjanina, a jednocześnie zadbać o własną spokojną przyszłość? Nie da się jednocześnie zabić i nie zabić, mieć ciastko i zjeść ciastko. No i umówmy się, rzeczy rzadko dzieją się zgodnie z planem, a jeśli dotyczą Gentry’ego, prawie nigdy nie dzieją się zgodnie z planem. Wyłuskanie z tłumu ochroniarzy prezydenta Sudanu nie pójdzie tak gładko, jak obiecywała to lokalna jednostka CIA. A to, co wydarzy się dalej… tego się nie da opowiedzieć, to musicie przeczytać!

Mark Greaney prowadzi akcję książki na swoich zasadach, nie ucieka przed okrucieństwem, nie szuka łatwych rozwiązań, nie daje się skusić na pójście drogą na skróty. Ma jasno obrany cel, a jest on właściwie tylko jeden – zamącić czytelnikowi w głowie, przy okazji podnosząc mu ciśnienie i poziom adrenaliny. Książka jest dość surowa, momentami szorstka w odbiorze, chyba dokładnie taka, jak płatni zabójcy (tak myślę, żadnego nie znam, a przynajmniej nikt z moich znajomych nie przyznaje się do uprawiania takowej profesji) – nie znajdziemy tu liczenia się z uczuciami innych, ani czytelników, ani drugoplanowych bohaterów książki. Liczy się tylko zadanie, nawet sposób wykonania go trudno uznać za elegancki. Dla Gray Mana nie ma to żadnego znaczenia – nie lukruje rzeczywistości, nie nagina jej do niczyich potrzeb, jest do bólu prawdziwy i do bólu szczery. I w jakiś sposób fascynujący. Muszę przyznać, że polubiłam tego szaleńca, któremu na pewno nie zależy na tym, by ktokolwiek go lubił. On po prostu robi swoje.

Gdybym chciała jednym słowem zrecenzować książkę, powiedziałabym po prostu, że jest fenomenalna. Ostrzę pazurki na kolejny tom przygód Gray Mana. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Poradnia K nie zarzuci planów wydania całości serii, bo naprawdę wróżę jej świetlaną przyszłość na naszym rynku wydawniczym.

Dla kogo jest Gray Man. Na celowniku? To książka o wyraźnie sprecyzowanej stylistyce, dlatego i krąg odbiorców jest dość łatwo ustalić: muszą lubić sensacje na wysokim poziomie, nie odżegnywać się od opisów brutalnych scen, także zabijania, być odpornym na stres i chętnie łykać zwiększone dawki adrenaliny. Nadal upieram się, że to seria w zamyśle autora adresowana do mężczyzn, niemniej uważam, że nie jestem jedyną kobietą, która chętnie pozna Curta Gentry’ego bliżej.

 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Poradnia K

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

top-facebook top-instagram top-search top-menu go-to-top-arrow search-close